Już od jakiegoś czasu pogoda dawała się we znaki. Zwłaszcza z jej długim czarnym futrem, jedynie przyzywającym światło i słońce. Miała suche gardło, zresztą jak większość klanowiczów o tej porze. Niebo było czyste, błękitne, usiane tylko pojedynczymi chmurami, które nie zwiastowały jednak deszczu. Razem ze współklanowiczami zebrała się z samego rana na środku obozu, gdzie Stokrotkowa Polana wybierała już koty do odbycia porannego patrolu. Z każdym dniem czuła się coraz bardziej częścią tego klanu, jakby powoli wsiąkały w nią te wszystkie normy i członkowie klanu. Zdążyła już na przykład dowiedzieć się, że Sosna to stara zrzęda, która ma zdecydowanie zadziwiający zasób wulgarnego słownictwa. Niestety na własnej skórze.
— Na patrol graniczny przy granicy z Klanem Klifu wyruszą Olszowa Kora, Lwia Grzywa, Chryzantemowa Krew, Jabłoniowa Łapa i Wilcza Łapa. Patrol poprowadzi Olsza.
Nie widziała w tłumie swojej mentorki i stąd pewnie Stokrotka jej nie wybrała. Miała pewnie wiele obowiązków, skoro była mistrzynią, a kotów było wiele do patrolów granicznych. Czarna dymna nie protestowała. Wręcz chciała wziąć udział w patrolu.
Wyruszyli wcześnie. Byli najwcześniejszym, porannym patrolem, a niebo było jeszcze jasne, gdy opuszczali obóz. Wilcza Łapa bez trudu dotrzymywała kroku reszty patrolu. Bratanica lidera szła na przodzie, a oni tuż za nią, w różnym tempie. Mijali las, wciąż tak odległy, choć już nieco bardziej znany. Oznaczali granicę z Klifiakami, gdy zbliżali się do Czarnych Gniazd. Ponoć te tereny należały wcześniej do nich, ale po wojnie u boku Klifiaków oddano im te tereny w ramach wynagrodzenia za pomoc w walce. Widziała, że Lwia Grzywa rzuca w tamtą stronę utęsknione spojrzenie.
— To było dobre miejsce do wylegiwania się — wyjaśniła Olszowa Kora. — Ze wszystkim trzeba się kiedyś pożegnać.
Wilcza Łapa sapnęła, zmiażdżona prawdziwością tych słów. Spojrzała za ramię na Jabłoniową Łapę, który wlókł się na końcu, widocznie niezainteresowany rozmową z resztą patrolu.
— Jakim cudem nie gubicie się w tym lesie? Drzewa ograniczają widoczność. Wszystko tu wygląda tak samo — zauważyła, a Lwia Grzywa zaśmiał się cicho.
— Gdy wychowujesz się w tym lesie od kociaka, znasz go jak własny obóz. Jestem pewien, że ty też będziesz kiedyś pomagała poznawać tereny młodym uczniom.
— Póki co moja orientacja w terenie w tym miejscu jest chyba znacznie zaniżona od młodych uczniów— burknęła pod nosem, na co Olsza tylko parsknęła.
— Ty przynajmniej na coś się przydajesz.
No to niezły komplement.
Nagle coś zaszeleściło w krzakach, a patrol diametralnie najeżył się i przygotował pozycje gotowe do walki. Wilcza Łapa w tej kwestii nie różniła się od innych. Odsłoniła zęby, gdy z zarośli wyskoczył samotnik. Prawdopodobnie chciał się przedostać przez tereny, ale wiedział, że miał małe szanse na ucieczkę, postawił więc na atak. Tajga nie była jednak głupia i widząc, że szarżował na Chryzantemę, rzuciła się w jego stronę, przewracając go na bok. Poturlali się i zobaczyła tylko kątem oka, jak Lwia Grzywa stara się podbiec, by pomóc. Olszowa Kora jednak zagrodziła mu drogę.
— Pozwól jej się wykazać.
Ugryzła nieznajomego w kark i pociągnęła, wyrywając spory kawał mięsa. Ten kopał ją zaciekle tylnymi łapami, aż uczennica poczuła ostry ból w brzuchu. Wykorzystała swoją zwinność, żeby prześliznąć się między jego nogami i zaatakować od brzucha. Tak też zrobiła, orając pazurami jego czułe miejsce i słysząc, jak wrzeszczy. Poczuła dreszczyk adrenaliny i jeszcze bardziej przerażający dreszczyk satysfakcji. Zbiła go z nóg i chcąc przyszpilić, popełniła błąd, schylając się do niego. Zdążyła odskoczyć, zanim złapał ją za gardło. Po chwili skoczyła na niego, tak że przednimi łapami mogła zadrapać brzuch, zaś tylnymi odepchnąć jego głowę. Starała się unikać dawania mu łatwej drogi do dostania się do czułego brzucha. To był młody kot. Mogłaby nawet powiedzieć, że mniej więcej w jej wieku. Widać, że jego walka była na dość przeciętnym poziomie, ale wystarczającym, by zrobić komuś poważną krzywdę.
Wykorzystując czas, gdy łapał równowagę, objęła przednimi jego szyję i wgryzła się w gardło, odrywając spory kawałek mięsa. Krew zbroczyła z niego, a ciało upadło z mlaskiem na trawę. Zadyszana kotka wpatrywała się jeszcze w swoją ofiarę, przerażona, jak łatwo przychodziło jej pozbawiać kotów życie własnymi łapami.
— Wilcza Łapo... — Lwia Grzywa próbował coś powiedzieć, ale Olsza uciszyła go spojrzeniem.
— Dobrze zrobiła. Wiedział, na co się pisze, wchodząc na teren Klanu Wilka.
Wilcza Łapa spojrzała na Chryzantemową Krew, bo to właśnie ją obroniła przed napastnikiem, choć dymna domyślała się, że Wilczaczka sama by sobie poradziła.
— Nie chciałam, żeby zaatakował ciebie.
<Chryzka?>
[przyznano 30%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz