Minęła wejście do obozowiska i od razu uderzył w nią znajomy zapach, który kiedyś był dla niej smrodem zwiastującym niebezpieczeństwo, a teraz - wonią kojarzącą się z domem, ciepłym posłaniem, nieco świrniętą społecznością i przede wszystkim rodziną.
Trzeba przyznać, że ostatnimi czasy dużo się działo. Klan Burzy wyzwolił się spod ich łap, a rewolta była niebywale spektakularna. Może i by ją cieszyło wpatrywanie się w ten widok, bo co wojna to nowe doświadczenia, jednak niestety to głównie na nich odbił się cały ten ruch. Koty nieco osłabły przez podtruwane zioła.
Podeszła do sterty zwierzyny i upuściła nań szarawą myszkę, siadając następnie w obozowym cieniu. Spod zmrużonych powiek obserwowała życie toczące się na leśnej polanie. Zgiełk rozmów, szeptów czy plotek rozciągał się wzdłuż niej, a ona słyszała to i nawet nie miała potrzeby się od tego izolować - całkiem podobał jej się fakt, że klan był żywy i łatwo było wyciągnąć rozprzestrzeniające się informacje.
Zaskoczyła się więc lekko, gdy ujrzała złotą zastępczynię kroczącą ku niej. Odbyły już dzisiaj trening, więc co Szakal chciała zrobić? Pogadać? Poinformować o czymś? Jak na zawołanie, dymna podniosła się z łap, zbliżając się do kotki.
— Przygotuj się, bo wieczorem czeka cię ważna chwila — oznajmiła, rzucając jej uśmiech od ucha do ucha. — Robisz postęp za postępem, więc mam nadzieję, że zaprezentujesz się jak najlepiej.
Wilcza Łapa parsknęła.
— Postaram się — nie dopytywała, o co dokładnie chodziło córce Stokrotkowej Gwiazdy, bowiem domyślała się i to tylko budziło w niej ogromne dozy podekscytowania, które usiłowała zatrzymać w sobie. Nie potrafiła jednak nie uśmiechać się głupio, co nie uszło uwadze złotej, która na moment położyła swoją łapę na jej łapie, po czym odeszła, zajmując się swoimi sprawami.
Z durnowatym nieco krokiem i uśmieszkiem godnym największego zawadiaki ruszyła do legowiska uczniów i zgodnie z oczekiwaniami, zastała tam kończącą posiłek Różaną Łapę. Niedaleko leżeli rodzice, miziając się gdzieś w kątach i przejeżdżając szorstkim językiem po swoich futrach z widoczną troską.
— To już chyba ten moment — zielone ślepia zalśniły z radością. Różana Łapa podniosła się na nogi, rzucając siostrze pytające spojrzenie. — Chyba mnie mianują.
Szylkretka rzuciła się w objęcia znacznie wyższej, ciemnofutrej uczennicy. Wilcza Łapa położyła podbródek na barku młodszej.
— Gratuluję! — miauknęła kotka, co zwróciło uwagę Ostrej Łapy. Kocica uśmiechnęła się półgębkiem, przerywając kontakt wzrokowy z ojcem.
— Tak szybko? Jesteśmy tutaj niepełny księżyc — zauważyła srebrna. Podeszła do córki, tarmosząc ją po głowie. — Moja krew.
— Będziesz musiała walczyć — przypomniał leżący niedaleko pręgowany czekoladowy kocur, unosząc się na łapy i dołączając do córek. — Jesteś gotowa?
— Tak — odparła z przekonaniem. Już ją przeszłość nauczyła, żeby nie zastanawiać się nad ofiarą, jeśli jej szkoda jest dla ciebie korzystna. Brutalne były to zasady, ale nie miała wyboru. Swoje życie powinna stawiać na pierwszym miejscu, dlatego była gotowa nawet poważnie okaleczyć swojego przyszłego przeciwnika, jeśli miałaby w ten sposób zdobyć uznanie mentorki i liderki.
Spojrzała w stronę zachodzącego słońca. Niebo przybrało barwę mocnej czerwieni i różu mieszającej się z morskim błękitem, a żarzące się słońce rozświetlało jeszcze las, choć szykowało się do wędrówki za horyzont. Gwiazdy powoli zaczęły być widoczne na niebie, choć księżyc ustępował jeszcze miejsca największej z gwiazd.
— Nie bój się używać siły, Tajgo — matka usiadła obok córki, delikatnie liżąc futro na jej szyi, by przygotować jej wygląd na ceremonię. — Robisz to dla swojego dobra. Ktoś musi ucierpieć i nie dopuść, żebyś tym kimś była ty.
Dymna spuściła wzrok na własne łapy. Wylizywała jedną z nich, by zapewnić sobie czystość na czas tak ważnej chwili, jak mianowanie na wojownika. Była świadoma słów Ostrej Łapy.
— Nie zamierzam.
— Chcesz ją wyczyścić, czy zjeść? — mruknął ojciec na widok srebrnej kocicy doglądającej wyglądu zewnętrznego swojej córki, na co ta prychnęła.
— Ostatnią osobą, która wiedziałaby cokolwiek na temat dobrego wyglądu, jesteś ty, mój drogi.
Wilcza Łapa parsknęła śmiechem, podobnie zresztą jak jej młodsza siostra. Rozładowywała w ten sposób bezmiar stresu, jaki w tym momencie odczuwała w swoich żyłach. Cierpka krew strumieniami płynęła przez jej ciało i kończyny, a mimo to dziwny chłód objął jej tułów. Stanie się wojownikiem wiązało się z dużą ilością nowych praw, które uzyska. Będzie mogła prowadzić patrole, wychodzić sama z obozu, wyprowadzać kocięta pod swoją opieką, może nawet szkolić własnego ucznia... Dreszczyk ekscytacji przebiegł po jej grzbiecie.
Gdy ujrzała po raz kolejny zbliżającą się złotą sylwetkę, odetchnęła, próbując wyładować napięcie i rzuciła rodzinie jeszcze jedno wdzięczne spojrzenie.
— Powodzenia. Będziemy przy tobie — rzuciła matka, a Wilczej Łapie pozostało dołączyć do swojej mentorki, będącej teraz również zastępczynią. Szakal skinęła krótko głową, gdy jej uczennica do niej dołączyła.
Niebo było już ciemne i choć odcienie czerwieni wciąż się zachowały, nie było już słońca, a jasny księżyc i skupiska różnorodnych gwiazd. Piękne, pomyślała kotka, gdy wpatrywała się w bezwiedną podniebną puszczę.
W miarę, jak kierowała się z mentorką do pnia, słyszała dobiegające stamtąd wołanie Stokrotkowej Gwiazdy.
— Każdy kot zdolny do samodzielnego polowania niech zbierze się pod miejscem przemówień.
Koty zaczęły się zbierać, zainteresowane, co ten wieczór przyniesie potomnym i co liderka miała do powiedzenia. Tłum stawał się coraz gęstszy, a w tym czasie Szakali Szał zwróciła się jeszcze do uczennicy.
— Pamiętaj, że choćby nie wiem co, atakuj tak, jakby miało od tego zależeć twoje życie. Nie zważaj na to, czy robisz komuś krzywdę. Wygrana jest konieczna, żebyś mogła się dalej rozwijać. Zrozumiano?
Pokiwała głową.
— Zrozumiano.
— Powodzenia. Będę na ciebie patrzeć z góry.
Odprowadziła mentorkę wzrokiem, gdy wskoczyła na pień i zajęła miejsce koło swojej matki. W tym czasie dymna starała się oddychać głęboko i wydychać powietrze, by uspokoić bijące szaleńczo serce.
— Wilcza Łapo, wystąp.
Gdy tłum ustał w szerokim okręgu, dając niezwykle dużą przestrzeń do walki, ona wyszła na środek. Skierowała spojrzenie na Szakali Szał, a zastępczyni skinęła jej głową z otuchą.
Trzyma za ciebie kciuki, pomyślała Wilcza Łapa, by uspokoić szereg pętających się w głowie myśli. Będzie dobrze.
Spojrzała tym razem na matkę, która z determinacją w oczach spoglądała na nią, widząc w córce pewną wygraną. Ojciec z dumą wpatrywał się w nią, wysuwając wysoko pierś i brodę, a siostra uśmiechała się delikatnie jak najcieńszy kwiat konwalii i to ten uśmiech rozpromienił serce uczennicy przygotowującej się do mianowania.
— Jabłoniowa Łapo, wystąp.
Więc to miał być jej przeciwnik. Serce w amoku próbowało jej się wyrwać z piersi, ale gdy ujrzała swojego przyszłego rywala, dojrzała, że był jeszcze bardziej przerażony i zestresowany, niż ona. Ona przynajmniej potrafiła ukryć ogromne miary adrenaliny i stresu, ale Jabłoniowa Łapa - niemal dygotała, nie potrafiąc ustać na łapach.
Zrób wszystko.
Nawet, jeśli musisz krzywdzić.
*uwaga, BRUTALNE opisy walki i otrzymanych obrażeń*
Rozprostowała nogi, naprężyła mięśnie, zachowując zimną krew, a wzrok skierował się wprost na przeciwniczkę. Nie czekali na żaden znak od Stokrotkowej Gwiazdy. Tutaj nie było startu ani końca, nie było zasad - wszelkie zagrywki były dozwolone.
Gdy Jabłoniowa Łapa oczekująco wpatrywała się w przywódczynię, Wilcza Łapa bezceremonialnie rzuciła się w jej stronę. Cała litość, świadomość i współczucie z chwili na chwilę osunęły się, by dać miejsce goryczy, desperacji osiągnięcia celu, bez względu na to, co będzie musiała uczynić, by go dokonać. Znów rozpaliła się w niej ta iskra brutalności, z którą musiała się oswajać za życia w mieście. Znów uczucie zostało zastąpione przez chłód i beznamiętność.
Łapy Wilczej Łapy przygwoździły Jabłoń do ziemi. Przeciwniczka poczęła szarpać się rozpaczliwie, podczas gdy dymna w amoku szarpała pazurami cielsko rywalki, wyrywając strzępy futra. Zacisnęła szczękę na piersi Jabłoniowej Łapy i szarpnęła, czując metaliczny posmak posoki na języku. Bicolorka wrzasnęła przeraźliwie i wyrwała się z uścisku, napierając na Wilczą Łapę z całej siły. Jabłoń zbiła uczennicę z nóg, a źrenice Wilczej Łapy zmniejszyły się do rozmiarów ziarnka piasku, gdy poczuła, jak uderza w twardy grunt i wzbija pył w powietrze. Kaszlnęła, a wtedy przeciwnika zatopiła zęby głęboko w jej łapie. Ostry ból rozpostarł się po całym ciele kotki, która wrzasnęła, czując jak oczy łzawią jej z piekącego bólu i cholernie frustrującej bezradności. Nagle nieznana dotąd furia i złość objęły dymną, która krzyknęła znów, ale tym razem nie z bólu, ale z gniewu. Tylna łapa dymnej zawędrowała w okolice przedniej łapy przeciwniczki, a w głębokim kurzu bicolorka nie zauważyła nawet starań Wilczej, przez co runęła na ziemię. Czarna szybko to wykorzystała i podniosła się.
Jabłoniowa Łapa widocznie nie chciała tego robić, a krzywdzenie drugiej osoby sprawiało jej niemałą trudność, chociaż zależało jej na osiągnięciu celu i zdawało się, że rywalizowała z pełną zaciętością. Wilcza Łapa postanowiła jednak wykorzystać słabości bicolorki.
Uczennice znów stanęły naprzeciw siebie, mrużąc do siebie oczy, podczas gdy tłum oglądał to z zainteresowaniem. Wilcza Łapa czuła wilgoć na swojej łapie, ale całe szczęście kotka nie wgryzła się na tyle mocno, by złamać jej kość. Oblizała pysk, czekając na ruch przeciwniczki. Jabłoń zbliżyła się i przestając krążyć wolno, a zaczynając biec, wysunęła pazury, gotowa zadrapać Tajgę. Ale dymna uczennica była szybsza - sunęła łapą po ziemi i wyrzuciła w górę fałdy pyłu, które wbiły się w oczy Jabłoń. Rozległ się długi, chrypowaty krzyk, a Wilcza Łapa, widząc załzawione i zaczerwienione oczy czarnej bicolorki, rzuciła się w jej stronę i powaliła ją. Złapała za tylną łapę kotki i pociągnęła mocno, wykręcając ją nienaturalnie. Jabłoniowa Łapa wrzasnęła po raz kolejny, a tłum beznamiętnie obserwował, jak rozlega się dźwięk łamiącej się kości. Z wściekłości Wilcza Łapa wysunęła pazury i zaorała nimi pysk przeciwniczki, aż polały się strumienie krwi. Ugryzła ją w pierś i wyrwała kawał sierści wraz ze skórą (może i mięsem), wsłuchując się w jęki, wrzaski, błagalne krzyki i cierpiętnicze skomlenie. Jabłoniowa Łapa z kolejnym już wrzaskiem odepchnęła tylnymi łapami Wilczą Łapę, która zakrztusiła się, gdy ostry ból przejął jej brzuch i spowodował odruch wymiotny. Zwymiotowała żółcią, która splamiła ziemię, ale nie mogła w tej chwili się poddać. Dopadła do zakrwawionej, wymęczonej i rozbolałej kotki. Wyglądała okropnie. Oczy miała zaczerwienione i załzawione, jej tylna łapa była nienaturalnie wygięta, futro wymiętoszone i pozlepiane krwią, z jednego miejsca na ciele znikła całkowicie sierść i w strumieniu krwi dało się zobaczyć kawałek pozlepianego ze sobą mięsa ubrudzonego kawałem piachu i ziemi. Mimo to dymna na domiar złego skoczyła na kotkę, a jej łapy wbiły się w brzuch przeciwniczki. Tym razem kakofonia skowytu, jęku, łamania kości i rozlewającej się (w umiarze) krwi wypełniła cały obóz. Wilcza Łapa złapała za kark Jabłoń i cisnęła ciało w kierunku pnia. Splunęła, spoglądając na poranioną ofiarę.
Wtedy właśnie dostrzegła, ile blizn dorobiła się przeciwniczka. Jedna z nich przecinała pysk, druga pierś, a liczne zadrapania widoczne były też na tylnej łapie. Wyglądała okropnie, jęczała, majaczyła, błagając o przerwanie walki. Wilcza Łapa położyła swoją łapę na kotce, przyciskając ją do ziemi i wytrwała w tej pozycji dobrą minutę, zanim Stokrotkowa Gwiazda podniosła znów głos.
— Podejdź tu, Wilcza Łapo.
Wilcza Łapa, wciąż zdumiona własnym szałem, podeszła do starego pnia. Szakali Szał wpatrywała się w nią, ale uczennica zbyt bardzo bała się podnieść wzroku na mentorkę. Co, jeśli przesadziła?
Nie, zbeształa się. Zrobiłam dobrze. Zrobiłam to, co musiałam.
Przelotnie spojrzała jeszcze na obolałą po brutalnej i pełnej przemocy walce Jabłoniową Łapę, po czym skierowała wzrok na przywódczynię.
— Ja, Stokrotkowa Gwiazda, przywódczyni Klanu Wilka, wzywam moich walecznych przodków, aby spojrzeli na tę młodą uczennicę. Trenowała pilnie, by zdobyć doświadczenie niezbędne do ochrony klanu i jego członków. Polecam ją wam jako kolejną wojowniczkę.
Wciąż dyszała po ciężkiej, choć wygranej walce, ale wysiliła się na dumne i triumfalne spojrzenie. Zrobiła to... Naprawdę to zrobiła! Zasłużyła na miano wojowniczki! Serce biło jej jeszcze szybciej, niż wcześniej.
— Wilcza Łapo, czy przysięgasz przestrzegać praw nadanych przez twojego przywódcę i chronić swój klan nawet za cenę życia?
— Przysięgam — odparła bez wahania.
— Mocą naszych potężnych przodków nadaję ci imię wojownika. Wilcza Łapo, od tej pory będziesz znana jako Wilcza Tajga. Klan ceni twoją inteligencję i gotowość do poświęcenia się dla własnych celów, oraz wita cię jako nową wojowniczkę Klanu Wilka.
Rozejrzała się po tłumie, a ci zaczęli chóralnie, w nieprzerwanej synchronizacji wiwatować i skandować jej nowe imię.
— Wilcza Tajga! Wilcza Tajga!
Najgłośniej krzyczeli rodzice, wybijał się też głos Szakal, ale cały klan był wmieszany w wiwat. Wilcza Tajga... To imię brzmiało tak godnie i majestatycznie.
Wilcza Tajga.
Wilcza Tajga.
Nie mogła uwierzyć, że to już - że stała się wojowniczką, że od tej chwili poczęła nosić tak wspaniale brzmiące imię. Spojrzała na Jabłoń i jak na zawołanie, Stokrotkowa Gwiazda oznajmiła:
— Zabierzcie ją do Gęsiego Wrzasku.
Gęsiego Wrzasku.
Nie Kuniej Norki.
Zhańbiona niedoszła wojowniczka wstała, jęcząc przy tym boleśnie. Kulała, a jej złamała łapa ciągnęła się za nią jak ciążący na jej barkach ciężar. To... ona jej to zrobiła. Źródłem tego drastycznego widoku Jabłoniowej Łapy była ona sama. Na widok pulsujących skrawków mięsa widocznych zza rozdrapanej skóry i rozgołoconego futra umorusanego posoką żołądek podszedł Wilczej Tajdze do gardła, a ona sama tylko cudem powstrzymała się od zwymiotowania.
Jabłoniowa Łapa... Wyglądała tragicznie.
Długo jednak nie zastanawiała się nad stanem rywalki, bo kilku wojowników pośpieszyło, by pomóc jej iść. Znacząca większość jednak patrzyła na kotkę z odrazą, bowiem miała na karku około dwudziestu księżyców, a jej umiejętności wciąż były w opłakanym stanie. Pokonało ją... dziecko. Nastolatka taka jak ona, jak Wilcza Tajga.
Nie miała czasu rozpatrywać szkód, jakie wyrządziła na ciele kotki, bo czekała ją jeszcze rozmowa z mentorką, rodziną i najpewniej z współklanowiczami. Już wkrótce po drastycznych odgłosach walki na leśnej połaci zrobiło się cicho - tak cicho, że aż nienaturalnie. Śpiew ptaków ponownie zaczął rozlegać się wśród igieł, a koty poczęły rozchodzić się, każdy w swoim kierunku.
Tajga dmuchnęła i potrząsnęła głową, by strząsnąć z siebie krople krwi. Dyszała, ale oddech wkrótce się uspokoił.
Wpatrywała się w miejsce, gdzie widniały szkarłatne plamy krwi, gdzie jeszcze przed chwilą stała Jabłoniowa Łapa. Na pysku Wilczej Tajgi coś zalśniło. Czyżby... lekki uśmiech? Satysfakcja?
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz