Powoli przesuwali się do przodu, w stronę obozu Wilczaków. Jak na razie szło bezproblemowo. Koty z obcego klanu padały jak muchy, bez większego wysiłku. Jednak szło jakoś prosto. Można by wręcz powiedzieć, że za prosto. Gdzie Mroczna Gwiazda? Co kombinuje? Jak to wszystko odwróci się przeciwko nam? Szylkretowa starała się iść z grupą pod wiatr, nie chcąc zbyt wcześnie ogłosić swojego przybycia, chociaż spodziewała się, że cały obóz mógł być już postawiony na równe łapy, oczekując na przybycie zagrożenia. Jeszcze wcześniej poprosiła Owczą Pierś i Ostowy Pęd by mieli w szczególności zwróconą uwagę na znalezienie więźniów. Nie wiedziała czy Mroczna Gwiazda zechciał mieć ich blisko przy sobie, czy zastosował tą samą taktykę co z Jelenim Puchem. Być może co do Wiśniowej Iskry się tego nie obawiała, jednak Diament? Nie była na tyle cenna, na pewno nie w jego oczach.
Byli na miejscu, pozostawało jedynie dać sygnał do ataku, dzięki któremu w szybkim tempie, cicho znaleźliby się w obozie, nim jeszcze słońce całkowicie zawisło w górze. Ostatni oddech i ruszyli.
Na moment rozpętał się znajomy chaos. Kłęby sierści, pazurów i wściekłych pysków wirowały niczym w jakimś nawałnicowym walcu. Niezwykłym było to, jak łatwo było pokonać koty, które jeszcze chwilę temu robiły za ich oprawców. Jak łatwo się poddawali, kiedy od środka trawieni byli przez truciznę. Sprawiało to kotce niemałą satysfakcję, kiedy nie musiała się nawet bardzo zmęczyć, pomimo przewagi przeciwnika w obozie. Nie miała zamiaru jednak się tym ani ekscytować, ani zbytnio zajmować, a skupiła na swoim zadaniu. Szybko schyliła głowę przed nadchodzącym atakiem, chwilę potem mocując się z jakimś wojownikiem, którego zrzuciła z siebie szybkim kopnięciem w brzuch. Niepokoiło ją coś. Wstała szybko i spróbowała się rozejrzeć i rozeznać po chaosie jaki odbywał się teraz w obozie, wszędzie migały różnokolorowe futra, jednak nie mogła dostrzec tej charakterystycznej, cieniowanej sylwetki. Nigdzie. Nie było na skale, wśród walczących, wśród poległych. Nie dostrzegła również zdradzieckiego rudego futra Leśnego Pożaru, jednak była to tylko dodatkowa myśl z tyłu głowy, której jednak nie chciała ignorować. Z tego całego rozkojarzenia i zamieszania niemal dostała po uszach od jakiegoś wilczaka, jednak i tu obrona trwała krócej niż zazwyczaj, chociaż zakończona sporą raną na piersi i kilkoma bolesnymi obiciami.
Uspokoiło się jakiś czas potem, Różanej wydawało się, że nie minęło nawet kilka uderzeń serca, zanim zobaczyła znajomą sylwetkę Diamentowej Groty, a zaraz po niej… oh. Czoło na pysku kotki zmarszczyło się kiedy dostrzegła pozbawioną oka medyczkę. Czy nawet dla zielarki nie mieli za grosz poszanowania? Zacisnęła zęby rozglądając się dookoła. Ci, którzy zostali w obozie albo się poddali, albo byli niezdolni do ruchu, podczas gdy reszta najpewniej uciekła. Kotka szybkim okiem obejrzała możliwych rannych, by jako tako ocenić straty, które… cóż, nie były złe. Można wręcz powiedzieć, że całkiem dobre, patrząc na to, że wszyscy stali na nogach. Prócz jednego, niebieskiego kota, który właśnie zbliżał się do burzakowej grupki kuśtykając.
- Dasz radę dotrzeć do obozu? - Pyta kocura, gdy ten znajduje się już blisko.
- Ch-chyba tak - Wypowiada jakoś słabo, na co kotka kiwnęła głową.
- Pomóżcie mu w razie czego - Zwróciła się zaraz do Końskiego Kopyta i Owczej Piersi, kątem oka dostrzegając, jak Wiśniowa Iskra próbuje ocenić stan niebieskiego. Różana jeszcze zdążyła spytać medyczkę jak się czuje, a gdy dostała odpowiedź pozytywną, lub też na tyle pozytywną na ile mogła pozwolić na to obecna sytuacja, postanowiła zająć się sprawą na chwilę obecną ważniejszą i nie dającą jej spokoju. Wiśnia i jej brak oka może pozostać na razie na dalszym planie, na pewno spyta o to kiedy już będą bezpieczni w obozie. O ile tam wszystko dobrze przebiegło.
- Widziałeś gdzieś Mroczną Gwiazdę? - Pyta zaraz Mżyste Futro, na co ten na chwilę odrywa się od próby szybkiego oczyszczenia zranionej opuszki, by pokręcić przecząco głową.
- Nigdzie ani śladu. - Calico kieruje wzrok na innych członków patrolu, ale tu też otrzymała odpowiedź negatywną. Co on kombinuje?
- Wracamy do obozu - zakomunikowała, po czym szybkim krokiem skierowała się w stronę swoich terenów. Nie chciała zostać tu dłużej niż konieczne, dając tym samym wilczakom szansę na atak.. Miała nadzieję, że wszystko przebiegło dobrze. Że Omen zaraz nie wkroczy z jakąś armią Klifiaków, samotników czy innych grup które trzymał w rękawie, by nagle wybić wszystkich, pozostawiając po sobie zniszczenie jak to miał w zwyczaju. Chciała dotrzeć do obozu jak najszybciej. Zobaczyć, czy wszyscy są cali, czy jednak wyraźny obraz splamionego krwią burzaków obozu w jej głowie nie jest tylko koszmarnym przywidzeniem. Otwarta przestrzeń pokryta początkującymi kwitnienie wrzosami była już tak blisko, jeszcze chwila i znajdą się na granicy. Calico wskoczyła na piaszczysty teren, czując poddenerwowanie w łapach, przez które najchętniej by przyśpieszyła kroku do biegu, by jak najprędzej znaleźć się w obozie, jednak nie zdążyła zrobić nawet kilku większych kroków, gdy do jej uszu doszedł dźwięk potykającego się ciała, które zaraz potem ciężko upadło na ziemię. Kotka szybko odwróciła głowę, doskonale wiedząc czego się ma spodziewać. Wzięła głębszy oddech, szybkim krokiem podchodząc do Wrzosowej Rzeki, który zdawał się jeszcze chwilę oddychać, zanim całkowicie zgasło w nim życie. Zastępczyni spojrzała wyczekująco w stronę Wiśniowej Iskry, która pojawiła się przy kocurze niemal natychmiast. Trudno było stwierdzić, na co Różana tak właściwie liczyła, być może jedynie na potwierdzenie, które uzyskała po chwili milczenia, kiedy to Wiśnia skrzyżowała z calico wzrok, kręcąc powoli głową. Nie żyje.
Różana Przełęcz wypuściła z siebie powoli powietrze.
Wrzosowa Rzeka był jedyną stratą, jaką poniosła osobiście tego dnia.
Z ulgą dostrzegła, że stan obozu Klanu Burzy różni się od wizji, jaką miała w swojej głowie. Teraz, razem z jej patrolem była to zbitka posklejanych od krwi, poszarpanych kotów, ale żywych. Kątem oka dostrzegła ciało Pochmurnego Tańca, jednak nie zatrzymała się na czarnym ciele zbyt długo. Nie było tego warte. Poza tym, zaraz musiała się skupić na Tygrysiej Gwieździe oraz jej pytaniu, które wierciło wnętrzności również i Róży.
- U nas podobnie. Atak na ich obóz odbył się bez problemów. Stawiali znaczący opór, jednak większość z nich była mocno osłabiona, szybko się rozproszyli - tu przerwała, na chwilę się jakby zamyślając - Jedynym co mnie niepokoi jest Mroczna Gwiazda. Lub raczej jego brak. Podczas całej walki nie zobaczyłam ani razu jego osoby, podobnie jak inni. Po twoim pytaniu wnioskuję, że u was też się nie pojawił.
Tygrys na te słowa zmarszczyła w zadumie nos i objęła spojrzeniem pustą przestrzeń.
- Nie podoba mi się ten fakt. Raczej nie kulił by ogona w swoim legowisku, kiedy wprost weszliśmy na jego tereny - mruknęła - Mam nadzieję, że to wszystkie nie wynika z jakiegoś jego planu i nie zaskoczy nas nagle kolejnym atakiem. Zbyt łatwo i szybko udało nam się odzyskać wolność, więc albo Wilczaki mają problemy, albo coś knują. Nie znudziła by im się od tak ta władza, jaką tu mieli - gdybała.
- Racja - mruknęła, kiwnąwszy krótko głową - Jedyne czego nam brakuje, to jego nagłe pojawienie się z całą armią, przez którą trafimy na gorszą sytuację niż ta, w której byliśmy. - Tu na moment umilkła, poruszając krótko uchem - Myślę, że jeśli miałoby do czegoś dojść, nie zdążymy i tak stworzyć kolczastej bariery wokół obozu, jednak jeśli pozwolisz, chciałabym jeśli będzie taka możliwość, spróbować takową stworzyć z jakichś kolczastych pnączy. Oprócz tego chciałabym patrolować dzisiaj granicę z Klanem Wilka.
- Uważam, że to dobry pomysł - rzuciła Tygrys z delikatnym uśmiechem. - Choć przy tworzeniu takiej bramy sami się prędzej wykończymy niż którykolwiek z Wilczaków zdążyłby się na to nadziać - zażartowała. - Ufam ci i wierzę, że zadbasz o bezpieczeństwo w tamtych rejonach. Na razie potrzeba nam też straży nocnej, przynajmniej dwóch kotów, które czuwały by przy granicach obozu i budziły resztę w razie zagrożenia.
- Rozumiem - kiwnęła krótko głową - Zaraz się tym zajmę. Czy jest jeszcze coś, co powinnam zrobić?
- Odpocząć choć przez chwilę potem - oświadczyła ruda. - I naprawdę, nie przemęczaj się, potrzebuje zdrowej zastępczyni. Porozmawiam później z Wiśniową Iskrą, może będzie wiedziała coś więcej o sytuacji w Klanie Wilka. Nie zamierzam pchać się na kolejne wojny, ale jeśli dowiemy się czegoś ciekawego, to dobrze będzie móc to w razie co wykorzystać w formie obrony.
- Dobrze - mruknęła, trochę jakby spuszczając z siebie powietrze, chociaż zaraz potem, na wspomnienie medyczki smętny wzrok utkwił w niewidzialnym punkcie - Nie zdążyłam zapytać jak straciła oko, jednak nie powinien mnie ten uraz dziwić patrząc na... ostatnie ich poczynania - Nie specjalnie podobała jej się wizja odpoczynku. Znaczy, jasne, wypadałoby, ale było jeszcze sporo rzeczy do zrobienia, a nie ufała kotom z klanu na tyle, by rzucać ich na granicę. A nawet jeśli takowe zaufanie posiadała, to po prostu wolała zrobić to sama. Nie miała ochoty na widok kolejnego martwego ciała klanowicza, którego gdzieś wysłała. No i sprawa Wiśniowej Iskry nie dawała jej spokoju. Medyczka musiała sporo przejść w obozie wroga i Różana miała zamiar wszystkiego się od niej dowiedzieć.
- Są brutalni, to pewne. Stanowią największe zagrożenie, choć pozostałe klany również nie warto ignorować - mruknęła. - Może rzeczywiście jedynie Owocowy Las nie jest czymś, czego musimy się aż tak obawiać, choć ich nowy lider wydawał się ostatnio dosyć mocno zaangażowany w rozmowę z przywódczynią Klanu Nocy, a do nich na pewno będę trzymać dystans. Dziwne, że co zgromadzenie przewodzi nimi ktoś inny - zauważyła.
- Z Agrestem miałam okazję rozmawiać na jednym ze zgromadzeń - poinformowała, poruszając uchem - Zdawał się być mocno po naszej stronie, w dodatku przejęty śmiercią Kamiennej Gwiazdy. Szczerze powiedziawszy miałam nadzieję na współpracę, chociaż szczerze nie ufam jego rozmowie ze Śnieżną Gwiazdą.
- Hmm, równie dobrze mógł chcieć jedynie sprawdzić, z kim ma do czynienia. Warto czasem poznać swojego wroga, a nuż jego słabe strony wyjdą na wierzch — gdybała, na co Róża jedynie kiwnęła głową. Oczywiście, zdawała sobie sprawę z możliwych zabiegów i podstępów, jednak najlepiej mieć wszystkich blisko, jak najbliżej, by lepiej móc obserwować czyjeś ruchy - No cóż, na następnym zgromadzeniu może spróbuję i ja go lepiej poznać, choć ufam temu, że wiele rozmawiał z Kamień. Na razie będziemy mieli jeszcze inną sprawę do załatwienia - stwierdziła, zmieniając gwałtownie temat. - Gepardzia Łapa. Nie chcę przeciążać Wiśniowej Iskry obowiązkami, ale gdy tylko lepiej się poczuje i uzna, że Gepard dalej nie zrobiła postępy, będę zmuszczona oddalić ją od tej roli. Jest tylu młodych i ambitnych uczniów, a może i w niedalekiej przyszłości narodzi się taki, który będzie od samego początku pchał się do roślin. Nie możemy pozwolić, by tak ważne stanowisko marnowało się przez kogoś niekompetentnego.
- Pomyślałam o tym samym gdy zabrakło Wiśniowej Iskry - przyznała zaraz poważnym tonem - Gepardzia Łapa jest już dorosłym kotem, a nadal tkwi w miejscu. Wiśniowa Iskra nie staje się coraz młodsza, jeśli tak dalej pójdzie możemy zostać bez medyka - Stwierdziła, z niezadowoleniem poruszając uszami. Gepard może się nadawała do lekkiej pomocy przy rannych, ale nie widziała jej w roli zaufanego medyka skaczącego pomiędzy rannymi na wojnie.
Byli na miejscu, pozostawało jedynie dać sygnał do ataku, dzięki któremu w szybkim tempie, cicho znaleźliby się w obozie, nim jeszcze słońce całkowicie zawisło w górze. Ostatni oddech i ruszyli.
Na moment rozpętał się znajomy chaos. Kłęby sierści, pazurów i wściekłych pysków wirowały niczym w jakimś nawałnicowym walcu. Niezwykłym było to, jak łatwo było pokonać koty, które jeszcze chwilę temu robiły za ich oprawców. Jak łatwo się poddawali, kiedy od środka trawieni byli przez truciznę. Sprawiało to kotce niemałą satysfakcję, kiedy nie musiała się nawet bardzo zmęczyć, pomimo przewagi przeciwnika w obozie. Nie miała zamiaru jednak się tym ani ekscytować, ani zbytnio zajmować, a skupiła na swoim zadaniu. Szybko schyliła głowę przed nadchodzącym atakiem, chwilę potem mocując się z jakimś wojownikiem, którego zrzuciła z siebie szybkim kopnięciem w brzuch. Niepokoiło ją coś. Wstała szybko i spróbowała się rozejrzeć i rozeznać po chaosie jaki odbywał się teraz w obozie, wszędzie migały różnokolorowe futra, jednak nie mogła dostrzec tej charakterystycznej, cieniowanej sylwetki. Nigdzie. Nie było na skale, wśród walczących, wśród poległych. Nie dostrzegła również zdradzieckiego rudego futra Leśnego Pożaru, jednak była to tylko dodatkowa myśl z tyłu głowy, której jednak nie chciała ignorować. Z tego całego rozkojarzenia i zamieszania niemal dostała po uszach od jakiegoś wilczaka, jednak i tu obrona trwała krócej niż zazwyczaj, chociaż zakończona sporą raną na piersi i kilkoma bolesnymi obiciami.
Uspokoiło się jakiś czas potem, Różanej wydawało się, że nie minęło nawet kilka uderzeń serca, zanim zobaczyła znajomą sylwetkę Diamentowej Groty, a zaraz po niej… oh. Czoło na pysku kotki zmarszczyło się kiedy dostrzegła pozbawioną oka medyczkę. Czy nawet dla zielarki nie mieli za grosz poszanowania? Zacisnęła zęby rozglądając się dookoła. Ci, którzy zostali w obozie albo się poddali, albo byli niezdolni do ruchu, podczas gdy reszta najpewniej uciekła. Kotka szybkim okiem obejrzała możliwych rannych, by jako tako ocenić straty, które… cóż, nie były złe. Można wręcz powiedzieć, że całkiem dobre, patrząc na to, że wszyscy stali na nogach. Prócz jednego, niebieskiego kota, który właśnie zbliżał się do burzakowej grupki kuśtykając.
- Dasz radę dotrzeć do obozu? - Pyta kocura, gdy ten znajduje się już blisko.
- Ch-chyba tak - Wypowiada jakoś słabo, na co kotka kiwnęła głową.
- Pomóżcie mu w razie czego - Zwróciła się zaraz do Końskiego Kopyta i Owczej Piersi, kątem oka dostrzegając, jak Wiśniowa Iskra próbuje ocenić stan niebieskiego. Różana jeszcze zdążyła spytać medyczkę jak się czuje, a gdy dostała odpowiedź pozytywną, lub też na tyle pozytywną na ile mogła pozwolić na to obecna sytuacja, postanowiła zająć się sprawą na chwilę obecną ważniejszą i nie dającą jej spokoju. Wiśnia i jej brak oka może pozostać na razie na dalszym planie, na pewno spyta o to kiedy już będą bezpieczni w obozie. O ile tam wszystko dobrze przebiegło.
- Widziałeś gdzieś Mroczną Gwiazdę? - Pyta zaraz Mżyste Futro, na co ten na chwilę odrywa się od próby szybkiego oczyszczenia zranionej opuszki, by pokręcić przecząco głową.
- Nigdzie ani śladu. - Calico kieruje wzrok na innych członków patrolu, ale tu też otrzymała odpowiedź negatywną. Co on kombinuje?
- Wracamy do obozu - zakomunikowała, po czym szybkim krokiem skierowała się w stronę swoich terenów. Nie chciała zostać tu dłużej niż konieczne, dając tym samym wilczakom szansę na atak.. Miała nadzieję, że wszystko przebiegło dobrze. Że Omen zaraz nie wkroczy z jakąś armią Klifiaków, samotników czy innych grup które trzymał w rękawie, by nagle wybić wszystkich, pozostawiając po sobie zniszczenie jak to miał w zwyczaju. Chciała dotrzeć do obozu jak najszybciej. Zobaczyć, czy wszyscy są cali, czy jednak wyraźny obraz splamionego krwią burzaków obozu w jej głowie nie jest tylko koszmarnym przywidzeniem. Otwarta przestrzeń pokryta początkującymi kwitnienie wrzosami była już tak blisko, jeszcze chwila i znajdą się na granicy. Calico wskoczyła na piaszczysty teren, czując poddenerwowanie w łapach, przez które najchętniej by przyśpieszyła kroku do biegu, by jak najprędzej znaleźć się w obozie, jednak nie zdążyła zrobić nawet kilku większych kroków, gdy do jej uszu doszedł dźwięk potykającego się ciała, które zaraz potem ciężko upadło na ziemię. Kotka szybko odwróciła głowę, doskonale wiedząc czego się ma spodziewać. Wzięła głębszy oddech, szybkim krokiem podchodząc do Wrzosowej Rzeki, który zdawał się jeszcze chwilę oddychać, zanim całkowicie zgasło w nim życie. Zastępczyni spojrzała wyczekująco w stronę Wiśniowej Iskry, która pojawiła się przy kocurze niemal natychmiast. Trudno było stwierdzić, na co Różana tak właściwie liczyła, być może jedynie na potwierdzenie, które uzyskała po chwili milczenia, kiedy to Wiśnia skrzyżowała z calico wzrok, kręcąc powoli głową. Nie żyje.
Różana Przełęcz wypuściła z siebie powoli powietrze.
Wrzosowa Rzeka był jedyną stratą, jaką poniosła osobiście tego dnia.
‧▪꙳◈◃♦――♜――♦▹◈꙳▪‧
Z ulgą dostrzegła, że stan obozu Klanu Burzy różni się od wizji, jaką miała w swojej głowie. Teraz, razem z jej patrolem była to zbitka posklejanych od krwi, poszarpanych kotów, ale żywych. Kątem oka dostrzegła ciało Pochmurnego Tańca, jednak nie zatrzymała się na czarnym ciele zbyt długo. Nie było tego warte. Poza tym, zaraz musiała się skupić na Tygrysiej Gwieździe oraz jej pytaniu, które wierciło wnętrzności również i Róży.
- U nas podobnie. Atak na ich obóz odbył się bez problemów. Stawiali znaczący opór, jednak większość z nich była mocno osłabiona, szybko się rozproszyli - tu przerwała, na chwilę się jakby zamyślając - Jedynym co mnie niepokoi jest Mroczna Gwiazda. Lub raczej jego brak. Podczas całej walki nie zobaczyłam ani razu jego osoby, podobnie jak inni. Po twoim pytaniu wnioskuję, że u was też się nie pojawił.
Tygrys na te słowa zmarszczyła w zadumie nos i objęła spojrzeniem pustą przestrzeń.
- Nie podoba mi się ten fakt. Raczej nie kulił by ogona w swoim legowisku, kiedy wprost weszliśmy na jego tereny - mruknęła - Mam nadzieję, że to wszystkie nie wynika z jakiegoś jego planu i nie zaskoczy nas nagle kolejnym atakiem. Zbyt łatwo i szybko udało nam się odzyskać wolność, więc albo Wilczaki mają problemy, albo coś knują. Nie znudziła by im się od tak ta władza, jaką tu mieli - gdybała.
- Racja - mruknęła, kiwnąwszy krótko głową - Jedyne czego nam brakuje, to jego nagłe pojawienie się z całą armią, przez którą trafimy na gorszą sytuację niż ta, w której byliśmy. - Tu na moment umilkła, poruszając krótko uchem - Myślę, że jeśli miałoby do czegoś dojść, nie zdążymy i tak stworzyć kolczastej bariery wokół obozu, jednak jeśli pozwolisz, chciałabym jeśli będzie taka możliwość, spróbować takową stworzyć z jakichś kolczastych pnączy. Oprócz tego chciałabym patrolować dzisiaj granicę z Klanem Wilka.
- Uważam, że to dobry pomysł - rzuciła Tygrys z delikatnym uśmiechem. - Choć przy tworzeniu takiej bramy sami się prędzej wykończymy niż którykolwiek z Wilczaków zdążyłby się na to nadziać - zażartowała. - Ufam ci i wierzę, że zadbasz o bezpieczeństwo w tamtych rejonach. Na razie potrzeba nam też straży nocnej, przynajmniej dwóch kotów, które czuwały by przy granicach obozu i budziły resztę w razie zagrożenia.
- Rozumiem - kiwnęła krótko głową - Zaraz się tym zajmę. Czy jest jeszcze coś, co powinnam zrobić?
- Odpocząć choć przez chwilę potem - oświadczyła ruda. - I naprawdę, nie przemęczaj się, potrzebuje zdrowej zastępczyni. Porozmawiam później z Wiśniową Iskrą, może będzie wiedziała coś więcej o sytuacji w Klanie Wilka. Nie zamierzam pchać się na kolejne wojny, ale jeśli dowiemy się czegoś ciekawego, to dobrze będzie móc to w razie co wykorzystać w formie obrony.
- Dobrze - mruknęła, trochę jakby spuszczając z siebie powietrze, chociaż zaraz potem, na wspomnienie medyczki smętny wzrok utkwił w niewidzialnym punkcie - Nie zdążyłam zapytać jak straciła oko, jednak nie powinien mnie ten uraz dziwić patrząc na... ostatnie ich poczynania - Nie specjalnie podobała jej się wizja odpoczynku. Znaczy, jasne, wypadałoby, ale było jeszcze sporo rzeczy do zrobienia, a nie ufała kotom z klanu na tyle, by rzucać ich na granicę. A nawet jeśli takowe zaufanie posiadała, to po prostu wolała zrobić to sama. Nie miała ochoty na widok kolejnego martwego ciała klanowicza, którego gdzieś wysłała. No i sprawa Wiśniowej Iskry nie dawała jej spokoju. Medyczka musiała sporo przejść w obozie wroga i Różana miała zamiar wszystkiego się od niej dowiedzieć.
- Są brutalni, to pewne. Stanowią największe zagrożenie, choć pozostałe klany również nie warto ignorować - mruknęła. - Może rzeczywiście jedynie Owocowy Las nie jest czymś, czego musimy się aż tak obawiać, choć ich nowy lider wydawał się ostatnio dosyć mocno zaangażowany w rozmowę z przywódczynią Klanu Nocy, a do nich na pewno będę trzymać dystans. Dziwne, że co zgromadzenie przewodzi nimi ktoś inny - zauważyła.
- Z Agrestem miałam okazję rozmawiać na jednym ze zgromadzeń - poinformowała, poruszając uchem - Zdawał się być mocno po naszej stronie, w dodatku przejęty śmiercią Kamiennej Gwiazdy. Szczerze powiedziawszy miałam nadzieję na współpracę, chociaż szczerze nie ufam jego rozmowie ze Śnieżną Gwiazdą.
- Hmm, równie dobrze mógł chcieć jedynie sprawdzić, z kim ma do czynienia. Warto czasem poznać swojego wroga, a nuż jego słabe strony wyjdą na wierzch — gdybała, na co Róża jedynie kiwnęła głową. Oczywiście, zdawała sobie sprawę z możliwych zabiegów i podstępów, jednak najlepiej mieć wszystkich blisko, jak najbliżej, by lepiej móc obserwować czyjeś ruchy - No cóż, na następnym zgromadzeniu może spróbuję i ja go lepiej poznać, choć ufam temu, że wiele rozmawiał z Kamień. Na razie będziemy mieli jeszcze inną sprawę do załatwienia - stwierdziła, zmieniając gwałtownie temat. - Gepardzia Łapa. Nie chcę przeciążać Wiśniowej Iskry obowiązkami, ale gdy tylko lepiej się poczuje i uzna, że Gepard dalej nie zrobiła postępy, będę zmuszczona oddalić ją od tej roli. Jest tylu młodych i ambitnych uczniów, a może i w niedalekiej przyszłości narodzi się taki, który będzie od samego początku pchał się do roślin. Nie możemy pozwolić, by tak ważne stanowisko marnowało się przez kogoś niekompetentnego.
- Pomyślałam o tym samym gdy zabrakło Wiśniowej Iskry - przyznała zaraz poważnym tonem - Gepardzia Łapa jest już dorosłym kotem, a nadal tkwi w miejscu. Wiśniowa Iskra nie staje się coraz młodsza, jeśli tak dalej pójdzie możemy zostać bez medyka - Stwierdziła, z niezadowoleniem poruszając uszami. Gepard może się nadawała do lekkiej pomocy przy rannych, ale nie widziała jej w roli zaufanego medyka skaczącego pomiędzy rannymi na wojnie.
<Tygrys?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz