Śliwka siedziała na gałęzi, gdzieś w koronie rozłożystej jabłoni. Nie zważała jednak na wysokości. Mroźny wicher mierzwił jej futro, a przed samym nosem tańczyły setki białych śnieżynek, którym przyglądała się z satysfakcją. Wyciągnęła łapę przed siebie, aby złapać którąś z nich, jednak zniknęła, zanim zdążyła jej dotknąć. Spróbowała swoich sił jeszcze kilka razy, ale zdawało się, że każdy płatek umyślnie jej umyka. Niespodziewanie, wiatr nasilił się. Targał już nie tylko jej futrem i wibrysami, ale całym drzewem, na którym siedziała. Gorączkowo wczepiła się pazurami w gałąź, jednak mimo tego była bliska upadku. Wtem, gałąź złamała się, a Śliwka została porwana przez wicher razem z odłamanym fragmentem jabłoni.
Poczuła szturchnięcie. Lekko otworzyła oczy i nieprzytomny wzrok skierowała na siedzącą przed nią Cichą. Więc to był tylko sen...
Mała siedziała wtulona w mamine futro. Na początku nic nie zrobiła sobie z obecności Cichej i chciała wrócić do spania, jednak siostra pacnęła ją w ucho. Szylkretka spojrzała na cętkowaną nieco bardziej uważnie, ale niedługo znowu poddała się senności. Najwyraźniej Cicha straciła już cierpliwość, bo zamiast pacnąć zaspaną Śliwkę albo delikatnie ją szturchnąć, tak jak robiła to poprzednio, zaczęła podgryzać jej łapy. To przyniosło zamierzony skutek.
— No dobra, już wstaję! — wypowiedziała czekoladowa zduszonym szeptem i już całkiem trzeźwo spoglądała na podekscytowaną siostrę.
Cicha zachęcająco kiwnęła głową w stronę wyjścia ze żłobka. Śliwka miała nadzieję, że chce po prostu pobawić się w obozie albo zaczepić jakiegoś kota, ale nie chciało jej się w to wierzyć. Zresztą już po chwili niema koteczka wydrapała na podłożu schematyczny rysunek przedstawiający drzewo. Nie mogło być mowy o nieporozumieniu.
— Cicha, ty chyba nie chcesz samemu...
Srebrna pokiwała łebkiem z entuzjazmem.
— No nie wiem... — Śliwka zmarszczyła czoło w zamyśleniu. — Jeśli ktoś nas zauważy, możemy dostać niezły ochrzan...
Cicha strzepnęła ogonem. Czekoladowa szylkretka domyśliła się, że powoli traci cierpliwość, jednak nie wydawało jej się, aby samotne wyjście było dobrym pomysłem.
— Myślę, że nie powinnyśmy...
Niema kotka dłużej nie słuchała. Skierowała się w stronę wyjścia z kociarni. Przed postawieniem łapki na ziemi, posłała jeszcze siostrze wymowne spojrzenie i uśmiechnęła się przekornie. Wtedy rzuciła się pędem przed siebie. Śliwka nie miała wyboru, musiała pobiec za nią. Zerwała się na łapy — przy okazji delikatnie kopiąc śpiącą obok Brzoskwinkę — i wyskoczyła na zewnątrz. Miała nadzieję, że nie zbudziła tym bicolorki.
Koteczka biegła za Cichą jeszcze przez kilka długości lisa. Niebieska wytraciła prędkość dopiero, kiedy miała pewność, że uciekły z zasięgu wzroku pozostałych Lisiaków. Zwolniła tempo, dając dogonić się Śliwce, i rzuciła jej zadziorne spojrzenie mówiące mniej więcej tyle, co "to jak, jednak idziesz?".
— Wciąż myślę, że to zły pomysł! — miauknęła z wyrzutem. — Ale skoro i tak już tu jesteśmy, to znajdźmy to drzewo i wracajmy, zanim mama się obudzi.
Cicha uśmiechnęła się promiennie. Mimo iż Śliwka próbowała z tym walczyć, na jej pyszczek również wkradł się lekki uśmieszek. No dobra, nie był to szczyt odpowiedzialności, samemu zapuszczać się poza żłobek, ale puszczenie samotnej Cichej byłoby jeszcze mniej odpowiedzialne, czyż nie? Poza tym może rzeczywiście będzie niezły ubaw...
<Cicha?>
Dokładnie Śliweczko pilnuj siostry XD
OdpowiedzUsuń