Kiedy dzień i noc zlewają się w jedną masę wraz z chmurami i zimnem świata dookoła, nikomu nie chce się wstawać z ciepłego legowiska. Nieprzyjemne podmuchy wiatru, zbliżającej się pory śniegów i zamieci przysparzają nieprzyjemnych myśli i niechęci do pracy. Jednak obowiązki wzywają. Każdego. W tym i małą zwiniętą w rogu żłobka kuleczkę liliowego futerka. Kocię, znalezisko odkryte niedaleko granic klanu Klifu, spało sobie w najlepsze. Popołudniowe drzemki zdawały się zajmować całe dnie jego bycia, nawet odkąd otworzyło oczy i zaczęło stawiać niepewne kroki. Teraz kiedy bieg i skok nie sprawiały mu żadnego problemu, nadal drzemał sobie z dala od oczu innych. Czasami było mu trochę samotnie, zwłaszcza kiedy jego droga Wrzosowa Pogoń wychodziła poza żłobek. Nuda doprowadzała do uciekania się do snów, pomimo rozpierającej go energii. Bławatek nie miał tutaj nikogo poza swoją mamą, tak przynajmniej nazywał swoją opiekunkę. Inne kociaki już dawno wyrosły na uczniów, zanim tak właściwie zdążył się z nimi dobrze zapoznać.
Nic dziwnego więc, że rosło mu się tylko w towarzystwie starszyzny, a wychodzić ze żłobka tylko za Wrzosową. Ten wielki świat, tak obcy i coraz zimniejszy wydawał mu się być niezwykle przerażający. Czasami zaglądał za wejście do żłobka i przyglądał się, jak większe koty wchodzą i wychodzą z obozu. Jak pracują i rozmawiają ze sobą. Jednak bał się wystąpić w przód, zapytać, zagadnąć. Wszyscy wydawali się tacy… więksi od niego. Przerażający.
Jednak jak to z kociakami bywa, strach go na długo nie zatrzymał. Mama drzemała sobie tak, aby mógł wtulić się w jej miękkie futro i samemu zamknąć swoje oczka. Jednak Bławatek miał inne plany. Za wejściem, daleko i tylko przez sekundy, mignęła mu postać o intrygującej posturze. Jego małe uszka i oczka nastawiły się od razu, szukając jej ponownie. Musiał podejść bliżej, porzucając ciepło mamusinego ciała. Był taki niepewny, gdyż jego łapki, pomimo że sprawne, miały tendencję do plątania się. Tylko jego główka wyściubiła się ze żłobka, aby lepiej się rozejrzeć. Kot, którego Bławatek szukał, zdawał się stać wcale nie tak daleko od niego. A jednak trochę za daleko. Wizja potrzeby przejścia takiego kawału drogi wzbierała w kociaku silną niepewność. “Powinienem czy nie?”. Odpowiedzią było, nie. W końcu jego mama wyraźnie zarządziła drzemkę. Kim był więc Bławatek, aby się jej stawiać? A otóż był kociakiem i zaglądając na starszą kocicę, wyszedł ze żłobka. Ostrożnie obrał sobie drogę w kierunku innego kota. Nie był on tak duży, jak inne, ale nie był też tak mały, jak Bławatek, praktycznie szybujący po miękkim, białym puchu pod nogami. Jak to czasem dobrze jest być lekkim. Łapki stawiał powoli i z uwagą. Wolał nie spotkać się pyszczkiem ze śniegiem. Bardzo zimnym śniegiem. Jego ogonek zamachał na boki z radością, kiedy zbliżył się wystarczająco i z zafascynowaniem wbił wzrok w kota przed sobą. Przysiadł sobie za nim i obserwował. Jasna sierść nieco falowała na delikatnym wietrzyku. Nieznajomy siedział dziwnie jakby tak nie do końca kocio.
Chwilę tak się wpatrywał, aż kot nie odwrócił się w jego kierunku z widocznym zamiarem zmiany miejsca swojego przesiadywania. Wtedy też mało nie wskoczył na niewielkiego kociaka wbijającego w niego swoje ślepia. Kot, a raczej kotka, sądząc po wysokim pisku, jaki z siebie wydała, zatrzymała się wpół kroku. Dziwnego kroku. Bławatek widział już wiele kotów, ale nie takich używających tylko dwóch łap. Jego pomarańczowe oczka aż zabłyszczały z ciekawości, jaka zapaliła się w jego sercu, ale nieco onieśmielony nie odezwał się. Nastała chwila ciszy. Nie była to cisza nieprzyjemna, przynajmniej dla ciekawskiego kotka, który z braku rówieśników, nie bardzo potrafił zacząć konwersację. Dlatego kontynuował spoglądanie na przedziwną kotkę, może nawet nieco za bardzo zachwycony tym jak inna jest.
<Skacząca Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz