— Możesz. Ale znajdź czas na odpoczynek. Chcę mieć swojego syna, a nie trupa. A co do Gęsiego, posiedzę z nim i dopilnuję, żeby jego opasły tyłek nie stał się jeszcze bardziej opasły. Oboje macie dużo do roboty.
Skinął łbem, po czym wstał i odszedł od kocura. Tak... Odpoczynek się przyda. Tyle się napracował. Treningi wojowników w końcu nie były łatwe.
***
Nie potrafił uwierzyć w to, że go już nie było. Serce mu pękło na małe kawałeczki i to dosłownie. Tęsknił, tak cholernie tęsknił, wypłakując swoje łzy tego wieczora, gdy jego martwe ciało spoczęło w ziemi. Mimo wiedzy, że prawdopodobnie poszedł do Mrocznej Puszczy i spotkał nareszcie swojego mentora - Jastrzębią Gwiazdę, tak świadomość tego, że już nigdy go nie zobaczy, nie usłyszy, a także nie przytuli, bolała. Jednocześnie był wściekły na samotnika, który ośmielił się odebrać mu życie. Nie mógł jednak na nim się zemścić, bo umarł przez odniesione rany. Lecz i tak... Wrzało w nim. Wrzało i nie chciało przestać. Niby jego imię oznaczało coś odmiennego, powinien być zimny, wyrachowany i spokojny, lecz okazał się tego odwrotnością. I teraz beczał jak kocię, a jego partner starał się go pocieszyć liźnięciami za uchem. Gęsi Wrzask lepiej to znosił, ale on zawsze był taki... silny. Mroczna Gwiazda właśnie dlatego go tak cenił. Bo potrafił poradzić sobie z przeciwnościami losu.
***
Zebrali się na spotkanie, aby ustalić co dalej z kultem Mrocznej Puszczy. Nie chciał tu być, dalej przeżywał żałobę, lecz partner przypomniał mu, że jego ojciec oczekiwał od niego, aby nie ukazywał słabości. Tak. Powinien wziąć się w garść. Dla niego. W zasadzie już słyszał w głowie jego słowa dezaprobaty na to jego dziecinne zachowanie. Ale on za nim tęsknił... Chciałby nawet zostać przez niego złajanym na środku obozu, a nawet pobitym, aby tylko mieć świadomość, że wciąż żyje.
— Czyli liderem kultu zostaje teraz Stokrotkowa Gwiazda? — rozległ się pytający głos Błękitnego Ognia, który przerwał ciszę.
Od razu zamarł, po czym wolno uniósł wzrok z łap na wspomnianą osobniczkę. Ona?! To, że dostała pod władanie klan to już wystarczający obowiązek, który opadł na jej barki. Za nic w świecie nie widział jej jako tej, która przewodzi polowaniom i krwistym mianowaniu kultystów. Była... słaba. Dziwił się, że Mroczna Gwiazda wybrał ją na swoją zastępczynie. Zawsze wydawała mu się oderwana od rzeczywistości. Jedynie o czym można było z nią pogadać, to o tym, że jakieś duchy coś jej wyszeptały do ucha. Jeszcze wygląda jak nawiedzona. Jej sukces to po prostu fart oraz fakt, że Irgowy Nektar pociąga za sznurki u jej łap. Gdy starsza odejdzie, to klan przecież upadnie pod jej rządami!
— Nie! — sprzeciwił się temu, a wzrok każdego spoczął na jego coraz bardziej gorliwie wyglądającej minie. Wstał i wystąpił na środek. — Potrzebujecie przywódcy, który znał wole Mrocznej Gwiazdy. Wielu z was tu obecnych mało co wie o tym jaki był i w co wierzył. Stokrotkowa Gwiazda nie poradzi sobie z przewodzeniem na raz klanowi i kultowi. Nie jest Mroczną Gwiazdą i nigdy nie będzie. Takie są fakty. Kult potrzebuje kogoś kto nie da się stłamsić. Kto będzie mordował z pasją, a nie, bo tak. Dlatego ja zamierzam wziąć to na swoje barki. Ojciec by tak chciał.
Zapadła cisza, którą zaraz przerwał rechoczący głos Sosnowej Igły.
— Ty? No coś ty! Ryczysz na okrągło, jesteś słaby i mięciusi jak kiciuś. Jak już ktoś ma przewodzić to ja. Jestem najstarsza i znałam samego Jastrzębią Gwiazdę. Lepiej znam jego idee.
— Nigdy! Nie bez powodu byłaś katem i twoje słowo mało co liczyło się podczas spotkań. Zniszczysz wszystko na co pracował mój ojciec! — warknął w jej stronę, podchodząc z wysuniętymi pazurami. Bura zasyczała na niego wrogo, jeżąc sierść.
— Phi! No to zatańczmy kolego. Wyrwę sobie to siłą. Należy mi się! — Po czym oboje spletli się w morderczym uścisku.
Gryźli się bezlitośnie, a krew tryskała na prawo i lewo. Dobrze, że znajdowali się poza obozem, bo jak nic stanowiliby niezłe widowisko. Kultyści obserwowali to w ciszy, a Irgowy Nektar wyglądała na zmęczoną ich kłótniami. Rzuciła spojrzenie na córkę, by przenieść je na walczące koty. Nie wtrącała się jednak. I bardzo dobrze. Kultem powinien rządzić ktoś silny. Mało co go obchodziło, że lider z racji bycia liderem, miał do tego większe prawo. Jeżeli Stokrotkowa Polana będzie się zapierać, a wątpił, by była do tego zdolna, bo w końcu nie potrafiła myśleć, to rzuci jej wyzwanie.
Złapał Sosnową Igłę za łapę, po czym położył ją na ziemię, uderzając tak, że aż sapnęła z bólu i już się nie podniosła. Dyszał, ociekając krwią i patrząc z żądzą mordu na wojowniczkę, która powoli czołgała się z podkulonym ogonem na swoje miejsce.
— Dość — rozległ się głos złotej staruszki, która podniosła się ciężko na zesztywniałe łapy. — Stokrotkowa Polana rzeczywiście nie jest w stanie wziąć na swoje barki jeszcze przewodzenie kultowi, a jej zastępczyni jest niedoświadczona, by przejąć po niej pałeczkę. Możesz objąć prowadzenie, lecz nie zapominaj kto naprawdę jest panem, a kto sługą.
Uśmiech zalśnił na jego zakrwawionym pysku.
— Nie martw się Irgowy Nektarze. Jedynie na czym mi zależy to na tym, aby kult wciąż rósł w siłę. Nie chcę, aby upadł przez czyjąś niekompetencję. Nigdy. Teraz, gdy Mrocznej Gwiazdy nie ma z nami, pragnę tym sposobem udowodnić mu, że jestem w stanie kontynuować to co zaczął Jastrzębia Gwiazda. Wiem, że mnie obserwują. Nie zawiodę. Stokrotkowa Gwiazda będzie miała nade mną władzę, lecz w sprawach kultu, to ja decyduje o tym co dla nas dobre — powiedział mając nadzieję, że to do wszystkich dotrze.
Zmierzył wzrokiem tu obecnych, jakby oczekując na słowa sprzeciwu. W zasadzie to nawet jeśli jakieś by się pojawiły, był gotów walczyć o to stanowisko do końca. Nie odda obcym, którzy jeszcze nie byli z ich krwi, władzy nad czymś, co należało do jego rodziny. Nawet liderce. No bo nie oszukujmy się. Klan Wilka bez Mrocznej Gwiazdy, a pod przywództwem złotej, nie będzie już taki sam. Wręcz... czuł jak powoli wracają do ery, gdzie byli żałośni i słabi. Ale przynajmniej uda mu się ocalić kult. Tą małą, ostatnią cząstkę, która pozostała mu po ojcu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz