-Jak chcesz to ci pokaże i cię nauczę. - zaproponował święcie przekonany, że kotka dałaby radę odtworzyć te dziwne ruchy. Szylkretka lekko się skrzywiła.
- M-może najpierw chodźmy na polowanie? – spytała, zmieniając temat. Wszystko, o czym mówił Zimorodek, wydawało jej się strasznie dziwnie. Dorosłość każdego dnia wprawiała ją w coraz większe zmieszanie, kiedy to dowiadywała się nowych rzeczy. Zawsze wiedziała, iż ma ona trochę ograniczone myślenie, ale kociaki z drzewem? To brzmiało dla niej wręcz nierealnie, ale jeśli zaczęłaby to kwestionować, wyszła by na jeszcze głupszą, niż była. Będąc w lesie, rozdzielili się na moment, w celu samodzielnego zdobycia zwierzyny. Zguba z nieufnością spoglądała na wszystkie okazy tych wielkich przedstawicieli fauny z liśćmi. Wzdrygnęła się, gdy przypadkiem gałązka musnęła jej grzbiet. Podskoczyła w miejscu i popędziła do przodu, a widok wiewiórki przywołał ją do porządku. Otrząsnęła się i na ugiętych łapach skradła się w stronę rudego stworzonka, a potem naskoczyła na niego i wbiła zęby. Ofiara chwilę się wierciła i wydawała z siebie płaczliwe piski, nim w końcu zaczęła bezwładnie wisieć w pysku kotki. Szylkretka postanowiła wrócić do towarzystwa, nim w pełni dostanie jakiegoś przewrażliwienia na punkcie „niebezpiecznych” drzew. Szła dosyć żwawym tempem, nim w końcu wpadła na kocura, który nie miał ani jednej piszczki.
- O! Tak… Miałem pecha… - wytłumaczył, na co kotka tylko pokręciła łebkiem z niedowierzaniem. Odstawiła zdobycz na ziemię, by łatwiej było jej mówić.
- No w sumie mało tu w pobliżu zwierzyny, może się akurat dzisiaj pochowały – stwierdziła, rozglądając się. Zauważyła, iż Zimorodek co chwilę wbija spojrzenie w każde napotkane drzewo. – Em… Te kociaki tak serio pojawiają się znikąd? – spytała niepewnie, z lekka zaciekawiona tym wszystkim. Wciąż wydawało jej się to dziwne, więc musiała się upewnić, o co w tym chodzi.
- No nie znikąd, tylko z drzew- oznajmił spokojnie – To nauczyć cię? – zapytał.
- Ja chyba podziękuję – machnęła ogonem – Poza tym… kotki tak chyba nie mogą – dodała niepewnie. Wciąż było to dla niej zbyt skomplikowane i w przyszłości nie wyobrażała sobie, że miałaby mieć dzieci. Raczej nigdy do tego nie dojrzeje i podziwiała Zimorodka, że on i Kwaśna Łapa są już gotowi na własne pociechy i się o to starają. – Ale tobie życzę powodzenia, skoro tak bardzo ci zależy – miauknęła.
- Dzięki, przyda się, bo póki co nic nie wychodzi – odparł zasmucony. Zgubiona nawet nie zamierzała poruszać kwestii tego, czy aby na pewno drzewka dają kociaki, więc tylko pokiwała głową.
- Może przejdziemy się na taki spacer i po prostu poprzyglądasz się wszystkim drzewom i znajdziesz do idealne. Czy twój brat jak tłumaczył ci to wszystko, to nie wspomniał przypadkiem, że to musi być jakiś specjalny rodzaj drzewa? – szukała sposobu na pocieszenie go i jednocześnie wyjaśnienie sobie tego wszystkiego – Najwyżej jak już ogarniesz, co gdzie rośnie, to tu kiedyś wrócisz i… spróbujesz jeszcze raz – dodała, gdyż sama nie chciała być świadkiem tego, jak kocur tworzy kocięta z drzewem.
<Zimorodkowy Blasku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz