Zgromadzenie przebiegło całkiem spokojnie. Wciąż pamiętała stresujący moment, gdy zapachy różnych kotów dotarły do jej nozdrzy w jednym momencie. Rozmowa z mentorką okazała się być zbawienna. Jedyne, na co Wilcza Łapa mogła narzekać, to na fakt, że widziała widok prawdopodobnie rozpoczynającego się romantycznego zbliżenia dwóch liderów za skałą, ale cóż... Co kto lubi. Szakali Szał na zgromadzeniu powiedziała jej trochę więcej o sobie, co też zainteresowało dymną, bo zdawały się do siebie bardziej niż podobne. Ona też nie była złym kotem, mimo że wielokrotnie robiła złe rzeczy i... rozumiały się. Ze wszystkich klanów cieszyła się, że to tutaj właśnie dołączyła.
Teraz jadła zasłużoną zdobycz po odbytym treningu. Odrywała kawałki mięsa za mięsem, delektując się jedzeniem stworzenia, które było czyste i naturalne, w przeciwieństwie do śmieciowego żarcia z miasta.
Poczuła gwałtowny ból na swoim ogonie, nastroszyła się jak jeż i odwróciła w tamtą stronę, instynktownie sycząc, gotowa do obrony. Jednak był to tylko ojciec, który rzucił jej z deczka rozbawione spojrzenie.
— Widzę, że jesteś przyzwyczajona do tego, że ktoś na każdym kroku chce cię zabić. Dobrze, że nie zapomniałaś, jak się bronić — pochwalił ją. — Jednak tutaj, gdyby ktoś ci zagroził, byłby już martwy.
Zwróciła pysk ku swoim łapom z lekkim zawstydzeniem.
— Tak myślisz?
— Mieliśmy to szczęście, że każdy z nas szkoli się u jednego z bardziej lubianych przez lidera kotów. Poza tym, klany działają trochę inaczej. To społeczność, więc nie ma tu mowy o zabijaniu kogokolwiek.
— Ja słyszałam co innego — mruknęła pod nosem.
— Nie myśl o tym. Tutaj jest bezpiecznie.
— Dlaczego nie powiedzieliście dokładnie co się działo w Betonowym Świecie?
— Przecież dokładnie widziałaś, co się działo. Wszyscy umierali jeden po drugim. My też byśmy tak skończyli.
— Mam wierzyć, że nagle komuś zachciało się zabijać akurat członków naszego gangu? Musiał być jakiś powód — strzepnęła ogonem, ale kocur westchnął tylko, kładąc łapę na łapie swojej starszej córki.
— Teraz pozostaw przeszłość za sobą. Nigdy nie chciałem, żebyś musiała być jakkolwiek wciągnięta w to świństwo z miasta, ale okoliczności nas do tego zmuszały. Tutaj nie musisz się tym przejmować. Po prostu żyj jak inni.
Żyj jak inni.
Dobre.
— Jasne, tato — odpowiedziała, chociaż nie była przekonana do tego, że powinni czuć się tu bezpieczni. Wciąż musieli mieć oczy dookoła głowy. Zagrożenie było wszędzie, zwłaszcza gdy moralność lidera była wątpliwa. Wątpiła, że skrzywdziłby kogoś potrzebnego, ale... Podejrzewała, że nie miałby oporów z krzywdą kogoś bezużytecznego.
[przyznano 20%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz