— Jak sądzisz, dlaczego świat nie powstał od razu, lecz tworzył się przez tysiące księżyców? Dlaczego pora roku nie zmienia się z dnia na dzień, a warunki pogodowe stopniowo zmieniają się wraz z jej biegiem?
Płomiennoruda kocica obróciła pysk, wpatrując się w wyjście z legowiska utęsknionym wzrokiem. Ale była spokojna, mimo że widocznie nie czuła się komfortowo z jego głosem za plecami.
— Oszczędź sobie słów — mruknęła niechętnie.
— Świat jest tak zbudowany, że potrzeba długiego czasu pracy, by uzyskać rezultat. Jak wcześniej byłaś zaryczana, tak teraz potrafisz mnie tolerować.
— Tolerować to dużo powiedziane.
— Od kiedy jesteś taka pochmurna? Zawsze byłaś najsłodszą i najbardziej niewinną wojowniczką Klanu Wilka…
— Od kiedy się do mnie odezwałeś.
— Ja pamiętam co innego — odparł. — Pamiętam twój pełen radości pyszczek, gdy obiecałem ci wszystko co dobre. Nie skłamałem. Bliższa relacja z samym przywódcą Klanu Wilka, to dopiero chwała. Próbuję wbić ci do łba, że uśmiechanie się półgębkiem do każdego nie jest dobrym sposobem na prowadzenie życia. Niczego nie rozumiesz.
— Rozumiem tylko tyle, że warto czekać na twoją śmierć.
— Myślisz, że po mojej śmierci coś się zmieni? Mam całe grono sprzymierzeńców. Zadbałem o to, żeby moje twory mnie przeżyły, żeby mnie wspominano. Będą kontynuować moje dzieło.
— Będzie jednego wariata mniej, gdy odejdziesz.
Wzruszył ramionami.
— Każdy kiedyś odejdzie. Nie mniej jednak, nie zamierzam umrzeć jako nieporadny staruch we własnym legowisku, utrzymywany przez swoje dzieci. Albo umrę w walce, albo sam wymierzę sobie los. A ty, Sarno, przestajesz być mi potrzebna, a zaczynasz być udręką.
Usłyszał, że serce zabiło jej szybciej, a ona sama wytrzeszczyła oczy. Nic jednak nie powiedziała – tak, doskonale znał tą zasadę. Walcz. Jeśli nie możesz walczyć, uciekaj. Jeśli nie możesz uciekać…
— Omen… Nie jesteś złą osobą…
…Przymilaj się. Jak sarenka.
Postanowił jej nie przerywać.
— Po prostu wypuść mnie i rozejdziemy się w pokoju.
— Nie ma mowy o wypuszczeniu kogokolwiek. Nie popełnię drugi raz tego samego błędu.
Podniosła się na łapy i cofnęła, wpatrując w niego uważnie. Widział jednak, że nastroszyła futro. On zaś nie odwrócił wzroku. Był szczerze zaintrygowany, co zamierzała zrobić. Przekonać go? Słowami? Odwrócić jego uwagę?
— Nie jesteś taki, wierzę w to. W każdym jest coś dobrego. Po prostu źle zacząłeś.
— Brzmisz jak Kunia Norka — skrzywił pysk.
Sarna zamilkła, przypatrując się mu.
— Proszę cię, Mroczna Gwiazdo.
— Nie masz problemu, żeby prawić mi swoje moralności, dopóki nie wstanę. Wtedy dociera do ciebie, że jedno złe słowo i twoje życie może… — widząc robaczka spacerującego po twardej ziemi nory, przygniótł go łapą. — …się skończyć.
Sarni Krok przełknęła gulę w gardle, spoglądając raz to na robaka, raz to na przywódcę. Mroczna Gwiazda zbliżył się do niej, aż zetknęli się pyskami. Czuł jej przyspieszony oddech i szybko bijące serce. Czuł drżenie łap.
— Kim dla ciebie jestem?
Potworem.
— Przywódcą.
Uśmiechnął się.
— Muszę pomyśleć, wróbelku, co z tobą zrobić. Jesteś jak truchlejąca sarna w środku pola… Widzisz zagrożenie i uciekasz. Albo podchodzisz do niego, ciekawa, a potem kryjesz się w gąszczu przerażona.
— Nie boję się ciebie…
— Twoja mowa ciała mówi coś innego.
Sarna napięła mięśnie i usiłowała się odsunąć, ale za plecami miała tylko chłodną glebę okalającą norę przywódcy. Omen uśmiechnął się.
— Wierzysz w Klan Gwiazdy?
Rozszerzyła oczy, wiedząc już, co stanie się za chwilę. Wrzasnęła, ale było już za późno. Lider wbił ostre kły w jej szyję, wyrywając kawał futra. Strumień cierpkiej krwi wylał się wprost na jego łapy, a pysk Sarniego Kroku znieruchomiał w wyrazie przerażenia. Rozlewista kałuża krwi splamiła mu białe łapy, a on patrzył, jak ciało z chrzęstem kości upada na ziemię.
Gdy przywódca opuścił norę z wysoko postawioną brodą, wszyscy popatrzyli po sobie – a potem spojrzeli na splamione krwią łapy i pysk. Wszyscy wiedzieli, że Sarna, ta mała, słodka, niewinna Sarenka, przed chwilą wchodziła do nory z Mroczną Gwiazdą. Wszyscy wiedzieli, co się tam stało. Wszyscy wiedzieli, że to była kara wymierzona przez vana za niepoddanie się jego woli, za księżyce sprzeciwiania się jego rozkazom.
Ale nikt nie protestował.
Olszowa Kora podeszła do Mrocznej Gwiazdy.
— Wynieść ją dla wron i kruków, wujku?
— Pochowaj ją. Godnie — odparł ku zaskoczeniu bratanicy. — Spisujesz się ostatnio. Docenię to.
Olsza skinęła krótko głową i wzięła się do roboty. Już za chwilę Błękitny Ogień przyszedł jej pomóc.
* * *
To był dzień, w którym podjął ostateczną decyzję co do przyłączenia do kultu kilku kolejnych kotów. Jadowita Żmija, Olszowa Kora, no i jego wnuki, Wieczorna Mara i Koszmarny Omen. Wszyscy zasłużyli na jego uwagę i pokazali swój potencjał, zatem zdecydowanie należało im się członkostwo w kulcie Mrocznej Puszczy. Gdy wyłapał gdzieś w tłumie obozowych kotów Chłodny Omen, który przygotowywał się do wyprowadzenia wojowników na szkolenie, podszedł.
— Synu, po szkoleniu zatrzymaj Wieczorną Marę, Koszmarny Omen, Jadowitą Żmiję i Olszową Korę. Są gotowi. Przekaż im, że chcę ich widzieć dziś w nocy przy wyjściu.
Mistrz pokiwał głową.
— Przekażę im.
Czarny van skinął łbem i odwrócił się, by nie przedłużać tej chwili. To, co działo się w klanie było… Nadzwyczaj dziwaczne. Kilku wojowników musiało zaprzestać swojej służby, ponieważ znacznie osłabli i musieli udać się do medyków. Burzaczka z Kunią Norką orzekły, że mieli do czynienia z zatruciem pokarmowym, ale objawy utrzymywały się dość długo. Chorzy byli w okropnym stanie, gorączkowali, nie potrafili wypowiedzieć słowa. Nie dziwota więc, że pierwsze, o czym pomyślał lider, to o tym, że to właśnie nieszczęsna burzaczyna była powodem zatrucia. Czemu miałaby nie skorzystać z okazji, skoro znajdowała się we wrogim klanie? Była chłodna w obyciu w stosunku do nich. Nie miała dostępu do trucizn, a i te zazwyczaj nie były potrzebne, bo rzadko zabijało się jakiegoś kota za pomocą otrucia. Kunia Norka za to… Wątpił, czy byłaby tak głupia, by udostępnić tamtej trucizny. Zawsze byłoby ryzyko, że zmarli będą powiązani z Kuną, a śmierci kolejnych bliskich raczej by nie chciała. Cała sytuacja była interesująca, ale zdecydowanie mu się nie podobała.
Wypatrzył moment, gdy Kunia Norka opuściła legowisko i wszedł do środka. Wiekowa Burzaczka od razu najeżyła się na jego widok.
— Otrułaś moich wojowników.
— Nikogo ci nie otrułam — splunęła. — Nie jestem zepsuta jak ty, by stosować odpowiedzialność zbiorową na niewinnych Wilczakach. Gdyby zależało mi na zemście, zaatakowałabym ciebie.
Parsknął z gracją.
— Co chcesz mi zrobić, burzaczko? Jesteś pomarszczona jak zgniłe jagody, a ja nie dam się łatwo podejść. Kto dał ci trucizny?
— Już mówiłam, że nikogo nie otrułam. Jesteś tępy, jeśli myślisz, że zaryzykowałabym otrucie zwierzyny, nie wiedząc czy to właśnie ją podacie Diament lub innemu niewinnemu kotu.
Przywódca warknął cicho. Miała rację, dużo trzeba by było ryzykować, aby dopuścić się otrucia, a ona jak typowy Burzak nie miałaby serca pozbyć się niewinnych. Nie zamierzał jednak pozwalać jej na takie znieważenia.
— Ktoś powinien pozbawić cię języka, i być może to ja będę tym kimś.
— Ktoś powinien pozbawić cię członka i pazurów, bo tylko tym myślisz — odcięła się z zadartym łbem.
Dość tego.
Wysunął pazury i spoliczkował bezczelną szylkretkę, która zatoczyła się do tyłu. Zaśmiała się maniakalnie, rzucając mu długie spojrzenie.
— Nie zabijesz mnie, bo nie chcesz dać Kuniej Norce władzy. Mimo, że ma dobre umiejętności. Sam robisz sobie problemy.
— To zdrajczyni. Zresztą jak ty. Nie pozwolę, żeby kolejnego kota nam otruła.
— Najwyraźniej już to zrobiła. A ja nie mam powodu, by być wierna klanowi, który mnie uprowadził.
Prychnął, gromiąc medyczkę wzrokiem.
— Burzak, który nie podwija ogona na mój widok i nie zdradza mi wszystkiego po pierwszym zastraszeniu. Powinienem być z ciebie dumny.
Zadarła podbródek.
— Burzacy nigdy nie godzili się na złe rzeczy, które ich spotkały, a zwłaszcza na rządy wyjętego spod prawa psychopaty takiego jak ty. Rozbebeszą ciebie i twoich sprzymierzeńców jak nic nie warte śmiecie, jakimi jesteście. Zmiotą was z powierzchni ziemi, zmiażdżą wasze głowy i zostawią wronom na pożarcie.
— To sumienie świętej medyczki nie zabolało od wypowiedzenia tych słów? — uniósł brwi, mówiąc to sardonicznie.
— Zabolało. Nie wiesz, jak bardzo.
Pokręcił głową.
— Znudziło mi się prowadzenie filozoficznych rozmówek. Zrobiłaś to, czy nie?
— Nie.
Zbliżył się do niej, a kotka znieruchomiała. W końcu, gdy chciał podejść jeszcze bliżej, niespodziewanie ugryzła go w łapę. Syknął i rzucił się na nią, wysuwając pazury. Wbił jej pazury w oko i pociągnął z całej siły, naprężając mięśnie i przybijając ją do ziemi, gdy ta wrzeszczała. Wydłubał jej prawe oko, a całą twarz medyczki zalała gęsta krew. Przeraźliwy wrzask spłoszył ptaki z iglastych drzew. Słyszał zaniepokojenie poza legowiskiem, ale nikt nie odważył się przerwać liderowi.
— Nikt ci tego nie wybaczy — wychrypiała medyczka, mrugając zdrowym okiem.
— Nie chcę wybaczenia — odparł, opuszczając legowisko.
* * *
— Olszowa Kora jest już z nami od długiego czasu jako pieczęć postawiona między sojuszem obu klanów. Dla nas jednak jest kolejną wojowniczką, która udowodniła swoją wartość. Olszowa Koro, jestem niebywale dumny z tego, że mogę nazywać cię swoją bratanicą. Sądzę, że inni zgromadzeni tutaj również.
Wśród zebranych rozległ się aplauz.
— Ja, Mroczna Gwiazda, przywódca Klanu Wilka i lider kultu Mrocznej Puszczy, naznaczam cię w imię naszych przodków. Czy jesteś gotowa przyjąć na siebie nasze znamię jako dowód inicjacji?
— Tak — odparła Olsza.
— Zatem otrzymasz ode mnie znak, który pozostanie z tobą aż do śmierci i zawsze będzie przypominał ci o przynależności do kultu.
Zbliżył się do bratanicy, która przymknęła powieki, gdy ten oderwał jej kawałek ucha. Strumień krwi pociekł po jej pysku.
— Tej nocy, zgodnie z wolą Mrocznej Puszczy, przyjmujemy cię oficjalnie jako pełnoprawną członkinię naszej grupy. Wierzymy, że będziesz wiernie służyć naszym przodkom i działać na rzecz kultu, abyśmy nigdy nie upadli.
Podszedł do leżącego na ziemi trupa, którego Olszowa Kora przyniosła na dzisiejszym polowaniu. Przycisnął łapę do zakrwawionego gardła truchła i odcisnął na czole kotki krwisty znak.
— Olszowa Kora! Olszowa Kora!
* * *
Siedział przy swojej norze. Tej właśnie nocy mianował w kulcie czwórkę młodych wojowników. Ich siła stale wzrastała, ale nie mógł przestać myśleć o tajemniczych otruciach, których sprawczynią rzekomo nie była Wiśniowa Iskra. Zaczął wątpić, że to właśnie medyczka była przyczyną. Ugięłaby się już dawno – albo po prostu miała irytującą tendencję nieprzyznawania się do winy jak Nocna Tafla. Wątpił jednak, czy zaryzykowałaby otruciem niewinnych kotów.
Nastawił uszy, gdy rozległy się zsynchronizowane dźwięki biegnących kotów. Spojrzał w stronę wejścia do obozu, gdzie wbiegła zdyszana Olszowa Kora z Jadowitą Żmiją. Zmarszczył brwi.
— Burzacy. Burzacy się buntują — powiedziała szybko Olsza. — Potrzebujemy więcej kotów! Wybuchły zamieszki na naszej granicy. W obozie zaczęli nas atakować. Udało mi się uciec. Musiałam cię zawiadomić.
Źrenice lidera gwałtownie się zmniejszyły.
— Ile tam jest naszych?
— Chyba z sześciu. Nie liczyłam… Zbyt mało.
Wskoczył na pień.
— Klan Burzy wszczął rewoltę! Frezjowy Płatek, Błękitny Ogień, Rzeczny Wir, Szeleszczący Wiąz, Jadowita Żmija i Olszowa Kora idą na bitwę do obozu Burzaków. Jeśli macie starszych uczniów, weźcie ich ze sobą. Jabłoniowa Łapo i Pajęcza Łapo, wy będziecie obserwować bitwę w obozie Burzaków z otoczenia i zawiadamiać o potencjalnych zmarłych i zmieniających się okolicznościach. Czerwona Róża, Wroni Trans, Koszmarny Omen, Wieczorna Mara, Ostra Łapa i Chłodny Omen pomogą w walkach na granicy — rozkazał chłodno. — Reszta zostaje w obozie i go pilnuje na wypadek, gdyby Burzakom przyszło do głowy tutaj przyjść. Czekajcie na rozkazy mistrzów, a gdy nie będzie ich w pobliżu, improwizujcie, używacie umysłu, nie furii. Zapędźcie ich w kozi róg.
Po obozie niczym niewidzialny cień rozbłysła panika i zamieszanie. Posłane przez niego koty z furią i gotowością do walki wyruszyły z obozu, a Mroczna Gwiazda nie miał już czasu, aby robić cokolwiek niezwiązanego z obecną sytuacją. Wyruszył niedługo po oddziale zmierzającym ku wrzosowiskom, przemierzał las szybkim krokiem, skupiając całą swoją uwagę na rzekomym buncie. Burzacy walczyli. Nigdy nie spodziewał się, że byli na tyle zgrani, aby do tego doszło.
Usłyszał szelest.
A potem ciężar przygniatający go do ziemi.
Syknął wściekle, gdy zobaczył, co było powodem stłuczki. Czarny, nieznany mu samotnik skoczył na niego wprost z drzewa. Przyszpilił go do ziemi, a przywódca napiął mięśnie i kopnął mocno tylnymi łapami. Nieznajomy z sykiem wpadł na drzewo, które zakołysało się mimowolnie. Omen od razu podbiegł do niego i przyszpilił go. Naparł przednimi łapami na pierś kocura, przygniatając go do drzewa, zaś na jego tylne łapy położył swoje tylne łapy. Zaczął napierać na klatkę piersiową, pozbawiając go powoli tchu. Widać, że zaczynał tracić panowanie nad łapami, mięśnie przestawały pracować. I nagle… Podciął go łapami. Nawet wielokrotnie stosowana przed lidera sztuczka nie podziałała. Przewrócił się na ziemię, a czarnofutry skoczył na niego. Ból rozległ się w żyłach Mrocznej Gwiazdy, gdy usłyszał chrupot kości. Gdy ten zwisał nad nim, przywódca złapał go za szyję. Nie rozerwał jednak gardła, ponieważ samotnik przewidział ten ruch i jego łapa przygniotła go jeszcze bardziej. Lider wrzasnął wściekle. Przewrócił się na bok, czując ból, udało mu się jednak zrzucić z siebie kocura. Van skoczył na niego i rozorał mu bok, aż cierpki strumień posoki wylał się z niego na zieloną trawę. Samotnik syknął przeraźliwie i wyrżnął go z łapy. Omen poczuł ból w pysku. Skoczył po raz kolejny. Tym razem złapał obcego za głowę, z całej siły wbijając w jego czaszkę zęby i pazury, chwytając szyi, rozdrapując mięśnie.
Czarny chciał złapać go za brzuch, ale van był szybszy. Odskoczył, oblizując pysk i patrząc z satysfakcją na swoje dzieło. Łeb samotnika był poharatany, zakrwawiony, mięso i mięśnie wystawały zza rozoranych części ciała.
Był gotów na kolejną rundę.
Samotnik powoli zbliżył się do przywódcy. I wtedy Omen to wyczuł – zawahanie gdzieś w sposobie oddychania, dziwne przerwanie rytmu w poruszaniu się klatki piersiowej przeciwnika. Wtedy zaatakował i zbił kocura z łap. Ten szybko przewrócił się na bok i korzystając z siły odrzutu, wstał, nie czekając długo, nim skoczył po raz kolejny na Wilczaka. Omen poczuł zęby wgryzające się w kark i potworny ból rozpierający głowę i pierś. Przewrócił się na ziemię, starając się doprowadzić, by wróg uderzył się w potylicę, na marne jednak. Samotnik znów stanął na łapach. Zbliżył się krok. Mroczna Gwiazda cofał się w miarę, jak ten szedł do przodu – oboje w skupieniu, celując w siebie wzrokiem. Lider dyszał, walka wyraźnie go zmęczyła, ale zamierzał walczyć do końca. Samotnik też był zadyszany i zakrwawiony, ale nie tracił tempa swoich działań. Z tyłu głowy przywódca nieustannie miał myśli, co działo się w Klanie Burzy, jak Wilczacy poradzą sobie bez jego rozkazów, czy wycofają się z walki, gdy spostrzegą, że nigdzie nie ma ich lidera.
Lecz potem…
Potem samotnik zadał ostateczny cios – Mroczna Gwiazda zbyt długo czekał na odpowiedni moment do ataku. Samotnik rzucił się na niego i wgryzł w szyję. Nim lider zdążył zareagować, poczuł krew zlepiającą białą sierść i odrywane od jego szyi gardło.
I wtedy… Wszystko się zmieniło. Błękitne oczy, tak długo siejące terror nie tylko w Klanie Wilka, lecz w całym lesie, znieruchomiały. Znieruchomiały nie w lęku, ani nie w gniewie, lecz w całkowitej obojętności. Ciało stało się mętne i nieruchome… było po wszystkim. Ten sam tyran, morderca i psychopata, zginął z mgnieniu oka, z sekundy na sekundę.
Van dostrzegł, że jego morderca, samotnik o czarnym futrze, odniósł ogromne obrażenia. Poległ chwilę po zabiciu przywódcy Klanu Wilka. Wykrwawił się, wydając z siebie tylko ostatni jęk.
Mroczna Gwiazda czuł się… Wolny. Nie czuł już bólu ran ani cielesnych ograniczeń. Spojrzał na swoje znieruchomiałe ciało.
Duch uśmiechnął się lekko.
A potem dostrzegł posturę kryjącą się w drzewie. Czekoladowe futro, usatysfakcjonowane zabójstwem odwiecznego wroga oczy Upadłego Kruka.
Tyle jeszcze nie wiedział… Nie wiedział, że to był dopiero początek. Nie wiedział, że nigdy nie wygrał i nigdy nie wygra z nim, z Mroczną Gwiazdą.
Bezgwiezdna Ziemia wchłonęła nieczystego ducha w swoje pełne mroku, anarchii i bezwiednej puszczy oblicze.
<Kruku?>
[*[, zmarł z 130 opowiadaniami na koncie, tym samym będąc po Kamiennej Gwieździe drugą moją postacią z największą liczbą opowiadań, przyszedł na świat 2 listopada 2021, zmarł 12 czerwca 2023 roku - przeżył rok i 7 miesięcy, czyli prawie dwa lata
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz