Na początku czuł tylko rezygnację. Po kolejnych złośliwościach Błotnistej Gwiazdy stwierdził, że niezależnie co zrobi, i tak mu się nie uda. Próbował, owszem, ale myślami był zupełnie gdzie indziej. Nie miał siły się kłócić, zresztą odbierał zasłużoną karę.
Teraz było inaczej. Z dnia na dzień kiełkował w nim gniew. Chciał udowodnić tej kupie kłaków, że nie z gówna go ulepiono. I nie hamował już złośliwości. O dziwno, Błotnistej Gwieździe zdawało się to nie przeszkadzać, a wręcz przeciwnie. Za każdym razem, gdy uczeń go obrażał (zawsze za pomocą wysublimowanego sarkazmu), w jego oczach pojawiał się błysk.
Coraz częściej też myślał o Lisiej Gwieździe. I o sposobie, w jakim się do niego zbliżyć i dokonać zemsty. Uśmiechał się wtedy złowieszczo, a jego oczy lśniły niebezpiecznie.
Dzisiaj obudził się sam, zanim Błotnista Gwiazda zdążył po niego przyjść. Ledwo widząc na ślepia, wyszedł z legowiska. Korzystając z okazji, porwał nornicę ze stosu i prawie połknął w całości.
- A co to się stało? Masz problemy ze snem? Może dołożyć ci pracy, wtedy łatwiej zaśniesz? - mentor szedł w jego stronę ze złośliwym uśmiechem.
- Nie, po prostu powietrze o tej porze jest tak cudownie rześkie, że nie mogłem tego przegapić. - Odpowiedział fałszywym uśmiechem. Było paskudnie - chłodno i wilgotno, Pora Opadających Liści nadeszła z pełną mocą. Lider tylko prychnął.
- Dzisiaj pójdziemy na polowanie.
- Pójdziemy? Nie zasłużyłem na taki zaszczyt! Zapewne masz dużo ważniejszych rzeczy niż bieganie ze mną po lesie, Błotnista Gwiazdo! - jego głos wprost ociekał ironią.
- Nie schlebiaj sobie. Tak się składa, że nie mam absolutnie nic do zrobienia, więc poświęcę ci odrobinę mojego cennego czasu - mentor podjął grę. - Zresztą, ktoś musi pilnować, żebyś niczego nie spartolił.
- Będę zaszczycony - uczeń obnażył kły, przecząc wypowiedzianym właśnie słowom.
Polowanie szybko przerodziło się w rywalizację. I trudno było nazwać ją zdrową. Najpierw Błotnista Gwiazda rzucił się na nornicę, na którą czaił się Wilcza Łapa. Uczeń zrewanżował się nieostrożnym postawieniem łapy, płosząc szelestem wróbla, którego mentor prawie miał w łapie. A później już samo poszło. Walczyli ze sobą o każdą, najmniejszą zdobycz, używając siły albo podstępu. I okazało się, że obaj są niezwykle pomysłowi. Buck miał równie duże łowieckie doświadczenie co mentor, ustępował mu tylko zwinnością, nadrabiając to jednak chorym uporem i umiejętnością wyciszenia emocji. Lider robił wszystko, by go rozproszyć i wyprowadzić z równowagi, najczęściej jednak bezskutecznie.
- Zupełnie nie rozumiem, jak Cętkowany Liść mogła pomyśleć, że się dla niej nadajesz - rzucił w pewnym momencie, swobodnym tonem.
W kocurze zawrzało. Wszystkie tłumione od kwadry emocje wróciły ze zdwojoną siłą. Niewiele myśląc, rzucił się na mentora.
Ten tylko na to czekał. Odskoczył, okrążając przeciwnika. Buck warknął, podnosząc się z ziemi. Natarł ponownie. Był szybszy, zdołał zacisnąć szczękę na szyi mentora. Lider przetoczył się na brzuch, przygniatając czarnego. Ten kąsał na oślep, nie mogąc się ruszyć. Siłowali się, oddychając coraz głośniej. Buck w końcu się uwolnił. Odskoczył. Stali teraz naprzeciw siebie, mierząc się wzrokiem. Wilcza Łapa dyszał ciężko.
- Czyli trafiłem w słaby punkt - jak gdyby nigdy nic, Błotnista Gwiazda uśmiechnął się złośliwie. - Zbierz piszczki i zanieś do obozu, nakarm starszych i Gęsie Pióro. A później zabierz się za sprzątanie legowisk. Wszystkich. Moim możesz zająć się na końcu, przy okazji opowiesz mi trochę o Kodeksie Wojownika.
Mentor odwrócił się i odszedł, jak zwykle nie czekając na jego reakcję.
Wilcza Łapa odetchnął głębiej. Ten sukinlis wszystko przewidział! Prowokował go cały czas, czekając aż puszczą mu nerwy… Przeklął w duchu swoją głupotę. Skoro za bójkę z wojownikiem znowu został uczniem, teraz mógł nawet wylecieć z klanu. A mimo to Błotnista Gwiazda po prostu odszedł. Żeby obmyślić jeszcze gorszy plan upodlenia go, tego był pewien, ale mimo wszystko…
Warknął, wyklinając na czym świat stoi. Zebrał zdobycze (lider wygrał o jedną, cholerną mysz) i starając się opanować stroszące się ze złości futro, wrócił do obozu.
Oświeciło go. Wymieniał właśnie swoje posłanie, rozmyślając o Lisiej Gwieździe i jego bolesnej śmierci, gdy nagle… Już wiedział. Na razie miał tylko pomysł, ale bardzo szybko przeradzał się w plan. Plan co prawda samobójczy, ale idealny.
Przecież znał kogoś w Klanie Klifu, prawda?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz