- Cętko! - zawołała po czym położyła się na mchu. Rozejrzała się za paczuszką potrzebnych ziół, zobaczyła ją w kącie nory.
Bura przybiegła automatycznie.
- Co się stało? Kociaki?
Czarna pokiwała tylko głową. Wojowniczka pobiegła po potrzebne rzeczy, na jej twarzy malował się zarys stresu i niepokoju.
- Nie martw się, Konwalio. - miauknęła brązowooka liżąc uspokajająco ciężarną za uchem. Rośliny położyła w zasięgu łapy. - Dasz sobie radę.
Łaciata zamruczała w podziękowaniu za wsparcie.
Cętka włożyła patyk w pysk przyszłej matki.
- Masz, mówiłaś, że to zapobiega wrzaskom. I co teraz mam zrobić?
Kotka wypluła szorstką gałązkę by móc mówić.
- Ple... - wypluła ślinę z resztkami drewna. - Więc jagody jałowca na uspokojenie i polepszeni-
- Ale mi chodzi co teraz, potrzebujesz czegoś?
- Tak, spokoju.
Bura sięgnęła po jagody jałowca i znów nie pytając się o nic wsadziła je do paszczy Konwalii.
- Gotowe. - rzekła dumna z siebie.
Łaciatej nic innego nie zostało niż przeżucie ziół.
- No kiedy wyjdą?
- Czy ja naprawdę muszę ci mówić, że porody nie trwają krótko... Au!
- Już?
- Nie, to był tylko skurcz!
Mogło się wydawać, że z każdym uderzeniem serca ból narastał. Kotka strasznie ekscytowała się tym, że niedługo zobaczy swoje małe maleństwa.
- Serio, nie mamy całego dnia. Pośpiesz się. I weź ten patyk, bo mi uszy jeszcze uszkodzisz.
Ciężarna przewróciła oczami, jak widać jej przyjaciółka w ogóle jej nie rozumiała i myślała, że wszystko od razu się zrobi.
Wsadziła sobie patyk i kilka liści malin do pyska po czym zacisnęła na nim zęby z powodu mocnego kopnięcia od środka.
- Aaaaaa! - krzyknęła.
- Patyk mało amortyzuje wrzaski, ale możesz go przynajmniej pogryźć. - mruknęła pod nosem córka Czapli. - Naprawdę to tak boli?
- T-tak.
Po chwili ból się nasilił. Biało-czarna znów wydała z siebie długi krzyk.
- Konwalio, chyba widzę pierwsze kocię, znaczy... wychodzi z ciebie coś dziwnego.
- Wylizuj je. - poleciła żółtooka, po czym wzięła głęboki oddech i próbowała urodzić kolejne kocię przy czym wydając odgłosy bólu. - I proszę, przeżuj liście ogórecznika.
W tle było słychać piski co dopiero urodzonych stworzeń. Ciche i taki bezbronne. Zupełnie niewinne i czyste jak łza.
Wojowniczka skupiła się na pierwszym maluchu dokładnie wylizując go lub ją. Wytknęła język i wydała z siebie ciche ''Bleee...''. Po czym sięgnęła po liście rośliny i zaczęła je przeżuwać.
- Ty sobie przyj, a ja zajmę się tą koteczką oraz ziołami. - miauknęła Cętkowany Kwiat uśmiechając się do kociątka. - No i urodziłaś córeczkę, gratuluję. Ma takie same oczka jak ty...
Nim rodząca kotka zdążyła przypatrzeć się pierwszej istocie stworzonej przez nią i Świtającą Maskę narodziła się druga córka, instynkt asystentki medyka podpowiadał jej, że to jeszcze nie koniec męczącego oraz bolesnego porodu.
- Masz już dwie córki. - miauknęła bura wylizując dziecko Konwaliowego Serca. - A co mam zrobić z tą paką, wyplułam ją na razie na liść.
- P-po porodzie ją zjem. Aaaaaaaaaaa! - krzyknęła czując znów ból. Postanowiła przeć mocniej by przyśpieszyć poród.
- Świetnie ci chyba idzie. - miauknęła przyjaciółka rodzącej. - Ale nie przeszkadzaj sobie.
Skinęła głową.
- Trzeci kociak. - odrzekła młodsza kotka już się biorąc za wylizywanie następnego szkraba. - Kotka.
Konwaliowe Serce odetchnęła z ulgą. Wyglądało na to, że to już koniec. Koniec bólu i udręki. Świeżo upieczona matka była pozbawiona sił. Trójka jej młodych podeszła do niej, były czyste i starannie wylizane przez jej przyjaciółkę. Posłała uśmiech podziękowania towarzyszce. Kociaki zaczęły ssać mleko. Przypatrywała się im z ciekawością, zadawała sobie pytanie, czy któreś z nich będzie może rozbójnikiem czy oazą spokoju albo pokocha zioła tak samo jak ona, a być może bardziej? Jedno z nich było takie podobne do niej, drugie. Taka mini wersja jej, tylko brązowe zamknięta ślepia nie przypominały już matki. Każde było urocze i piękne, nią gardziły urodą, a przynajmniej dla łaciatej.
- Konwalio, proszę, to ta papka co chciałaś... - mruknęła Cętkowany Kwiat podając biało-czarnej rozpaplane zioła.
- Dziękuję... Za wszystko, Cętko... - miauknęła połykając lek. - Bez ciebie być może one w ogóle by nie przeżyły, wiec, że jestem ci wdzięczna...
Czuła ciepło na sercu, takie prawdziwe, czułą się matką,a le nie wiedziała jak nią być. Na razie nawet nie mogła za bardzo odgrywać jej roli, jednak one były wciąż dla niej najważniejsze.
- Kocham was... - szepnęła do pijących mleko kociaków.
***
Pora nowych liści sprzyjała kotką, Konwalia odzyskała siły po męczącym porodzie i mogła już wracać do domu, jednak musiała jeszcze coś zrobić. Obiecała, a ona dotrzymuje obietnic. Poszła pod kamień spotkań jej i ukochanego Świta. Spotykali się tam często, miała nadzieję, że właśnie teraz na nią tam czeka.
- Świt, jesteś tu...? - miauknęła stojąc po drugiej stronie kamienia, choć po innej niż zawsze.
- Konwalia? - usłyszała ucieszony głos, który mogła rozpoznać wszędzie. - Jestem, czekałem.
- Tutaj masz kocię, ona jest strasznie podobna do mnie... Proszę, opiekuj się nią, a tutaj reszta naszych kociąt, wszystkie to kotki. - miauknęła wychodząc z poza kamienia.
- Nazwałaś już je?
- Nie, chciałam to zrobić z tobą, kochanie. - mruknęła lekko się uśmiechając.
- Są piękne. - odrzekł płowy delikatnie głaszcząc swoje córeczki po malutkich główkach. - M-może tą nazwiemy Noc?
- Noc?
- Tak, jest ciemna i taka śliczna oraz w nocy się spotykamy.
- To dobre imię, Świt. A tą?
- Ma takie same oczy jak ty. - zaśmiał się cicho wzruszony kocur.
- Co myślisz o Stokrotce...? Mają żółty środek jak jej oczka.
- To śliczne imię, pasuje. - morskooki zerwał kwitnącą stokrotkę i wpiął za ucho niebieskiemu kociakowi. - pasuje. - powtórzył. - Burza, nich tamta będzie Burza, Konwalio.
- Dobrze. Pamiętaj by oczyścić się z zapachu. Kocham cię i je też, do zobaczenia!
- Do zobaczenia!
***
Dookoła jej zebrał mały tłum ciekawych kotów. Cętka przeganiała ogonem zbyt zainteresowanych
- A kysz! - miauknęła bura. - Jesteśmy zmęczone podróżą, łapy mi odpadają i Konwalii, a kociaki też zasługują na odpoczynek.
Obie przyjaciółki miały popękany poduszeczki łap przez ciężką podróż. Czarna marzyła o tym by wreszcie położyć się w swoim legowisku i odpocząć. Pysk bolał ją od noszenia wiercących się maluchów.
- Gdzie matka kociąt? - usłyszały kogoś głos.
- Matka... y... O-ona nie chciała iść do Klanu. - wymyśliła żółtooka.
- To spodziewane po pieszczochach! - odrzekł jakiś kot z tłumu. - Chcą by ich dzieci były w Klanie, a sami nie ruszą ogona.
W końcu wśród grupy kotów pojawił się Orlikowy Szept oraz dwójka medyków - Jeżowa Ścieżka i Zajęcza Stopa.
- Cętko! - biały przytulił się do swojej partnerki. - Tęskniłem! No i za tobą też, Konwalio! - miauknął wtrącając do przytulasa łaciatą.
- No już dobrze, one muszą chyba odpocząć. - miauknęła Zajęcza Stopa ze śmiechem. - Wszystko dobrze? Były jakieś komplikacje?
- Nie, wszytko jest w najlepszym porządku. - odrzekła matka trójki kociąt przytulając je do swojej piersi. - Mam rodzinę w klanie... - szepnęła.
Jeżowa Ścieżka uśmiechnął się lekko i przyjrzał się kociakom z ciekawością.
- Jak je nazwałyście?
- To jest Burza. - wskazała ogonem pierwszego kociaka z brązowymi oczami. - A to Stokrotka.
- Witajcie... - mruknął czekoladowy kocur do dzieci Konwalii, oczywiście nikt oprócz jej, Cętki i Orlika nie wiedział o tym fakcie. - Tutaj Jeżowa Ścieżka. - brązowooka dotknęła delikatnie łapą asystentka medyka ten zaśmiał się. - Są urocze.
- Tak, są.
<Burza? Stokrotka? Noc? najprędzej kociaki z KB Chce ktoś się przywitać z mamusią :3?>
Klep Stokrotką!
OdpowiedzUsuń:3
UsuńKażde imię ma uzasadnienie a Burzy nie ... dobra nie ich wina. Sama nie wiem dlaczego ona tak się nazywa.
OdpowiedzUsuńMożliwe, że jej imię jest również uzasadnione. Klan Burzy jest klanem, który przyjął Konwalię do siebie i zapewnił jej przyszłość. Możliwe, że kociak mógł zostać nazwany (fabularnie) właśnie na cześć klanu.
UsuńSama gdy wymyślałam imię nie wiem dlaczego ją tak nazywałam ...
Usuń