przeszłość
Od kiedy została przeniesiona i trafiła do tego nowego, obco pachnącego miejsca, świat uległ wielu zmianom. Już nie żyła z ciągłym poczuciem obawy, w zimnie, chwytana raz za razem przez kły, które wcale nie obchodziły się z nią delikatnie. Jej grzbiet przestał być smagany przez wiatr, a na miejsce nierównego, przerażonego oddechu, wszedł spokojny i miarowy. Rany, pozostawione przez poprzednie stworzenie zostały opatrzone i wylizane. W jej nowym miejscu było znacznie cieplej, ciszej, pachniało mlekiem i wieloma kotami. Do tego ktoś otoczył ją opieką, codziennie czuwając, aby zasypiała najedzona, aby przez swoją rzadką i krótką okrywę nie marzła w śnieżne wieczory.Nimfa była nowym kocięciem Klanu Nocy, przyniesionym tutaj przez patrol Piórolotkowego Trzepotu, Krzyczącej Makreli i Karasiowej Łapy. Jej historia mogłaby się zdawać dość prosta - kocię podrzucone klanowi przez samotniczkę, która nie była w stanie wykarmić go przez panujący głód i chłód. Jednak jak na kocię, to co przeżyła w ciągu zaledwie paru wschodów słońca, było czymś niezwyczajnym. Podczas gdy inne kocięta spały blisko brzuchów karmicielek, ssąc ciepłe, słodkie mleko, ona od momentu narodzin nie miała chwili na odpoczynek. Jej matka ciągnęła ją przez śnieg, upadała na lód, a wyjące za nimi lisy wcale nie pomagały w macierzyństwie i odchowaniu młodych. Tych szczegółów jednak nikt nie znał, chociaż po jej chuderlawym ciałku dało się wywnioskować, że nie miała w życiu łatwo. Szczególnie jej budowa niepokoiła klanowiczów. Bardziej niż jak kocię, przypominała wielkouchego szczurka. Nie często spotykało się tak małe kocięta, a jeszcze rzadziej o tak egzotycznej budowie. Kiedy patrol wszedł z nią do obozu, Czapli Taniec pomylił ją z rzadką, melanistyczną myszą, mówiąc o tym na cały obóz. Z podobnego powodu otrzymała swoje imię - Nimfa. Kiedy Srocza Gwiazda, ich liderka, po raz pierwszy położyła spojrzenie swych zielonych oczu na tym zabiedzonym stworzeniu, na myśl przyszła jej niedojrzała forma modliszek i innych owadów, stadium potocznie znane jako “nimfy”. Wszystkie modliszki charakteryzowały się trójkątnymi, ruchliwymi łbami, dużymi oczami i długimi, groźnymi kończynami, a także błoniastymi skrzydłami, jednak to właśnie tylko młode osobniki były ubarwienia czarnego. Po nadaniu jej imienia została przetransportowana przez samą liderkę do żłobka.
– Co to jest, mamo? – dopytywała Róża, przeskakując nad noworodkiem.
Tuptająca Gęś spojrzała na swoją biologiczną córkę, ogonem zagarniając młodszą bliżej, aby nie podeptała przez przypadek mniejszego kocięcia. Samotniczka trafiła do nich wczoraj, kiedy słońce powoli chyliło się ku zachodowi, dlatego Róża nie miała jeszcze okazji się z nią bliżej zapoznać.
– To Nimfa. Od dzisiaj będzie mieszkać z naszą rodziną. – wyjaśniła Róży matka, liżąc ją w czoło, aby poprawić niesforny kędziorek.
Czarno-biała fuknęła, przednimi łapkami opierając się o ogon matki. Przekrzywiła łebek, przyglądając się temu czemuś zwanemu “Nimfą”. Nie przypominało standardowego kociaka, takiego jak Cytrus czy Muszelka, jej siostra, którą parę księżyców temu oddano zgodnie z umową do Klanu Wilka. Zmarszczyła nosek, kiedy kocię zamachało łapkami.
– Jest trochę dziwne – stwierdziła, nie spuszczając wzroku z Nimfy – Czemu ma mieszkać z nami? Nie ma własnej mamy? A Czapli Taniec to mówił, że taką rzadką czarną mysz złapali, a nie dziecko! Właściwie, jak tak się zastanowić to trochę nawet jest podobna…
– Nie ma – przyznała jej karmicielka, nosem pomagając adoptowanemu kociakowi w dotarciu do jej brzucha – Babcia prosiła, abym się nią zaopiekowała. A ja się zgodziłam. I nie powtarzaj każdej głupoty, jaką usłyszysz w obozie, to nie przystoi księżniczce! – strofowała córkę, za obrażenie młodszej.
Zielonooka przeturlała się wzdłuż ogona rodzicielki, pazurkami zahaczając o jej futerko. Zimny wiatr Pory Nagich Drzew wdarł się do wnętrza żłobka. Mgliste Spojrzenie, odpoczywająca w przeciwległym kącie żłobka karmicielka, złapała za kark swoje niespełna dwu księżycowe kocię, Cytrusa, i odłożyła go pomiędzy swoimi przednimi łapami. Prawdopodobnie, gdyby miała ogon taki jak Tuptająca Gęś, nakryłaby nim teraz syna, jednak jej krótki kikut sprawnie uniemożliwiał jej choćby próbę wykonania tej czynności. Zamiast tego, zaczęła dokładnie wylizywać poczochrane futerko brzdąca, który oceniającym spojrzeniem mierzył cały żłobek. Żółte, ściśnięte w szparkę oczyska obserwowały, jak przez otwór wejściowy do wnętrza ich domu wpadają drobne płatki śniegu. I robiłby tak pewnie wieczność, gdyby nie szorstki, różowy język byłej liderki Klanu Nocy, który zaczął spychać jego fałdki na powieki i skryte pod nimi ślepia.
– Przynajmniej jest czarno-biała – skomentowała Róża, układając się obok nowej kotki, tuż przy swojej matce. Wzdrygnęła się, kiedy kolejny podmuch wiatru wdarł się do kociarni – Zdrzemnę się.
– Nie za wcześnie na drzemki? – spytała Kotewkowy Powiew, wstając ze swojego mchowego posłania – Jest dopiero ranek… Chyba – miauknęła powątpiewająco, po wystawieniu łba poza żłobek. Gęste, ciemne chmury utrudniały wojownikom określenie dokładnej pory. – Miałam zaraz iść do stosu zwierzyny, wybrać nam jakiś pożywny posiłek, zanim zrobią to inni wojownicy. Macie jakieś życzenia? – zwróciła się do obu karmicielek.
Tuptająca Gęś zamyśliła się na chwilę, pazurem stukając o chłodną powierzchnię ziemi.
– Nie będę wybredna. Znajdź coś świeżego, najlepiej tłustego. Mam teraz do wykarmienia dwójkę kociąt – podkreśliła, jakby celowo dając pstryczek w nos Mglistego Spojrzenia i podkreślając siostrze, że to ona wymaga teraz szczególnej opieki. – A ty chcesz coś, Różyczko? – spytała, zerkając w stronę grzejącej się pod jej ogonem parki. Zielonooka jedynie odburknęła cichym “nie”, na nowo zanurzając swoją mordkę w gęstej okrywie matki.
– Takie to by każdy chciał… – prychnęła pół-żartem piastunka – A ty, Mgliste Spojrzenie? – zapytała bardziej z obowiązku, niż z przyjemności.
– Cokolwiek co wygląda dobrze i zjadliwie – rzuciła bez entuzjazmu, między liźnięciami, kocica.
Kotewkowy Powiew skinęła głową, niechętnie opuszczając ciepły żłobek. Na zewnątrz wiatr hulał między trzcinami, którym przez okrywającą je śnieżną pierzynę, ciężko się było nawet ruszyć. Obóz, mimo regularnego wymiatania zasp, w mgnieniu oka znikał pod bielą, a koty zmuszone były poruszać się wcześniej wydeptanymi ścieżkami. Jedynie wewnątrz legowisk i przy ścianach sitowia teren był względnie odsłonięty i suchy, dając wojownikom miejsce na odpoczynek bez odmrożenia sobie łap. W kociarni natomiast zapadła cisza. Cytrus dał za wygraną i zasnął pomiędzy kończynami matki, Róża usnęła przy boku Tuptającej Gęsi, a Nimfa, jak większość noworodków, kontynuowała pożywianie się mlekiem.
***
Minęły dwa księżyce od momentu pojawienia się Nimfy w Klanie Nocy. Przez ten czas Róża zdążyła zostać mianowana. Od początku było wiadomym, że kocica zostanie uczennicą medyka, do tego szykowała ją cała rodzina. Teraz była znana jako Różana Łapa i szkoliła się pod skrzydłem Strzyżykowego Promyka, która była już w podeszłym wieku i najwyraźniej wiedziała, że klan może wkrótce potrzebować kolejnego medyka. Oprócz niej i Róży, w legowisku medyka mieszkał także Topikowa Głębina, kocur, o którym Tuptająca Gęś wypowiadała się bardzo negatywnie. Nimfa bardzo szybko zapoznała się z panującymi w Klanie Nocy zasadami. Nie żeby miała szansę tego uniknąć. Jej opiekunka była jedną z najgłośniejszych zwolenniczek ideologii czarno-białych kotów, wrogo nastawioną do czekoladowych, które przez część Klanu Nocy były uważane za gorsze. W tamtym momencie jednak, Nimfa nie była aż tak wtajemniczona w jego przestępstwa. Sama nie do końca rozumiała, co złego dokładnie kocur uczynił jej opiekunce, jednak ta ściśle zabraniała jej kontaktowania się z nim, a podczas rutynowych badań jedynym kotem, który mógł ją dotykać, była Strzyżykowy Promyk, a później także Różana Łapa.– Czemu się przyglądasz? – spytała karmicielka, przysiadając obok Nimfy.
Jedno z dużych uszu orientalki drgnęło. Obróciła się, by spojrzeć na stojącą za nią kotkę. Pierwszą osobę, którą zobaczyła po pierwszym w swoim życiu otworzeniu oczu. Większość kotów uznałoby, że jest jej matką, nawet jeśli adopcyjną, jednak ich relacja, mimo podobieństw, nie była relacją między córką, a matką. Tak też Nimfa nigdy jej w ten sposób nie nazywała. Wiedziała, że nie jest stąd i że nie urodziła się w Klanie Nocy, choć jej młody móżdżek z trudem jeszcze przyjmował te skomplikowane informacje.
– Motylkom – odpowiedziała, łapką wskazując na tańczące przed wejściem do żłobka stworzenia.
Ich pomarańczowo-czarne skrzydła raz za razem, przy każdym uderzeniu w powietrze, ukazywały to ciemną, to jasną stronę kolorowych łusek, pokrywających ich powierzchnię. O ile ich wnętrze było zwykłe i beżowe, tak na zewnątrz mieniły się one wieloma barwami, a ich duże, niebieskie oczy, wpatrywały się hipnotyzująco w drobną postać Nimfy.
– Faktycznie, rusałki – wymruczała, otulając młodszą ogonem – To jedne z pierwszych motyli jakie pojawiają się wraz z początkiem Pory Nowych Liści. Chcesz żebym ci jednego złapała?
– Nie. Wolę jak sobie latają wolne – odpowiedziała, nie odrywając wzroku od owadów.
– W porządku – zaśmiała się zastępczyni.
Mimo, iż jej córka już jakiś czas temu opuściła żłobek, Tuptająca Gęś nadal zajmowała się Nimfą. Większości nocniaków to nie przeszkadzało, chociaż trafiały się i takie, którym nie do końca pasowało postępowanie zastępczyni. Mimo istnienia roli piastunki, Tuptająca Gęś nadal wolała samej skupić się na wychowywaniu kociczki.
– Chcesz mi pomóc przy wysyłaniu dzisiejszych patroli? – zagaiła, wstając z miejsca.
Nimfa posłusznie ruszyła za nią, drobnymi łapkami przemierzając obóz, aż do wysokiego sumaka. W pierwszej chwili zastępczyni chciała wskoczyć na jego gałąź i stamtąd przemawiać do kotów, jednak przypomniała sobie o prowadzonym kocięciu i zrezygnowała z tego pomysłu, chowając już wystawione pazury. Z legowisk uczniów i wojowników powoli wyłaniały się kocie sylwetki, gotowe do rozpoczęcia treningów i patrolowania granic.
– Pchli Nos, Wodnikowe Wzgórze, Czapli Taniec i Nenufarowa Łapa – wyliczyła koty, upewniając się, że wszystkie czekają już w gotowości – Sprawdźcie nasze granice z Klanem Klifu i Klanem Burzy. – poleciła.
Nimfa obserwowała, jak wybrane przez opiekunkę koty zbierają się w jedną grupę, by po paru uderzeniach serca oddalić się w stronę wyjścia z obozu.
– Pylista Burza, Spieniony Nurt, Kolcolistne Kwiecie i… Nartnikowy Czułek. Wy wybierzecie się na granice z terenami niczyimi. Biedronkowe Pole i Księżycowy Blask doniosły ostatnio o zwiększonej aktywności samotników w tej okolicy. Miejcie się na baczności. – ogon zastępczyni zadrgał, kiedy przypomniała sobie jeszcze jedną informację – Dodatkowo, starsi skarżyli się na brudne posłania i problemy w wyłapaniu pcheł. Skrzelikowa Łapo, Kazarkowa Łapo i Cyrankowa Łapo - dzisiaj zajmiecie się wymianą legowisk i pomocą starszyźnie.
Po zakończeniu wydawania poleceń, kocica wydawała się być szczególnie zadowolona. Dumnie wypięta pierś, nienaganna postawa. Na swój sposób czarno-biała czuła wobec starszej respekt, a także wdzięczność. Wszakże kotka nie musiała jej wychowywać. Mogła ją bez problemu oddać w łapy swojej siostry, Kotewkowego Powiewu i wrócić do rutynowych obowiązków zastępczyni Klanu Nocy. Jednak coś wciąż trzymało ją obok Nimfy. Być może było to związane z tą samą rzeczą skrytą głęboko w zielonych oczach Tuptającej Gęsi. Zawsze kiedy na nią patrzyła, mimo widocznego w tafli jej spojrzenia odbicia Nimfy, nigdy nie czuła, aby kotka patrzyła bezpośrednio na nią. Za każdym razem jednak, kiedy obracała się za siebie by sprawdzić, czy może coś za nią jest, coś czego ona sama nie widziała, zawsze spotykała jedynie pustkę. Nie było jej z tego powodu smutno. Skryty w oczach zastępczyni sekret był poza zasięgiem jej młodego móżdżku i chudych łapek, nieuchwytny i ciężki do wyczucia. Ale cały czas obecny.
***
teraźniejszość
– Teraz wrócimy do obozu, odłożymy zwierzynę i możemy uznać nasz trening za zakończony. – Powiedziała Gąska, przerywając ciszę, która panowała pomiędzy nimi od dłuższego czasu. – Z pewnością przyda Ci się chwila odpoczynku, przed tym, jak nauczę Cię wspinaczki na drzewa. Mimo iż na naszych terenach nie ma tak dużo drzew, jak dla przykładu na terenach Klanu Wilka, jednak ów umiejętność może Ci się przydać wiele razy.Nimfia Łapa już jakiś czas temu dostąpiła zaszczytu ceremonii na uczennicę. W dodatku jej mentorką została Tuptająca Gęś - ta sama kotka, która ją wychowała. Treningi z nią były dobre i mimo sporych wymagań, uczennica dawała radę im sprostać. Miała u niej dług za wychowanie i uratowanie przed głodem. Od Karasiowej Łapy, teraz zwanej Karasiową Ławicą, dowiedziała się o swoim prawdziwym pochodzeniu. Od tamtego czasu nie ciążył na niej tylko dług wobec zastępczyni, ale także jej faktycznej matki - czarno-białej samotniczki o imieniu Serwal, która ostatkami sił oddała ją w łapy Klanu Nocy. Istniała spora szansa, że matka oddała za nią życie. Byłoby to najbardziej prawdopodobne, zważając na Porę Nagich Drzew, jak i wycieńczenie organizmu po porodzie. To właśnie pchało ją do przodu. Czuła, że musi sprostać narzuconym na nią oczekiwaniom, by chociaż w małym stopniu zyskać poczucie, że odpłaciła się obu kotkom.
– To dobry pomysł, Tuptająca Gęsio – przytaknęła mentorce, nieco niewyraźnie przez trzymaną w zębach ukleję.
Ukleje, zgodnie z informacjami, które otrzymała niegdyś od piastunki, były niedużymi, srebrnołuskowanymi rybkami, lubującymi się w życiu w ławicach i pływaniu blisko powierzchni wody. Charakterystyczne koła rozchodzące się po tafli w trakcie ich żeru bardzo ułatwiały ich połów. Nie było to jednak najchwalebniejsza zdobycz - ani rozmiarem, ani trudnością nie należała do ciężkich ryb. W dodatku, według vanki, nie należały one do najsmaczniejszych czy najodżywniejszych ryb. Szlachetności też w nich nie dało się doszukać. Kątem oka widziała nieco rozmazany obraz zwisającej z jej pyska ryby, o nietrzeźwym wyrazie pyszczka. Za to jej mentorka złapała okonia - pięknego, dużego, o mieniących się zielenią i złotem łuskach. Cudowny okaz, na którego widok niejednemu wojownikowi ślina ciekłaby strumieniami. Chociaż, w aktualnych realiach takie stwierdzenie nie było korzystne. Od tragicznego wydarzenia w obozie, podczas którego doszło do aż trzech śmierci, wojownicy byli czujni i niespokojni. Ślinotok był jednym z objawów klątwy. Podobnie jak strach przed wodą. Coraz mniej wojowników decydowało się na polowania blisko jeziora czy rzeki. O wiele bezpieczniej było mieć możliwość ucieczki, gdyby ktoś z ich pobratymców doznał podobnego ataku agresji jak martwa już Błotnista Plama. Teraz co rusz przy korycie rzeki siedział jakiś wojownik, a niektórzy nawet pływali, próbując swoich sił w polowaniu jak wydry. Niektórzy starsi, jak Pszczela Duma, uważali, że podwyższony poziom wody ma być znakiem od Klanu Gwiazdy i pomóc im w tych trudnych czasach. Z podobnego założenia wychodziła Bratkowe Futro i Wodnikowe Wzgórze, którzy uporczywie starali się znaleźć pocieszenie w tych ciężkich i niesprzyjających im chwilach. Część wojowników to podłapała, powtarzając sobie tę nowinkę dla otuchy.
– Przepraszam? Przepraszam?! – dobiegło ich wołanie z dołu rzeki.
Spojrzenia obu kocic skierowały się niczym zsynchronizowane w stronę dochodzących dźwięków. Tuż przy brzegu koryta, po klatkę piersiową w wodzie stała Nenufarowy Kielich - jedna z młodszych wojowniczek, a jednocześnie koleżanka Nimfiej Łapy. O ile z większością kotów z legowiska uczniów utrzymywała neutralne relacje, tak przez swoje zdystansowanie i poświęcenie treningowi nie miała czasu na zawarcie bardziej emocjonalnie angażujących znajomości. Jedynie z Nenufarą, jeszcze kiedy nosiła człon “Łapa” udało jej się złapać bliższy kontakt. Niestety, niedługo po jej mianowaniu uczennica została wojowniczką i opuściła ich dotychczas dzielone leże.
Teraz stała zanurzona w rzece, mimo szarpnięć nie mogąc się ruszyć. Nimfie z trudem udało się dostrzec, jak pod ciemną i wzburzoną taflą, rosną ciasno oplecione wokół łap wojowniczki rośliny. Przez podniesiony z podłoża muł i odbijające się w wodzie niebo ciężko było jednak określić jej gatunek.
– Nimfia Łapo! – zawołała do młodszej Nenufarowy Kielich, po rozpoznaniu stojącej w górze uczennicy.
Na jej mordce od razu wymalował się uśmiech zmieszany z ulgą.
– Nenufarowy Kielichu, co ty tam wyprawiasz? – zapytała zastępczyni, marszcząc brwi.
Z lekko uchylonego pyszczka, z którego uciekały zmęczone szarpaniną z zieleniną wydechy, uciekł speszony śmiech, a sama wojowniczka odwróciła wzrok w bok, po spostrzeżeniu kto stał obok Nimfiej Łapy. Uczennica domyślała się, że bycie znalezionym w plątaninie wodorostów przez samą zastępczynię nie było najprzyjemniejsze.
– Nimfia Łapo, chodź. Musimy ją wyciągnąć – pokręciła łbem mentorka, z lekkim zażenowaniem patrząc na nieporadnie wykrzywiającą się łaciatą – Popilnujesz też mojej ryby? – dodała, upuszczając przed nią swoją zdobycz.
Orientalka nie miała za dużego wyboru. Zgodnie z prośbą kotki przystanęła na górnym brzegu, by przypilnować ich pożywienia, podczas gdy Tuptająca Gęś zeskoczyła niżej, ostrożnie zjeżdżając po błocie. To był mądry ruch z jej strony. Ktoś musiał z góry obserwować teren, a także zająć się rybami. Utracenie ich przez jakiegoś głodnego ptaka byłoby bardzo niekorzystne dla całego Klanu Nocy.
– Musisz podnieść przednią łapę, wtedy będę mogła rozerwać pędy – poinstruowała młodszą wojowniczkę, po zagłębieniu się w wodę.
Niebieska podniosła kończynę, nieco pokracznie przechylając się na bok. Szybkim ruchem pazurów zastępczyni udało się uwolnić jej omotaną łapę. Pozostałe poszły już łatwo. Kiedy Nenufarowy Kielich odzyskała częściową kontrolę nad ciałem, cały proces wyplątywania się bardzo przyspieszył. Po chwili wojowniczka była wolna.
– Dziękuję! – miauknęła radośnie, świecąc szparą między zębami.
Zastępczyni skinęła jej głową.
– Dacie radę wyjść? – spytała Nimfia Łapa, nachylając się nad krawędzią.
– Na pewno! Tylko ty do nas nie wpadnij – zapewniła ją mentorka, podejmując pierwszą próbę wspięcia się.
Minęło trochę czasu, nim obu kotkom udało się wspiąć na górę po błotnistym, lepkim podłożu. W międzyczasie zaczął padać deszcz, miarowo przybierający na sile. Nenufarowy Kielich ruszyła za Tuptającą Gęsią, wyrównując swój krok z Nimfią Łapą.
– Twoja mama jest bardzo silna! – przyznała Nenufarowy Kielich, posyłając koleżance ciepły uśmiech.
– To nie jest moja mama – poprawiła ją niebieskooka, językiem poprawiając zwisającą z jej pyska ukleję, która przez rozmowę zdążyła się wysunąć.
– Oh… faktycznie. Wybacz, Nimfia Łapo, zapędziłam się – przeprosiła nieco zakłopotanym głosem.
Czarno-biała jedynie strzepnęła uchem, dając znać, że nie ma jej za złe tej pomyłki. Po chwili milczącej wędrówki, szczerbata znowu podjęła rozmowę.
– Dobrze, że pada. Nie chciałabym wrócić cała ubłocona do obozu! Jeszcze by mnie z kimś pomylili…
– Fakt – odpowiedziała Nimfia Łapa, ignorując drugą część wypowiedzi wojowniczki. Nie chcąc jednak sprawić przykrości Nenie, dodała: – Jak się tam znalazłaś? Próbowałaś znaleźć więcej pnączy do ozdoby?
Burą charakteryzowała nietypowa garderoba, składająca się z omotanych wokół jej ciała i ogona roślin. Zamyśliła się, otrzepując futro z zebranych na nim kropelek deszczu.
– Chciałam po prostu zapolować i nie, nie szukałam nowych pnączy… Mój kielisznik wystarczy. Szkoda tylko, że jeszcze nie kwitnie – przyznała smętnie, łapą poprawiając parę obsuniętych liści z pyska. – I tamte wcale nie były takie miłe jak moje! – fuknęła żartobliwie.
– Rozumiem – wymruczała przez zęby w odpowiedzi. – Będziesz jeszcze próbowała coś złowić?
– Jasne, że tak! – Nenufara wypięła z zadowoleniem pierś – Planowałam się od was odłączyć w trakcie powrotu do obozu. Oh, właściwie to już jesteśmy dość blisko. Jeszcze raz dziękuję za pomoc, do później! – zawołała, skacząc w pobliskie szuwary.
Kocica idąca z przodu zwolniła nieco kroku, aby znaleźć się bliżej uczennicy.
– Myślisz, że znowu gdzieś utknie? – spytała Nimfia Łapa, obserwując, jak ostatni pęczek włosków z czubka ogona Nenufarowego Kielicha znika w bujnej roślinności.
<Gąsko?>
[2891 słów]
[przyznano 58%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz