Młody burasek najwidoczniej rwał się do poznawania świata, gdy już po tygodniu jego powieki zaczęły się rozchylać, ukazując kocięcy błękit czystych oczu pod spodem. Oczywiście ku zachwytowi Sadzawki, która rozśpiewana chwaliła się “osiągnięciem” synusia każdemu, kto zdecydował się przekroczyć próg gniazdka karmicielki. I chociaż sam Rokitnik nie rozumiał, co właściwie się działo, z wielkim zacieszem na pyszczku, do każdego napotkanego czy też podsuniętego przez matkę kota mrugał ładnie tymi swoimi ślepkami. Tak entuzjastycznie był przedstawiany coraz większej ilości kotów, aż w końcu - pojawił się *on*.
— Ah, Padlino! Zobacz, jak szybko Rokitnik otworzył oczka! — Zaraz chwyciła kociaka, który do tej pory był zajęty obślinianiem kawałka mchu i podłożyła dymnemu kocurowi prawie pod sam nos. Rokitnik skierował na niego swoje spojrzenie i… wykrzywił bury pyszczek.
Marszcząc się, uchylił pysk z którego wyleciało ciche syknięcie, niczym atakowanej żmiji.
— Chyba mnie nie lubi — zauważył Padlina beznamiętnie, przyglądając się minie kociaka, który zauważywszy szparę w zębach wciąż wydawał z siebie syki, ucinając jedynie na momenty, by wziąć wdech. Będzie bronił mamusię przed tą maszkarą! Wory pod oczami sięgające policzków, dziura w uzębieniu i te okropne przekrwione oczyska! Mamusia na pewno podnosiła go, żeby się za nim schować. Machnął nawet groźnie łapką, próbując odpędzić złego potwora. Sadzawka widząc to, otworzyła tylko szerzej oczy i posadziła synka przed sobą.
— Skarbie, to tatuś! — wytłumaczyła prędko, poprawiając futerko na burym czółku. — Nie syczymy na tatusia — dodała, marszcząc nieznacznie brwi.
Tatuś? Że druga połowa mamusi? Rokitnik na tyle ile mógł wychylił się, żeby jeszcze raz zobaczyć gościa, który już widocznie spięty szukał wzrokiem wyjścia. Jego krzywy ogon nie mógł usiedzieć w miejscu, a przerwane, opadłe ucho dyndało niezdarnie, gdy odwrócił łeb w stronę progu żłobka. Malec wciąż jednak krzywił się na jego widok. To niby miał być jego tatuś?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz