[zgromadzenie]
Morelka gdy dowiedziała się, że ma być uczestniczką zgromadzenia nie czuła zupełnie nic. Było jej to obojętne. Jednak teraz, gdy moment wyruszenia w drogę na Bursztynową Wyspę zbliżał się nieuchronnie, czuła lekkie podekscytowanie związane z możliwością przeżycia czegoś nowego z dala od swojej bezpiecznej, codziennej przestrzeni. Oczywiście nie zamierzała nikomu pokazać, że chwilowo ma trochę inne nastawienie do świata niż to codzienne- obojętne i oschłe. Przede wszystkim musiała to ukryć przed swoją siostrą- Kawczą Łapą, która już od rana jak szalona skakała i opowiadała o tym, jak to cudownie będzie spotkać się z kotami z innych klanów.
Wreszcie Morelka wyruszyła z Kawką u boku. Przez całą drogę nie zamieniła z nią ani słowa. Starała się nie słuchać cichych i radosnych pomrukiwań siostry, która podskakiwała lekko idąc. Rozmyślała o tym, co będzie robić, gdy już się znajdzie na miejscu. Zamierzała usiąść sobie wygodnie, trochę podrzemać, lub spoglądając na inne koty poukładać rymy.
Po dotarciu liliowa kotka zrobiła tak, jak zaplanowała. Znalazła sobie miejsce z dala od innych i utkwiła swoje zielone oczy w największym skupisku kotów. Każdy odnajdywał swoich znajomych i rozmawiał z nimi. Jedynie jej siostra nie mogła znaleźć sobie miejsca. W pewnym momencie jednak zaczęła rozmawiać z jakimś nie znanym Morelce kocurem i ta straciła zainteresowanie tą sprawą.
Nie wiadomo skąd poczuła nagle zapach świeżego mięsa (a może tak jej się tylko wydawało) i pomyślała od razu o jedzeniu. O świeżo upolowanym ptaku… Na usta zaczęły jej się cisnąć słowa nowego wierszyka:
-Gdy siedziałam w cieniu maka
Zobaczyłam żółtego ptaka
Wyciągnęłam w jego stronę
Moje łapki ubłocone
A on wskoczył na nie chętnie
Zaczął dziobać bardzo wrednie
Zaskoczyłam się troszeczkę
I strzepnęłam sikoreczkę
Spadła lekko i bezgłośnie
I wylądowała jakoś skośnie
Chyba lekko ją skrzywiłam
Choć nie chciałam uwierzyłam
Więc rzuciłam się w ucieczkę
I zdeptałam sikoreczkę
Zadowolona z samej siebie, że tak ładnie jej to wyszło, postanowiła zarymować coś jeszcze.
-Przyszłam dziś na zgromadzenie
Wszyscy bawią się szalenie
Skaczą, mruczą i śpiewają
Wcale się nie obijają
Załatwiają ważne sprawy
Krytykują złe postawy
A ja leżąc sobie w trawie
Ciut rymuję, ciut się bawię
Wtem Morelka zobaczyła powoli opadające piórko. Gdyby było ono zwykłe, pewnie nie zwróciłaby na nie uwagi, lecz z niewiadomych przyczyn przyciągało wzrok. Poruszało się na wietrze i leciało powoli w przeciwną stronę do centrum zgromadzenia. Kotka pomimo swojego lenistwa wstała i zaczęła za nim iść. Zapomniała o swoim wierszyku, który przed chwilą wymyślała i wszystkim co ją otaczało. Piórko zaczęło lecieć coraz szybciej, więc liliowa również musiała przyspieszyć. Biegła tak i biegła, już prawie nie nadążając, gdy nagle… ŁUP! Wpadła do jamy ziejącej w skale. Oszołomiona osunęła się na ziemię i zapadła w sen.
Obudziła się jakiś czas później. Nie wiedziała ile czasu tu leżała. Była rozkojarzona i obolała, jednak szybko podniosła się na nogi. Czuła, że jest lekko poobijana, ale musiała jak najszybciej wracać.
Po dłuższej chwili usilnych starań wyczołgała się z dołka. Jako, że całe futerko miała w nieładzie zaczęła wylizywać je i oczyszczać z paprochów.
Zrobiwszy to, rzuciła się pędem w stronę, z której - jak jej się wydawało - przyszła. Biegnąc, zastanawiała się nad tym, co zrobi jeśli inne koty już sobie poszły i została sama. Bała się i prawdopodobnie właśnie ten strach sprawił, że gdy zobaczyła inne koty zachowujące się jak gdyby nigdy nic, wydała z siebie długie westchnienie ulgi. Usiadła na kamieniu i została w tym miejscu już do końca zgromadzenia odpoczywając i próbując uspokoić się po ostatnich przeżyciach.
[przyznano 20%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz