Przemierzali tereny nad rzeką. O tej porze roku zdawała się rwąca i choć nurt był na tyle duży, by ponieść kota, nie byłoby raczej problemów z płynięciem pod prąd.
"Najpierw trzeba w ogóle umieć pływać", zbeształa siebie w myślach.
Na myśl o bystrym nurcie wody żółć podchodziła jej do gardła. Mętne szaro-błękitne fale wody rytmicznie uderzały o piaszczyste koryto. Spojrzała na Frezję, ale wojowniczka tylko stała w bezruchu, nasłuchując czegoś. Wilcza Łapa wyostrzyła zmysły i w końcu też usłyszała to, co zwróciło uwagę kotki. Charakterystyczny plusk wody i szelest krzewów.
Wilcza Łapa przeniosła ciężar na uda i bezszelestnie ruszyła do przodu, ale Frezja pokręciła głową i wyprzedziła uczennicę.
— Zostań tutaj z Błękitnym Ogniem. Zobaczę, co to.
I zniknęła w gąszczu ostrych krzewów. Błękitny Ogień spojrzał na dymną i posunął się do przodu. Trzymała się niego, depcząc mu po piętach, gdy wchodzili w krzewy i to właśnie zza nich obserwowali, co się działo.
Bury samotnik wykopywał właśnie zwierzynę z dziury, którą nie tak dawno zakopali, by zapolować jeszcze na coś innego i wrócić później. Zapach jednak wyraźnie zdradzał, gdzie zwierzyna była ukryta.
Wilcza Łapa odruchowo zjeżyła się, nie chcąc pozwolić, by ich ciężka praca została udaremniona, ale Błękitny Ogień powstrzymał ją.
— Spójrz. Trzeba zachować cierpliwość.
Pokiwała głową na słowa wojownika. Przyjrzała się odgrywanej scenerii. Frezja wydała z siebie ostrzegawczy syk, ale wyraźnie wychudzony samotnik nie zamierzał odpuścić. Wojowniczka była zmuszona zaatakować, gdy ten nie ustąpił i nie oddał ukradzionego łupu. Rzuciła się na niego, a obcy nie zdążył nawet uskoczyć. Spletli się w uścisku. Kotka dostrzegła, że intruz złapał głowę Frezji obiema łapami i cisnął ją z całej siły do dołu, by ta zetknęła się z twardą glebą i rozwaliła sobie czaszkę. Frezja jednak złapała go za łapę i wykręciła, powodując aż chrzęst miażdżonych kości. Rozległ się wrzask, ale Wilcza Łapa patrzyła na to chłodnym wzrokiem, bez krzty zawahania. Zauważyła, że Błękitny Ogień również nie zraził się tym widokiem.
Samotnik w końcu wyrwał się wojowniczce i uciekł, ale ta nie goniła go. Jedynie podniosła się z ziemi i zadyszana wróciła do nich.
— Nie powinnaś go zabić? — spytała z powątpiewaniem dymna. — Może wrócić.
Frezja dmuchnęła, a świst wydarł się z piersi.
— Jeśli wróci, to życie mu najwyraźniej niemiłe — odparła. — Nie każdego trzeba dobijać.
— Trzeba było go zabić — powiedział chłodno Błękitny Ogień. — Weź piszczkę, zbieramy się do obozu.
Wojowniczka wróciła się po zdobycz, a im pozostało już tylko skierować swoje kroki do reszty klanowiczów.
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz