***te czasy, gdy Mgiełka była jeszcze kociakiem***
— Dorosłaś - Mgiełka nie dowierzała własnym uszom. On, ten Imbir dawał jej jakąś zasraną lekcję?! Teraz to się wkurzyła. Tak zdenerwowana to jeszcze nie była! Jak on mógł?! Ten cholerny lisi bobek! Co za... palant! Zamachała nerwowo ogonem, ale jej ciało nadal nie mogło się ruszyć. Ten durny Imbir się nią bawił, czy jak? Najwyraźniej. Wiedziała, że nigdy tego nie zapomni starszemu. Czyli cały czas ją prowokował? Nie mieściło jej się to w głowie! Co za pokraka! Aż sama się zdziwiła, ile w jej głowie poszło obelg w stronę kocurka. Należało mu się. Poniekąd jednak cieszyła się, że starszy uznał, że dorosła. Przynajmniej tyle. Strzepnęła uszami i odwróciła od niego wzrok. Po prostu nie mogła na niego patrzeć! I... i już! Serio się wkurzyła...
***i tak oto Mgiełka "dorosła" i stała się uczniem***
Mglista Łapa z polecenia medyka właśnie układała zioła, a ten zajął się sobą. Wysługiwał się nią! Na pewno! Była o tym przekonana. Spojrzała morderczym wzrokiem w kierunku swojego mentora. Nie zauważył jej. Może to i dobrze? W końcu Mgiełka po coś poszła szkolić się na medyka, a wiecznie Porannej Zorzy przy niej nie będzie. Kiedyś to będzie musiała sama wszystko robić... Ale jak dostanie takiego ucznia... Da mu popalić! O tak! To ona będzie się wysługiwać tym plugastwem zwanym kociakiem. Wróciła do swojego zajęcia, kiedy to do legowiska medyka wparował nie nikt inny, jak Imbirowa Łapa. O proszę! Kto tu zawitał? Sama nie wiedziała, czy się cieszy, czy też nie. Kocurek ewidentnie jej nie lubił, ona go tak, ale to było kiedyś. Teraz już niemal nikogo nie lubi. Przynajmniej z tym się łudziła. Nadal była wściekła na ucznia. Nie zapomniała mu tej zniewagi. Chociaż również i on stwierdził, że Mgiełka dorosła. Wolała to pominąć. Liczyło się to, jak ją traktował wcześniej, a potem tak długo się nie odzywał. Oczywiście, dopóki coś go tu nie sprowadziło, a to coś to na pewno nie była chęć odwiedzenia Mgiełki czy Porannej Zorzy. Dlaczego życie jest takie niesprawiedliwe? Jak ktoś czegoś chce, to przychodzi, a jak nic nie potrzebuje, nie ma go. Wzdychnęła i podeszła do mentora i o zgrozo Imbira.
— A tobie co? — zapytał Zorza, mierząc wzrokiem młodego ucznia.
— Łeb mnie boli, zgrzany jestem — Imbir pokazał ślad po ugryzieniu. — Wszystko przez szczura. - O proszę! Chyba szczurek wyręczył uczennicę medyka! Nie można powiedzieć, była mu poniekąd wdzięczna. Miała nadzieję tylko, że Klan Gwiazdy tego nie wie. Medyk obejrzał ranę kocurka i pokazał ją Mgiełce. Ta tylko kiwnęła głową i spojrzała na Poranną Zorzę. Chciała chyba po prostu skupić na kimś innym wzrok niż na Imbirowej Łapie.
- Nie patrz tak na mnie, tylko przynieś korzeń łopianu na ugryzienia szczurów oraz wrotycz marunę na gorączkę i ból głowy - jego niemal morderczy wzrok mówił wszystko. Mgiełka chętnie odeszła od niebieskiego kocurka i medyka. Ten pokazał Imbirowej Łapie, gdzie ma usiąść. Jakby sam nie wiedział gdzie. Jemu to akurat nie musiał. W myślach syknęła na kocurka. Wzięła potrzebne zioła i podeszła do płowego. - Teraz ty - Mgiełka spojrzała zdezorientowana na mentora. O co mu chodziło? - Nie patrz się tak na mnie. Kiedyś będziesz musiała zacząć sama obsługiwać swoich gości - ironicznie wypowiedział ostatnie słowo i odsunął się od uczniów. Mglista Łapa spojrzała niepewnie na niebieskiego. Co za lisi bobek, nie dość, że ten ją traktował, jak nie wiadomo kogo, to jeszcze ta musiała go obsługiwać! - pomyślała i wzięła się do przeżuwania korzenia łopianu. Czuła cały czas na sobie wzrok Imbirowej Łapy i czujne spojrzenie medyka, analizującego każdy jej ruch. Trochę było jej nieswojo, jednak tego przecież nie pokaże. Postanowiła nie cackać się z uczniakiem i nałożyła bez zastanowienia papkę na ranę kocurka. Imbirowa Łapa się skrzywił, ale nic nie powiedział. Był wytrzymały. Mgiełka sama musiała przejąć inicjatywę.
- Wzięło i padło się ugryzieniu biednego szczurka, co? - powiedziała z lekką nutą gniewu w głosie. Musiała się pohamować, okej? Poranna Zorza czujnie ją obserwował, chociaż była niemal pewna, że zareagowałby na jej miejscu podobnie. Podsunęła Wrotycz pod łapy Imbirowej Łapy. A niech ci pysk wykręci - dodała w myślach. - Jak tam trening wielmożny Imbirowa Łapo, a może raczej oazo spokoju? - Naprawdę nie mogła się powstrzymać. Naprawdę. Spojrzała kątem oka na zdezorientowanego medyka. Chyba nie chciał się wtrącać, bo chrząknął coś w stylu - mogłaś być bardziej ostrożna, ale jak na pierwszy raz, było okej - i odszedł. Po prostu zostawił ją z tym gnojkiem. Skuliła uszy i spojrzała na Imbira, może da się wciągnąć w jakąś kłótnię? A wtedy Mgiełka nareszcie się na nim odegra, na co liczyła już od kocięcych księżyców. Doprawdy nie wiedziała skąd tyle w niej złości, jednak ostatnio wydarzyło się tak dużo, że gdzieś musiała się jej pozbyć. Trudno. Spojrzała podejrzliwie na towarzysza.
<Imbir? Kłócisz się? xD>
Wyleczony: Imbirowa Łapa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz