Był wieczór, słońce powoli chyliło się ku zachodowi, a jego ostatnie promienie wciąż łagodnie ogrzewały las. Lawendowa Łapa wyczłapała się z legowiska uczniów, od razu kierując się do stosu ze zwierzyną. Po kolejnym dniu wyczerpującego treningu miała w końcu zjeść kolację. Czując, jak burczy jej w brzuchu szybko wzięła w pysk dorodną wiewiórkę i ruszyła z powrotem do legowiska, by móc kontynuować rozmowę z Rozwydrzoną Łapą, przerwaną wcześniej przez przypomnienie sobie o braku porządnego posiłku.
– Oh, Lawenda! Witaj.
Na dźwięk dobrze znanego głosu kotka od razu obróciła głowę, zapominając i o wiewiórce, i o Rozwydrzonej Łapie.
– Witaj mamo – zamruczała z trudem przez pysk wypełniony rudym futrem.
Wojowniczka uśmiechnęła się i podeszła bliżej, prowadząc ją na pobliską trawę na skraju obozu, gdzie obie usiadły. Ważkowe Skrzydło ruchem głowy zachęciła Lawendową Łapę do spożycia posiłku. Ta, jakby nagle przypominając sobie, że przecież była głodna, wgryzła się w mięso. Wciąż jednak skupiała swoją uwagę na drugiej kotce, jakby oczekując od niej rozpoczęcia rozmowy. Gdy skończyła, oblizała się uważnie i ponownie uniosła łebek, wpatrując się w mamę wyczekująco.
– Ostatnio nie spędzamy ze sobą dużo czasu. Oczywiście, ty i twoja siostra musicie często trenować, zostały wojowniczkami, z których będę mogła być dumna. – Przerwała, by polizać się po piersi. – Ale co powiesz na mały spacer? Gryka jest w obozie?
Lawendowa Łapa zastrzygła uchem. Rzeczywiście, minęło trochę czasu, odkąd miała porządną, długą rozmowę z mamą. A spędzania czasu z nią nigdy nie za wiele.
– Gryka już zasnęła, musiała być bardzo zmęczona po treningu… ale ja mogę z tobą pójść mamo! Możemy zabrać Grykę następnym razem. – Poczuła, że końcówka ogona zaczęła jej lekko drgać z ekscytacji.
– Dobrze. Pochwalisz mi się, jak ci idą treningi z samą liderką – zamruczała, wstając przy tym z miejsca.
Uczennica z zapałem ruszyła za nią, zatrzymując się jednak zaraz przed wyjściem z obozu. Przypomniała sobie o czymś.
– Ojej, mamo, rozmawiałam z Rozwydrzoną Łapą i obiecałam jej, że zaraz do niej wrócę. Pójdę jej powiedzieć, że idę z tobą i już do ciebie wracam.
– Rozwydrzoną Łapą? Czemu rozmawiasz z kimś, kto nosi karne imię i jest uczniem tak długo? – Kotka zmarszczyła nos.
Lawendowa Łapa poczuła dziwny chłód. A przecież o tej godzinie słońce jeszcze obdarzało las swoim ciepłem.
– Myślałam, że powinnam być miła i uprzejma do wszystkich, nawet jak ich nie lubię… to znaczy, ona jest całkiem w porządku…
– Tak, miła i uprzejma, ale powinnaś rozmawiać z takimi kotami tylko, gdy jest taka konieczność. Na co dzień zadawaj się z lepszym towarzystwem. No dalej, powiedz jej, że cię nie będzie i idziemy. – Oczekująco skinęła głową w stronę wyjścia do lasu.
– Dobrze, przepraszam – wydukała zdezorientowana kotka i ruszyła wypełnić polecenie matki.
Po grzecznym pożegnaniu się z byłą rozmówczynią powróciła do Ważkowego Skrzydła, która wydawała się już lekko zniecierpliwiona. Lawendowa Łapa szybko ponownie ją przeprosiła, choć nawet nie do końca rozumiała, za co przeprasza i podążyła za nią w głąb lasu. Opinia mamy zawsze była dla niej bardzo ważna, może nawet ważniejsza od opinii mentorki, więc przecież nic dziwnego, że tak przeżywała burę od niej, prawda?
– I jak idzie ci trening? – zapytała w końcu Ważkowe Skrzydło. Z jej głosu nagle zniknął cały chłód, słowa znowu były ciche i miękkie. Uczennica skłamałaby, gdyby powiedziała, że nie poczuła ulgi, jednakże jednocześnie ta nagła zmiana wydawała się dosyć… nieswoja.
– Dobrze! Myślę, że idzie mi coraz lepiej! – odpowiedziała, dopiero po wypowiedzeniu tych słów orientując się, że odrobinę wyolbrzymiła.
Jej trening na pewno nie był tragiczny, jednak kotka wciąż dostawała na nim duży wycisk i choć z pewnością szło jej coraz lepiej, te postępy mogłyby być większe. Wciąż, mimo księżyców harówki jej kondycja była słabsza niż u przeciętnego kota w jej wieku, a Szakala Gwiazda nie wydawała się być zachwycona z wyników swojej uczennicy. Jednak Lawendowa Łapa, mimo silnej niechęci do przemęczania się, dawała z siebie wszystko, aby nie zawieść rodziny, liderki i reszty klanu. Ale czy taka odpowiedź usatysfakcjonowałaby Ważkowe Skrzydło?
– Jak na moją córkę przystało – zamruczała wojowniczka, nagle liżąc ją po nosie. – To wielki zaszczyt dla mnie, że Szakala Gwiazda wybrała cię na swojego ucznia.
– Dla mnie też! Dlatego muszę dać z siebie wszystko! – Wiedziała, że mówi prawdę, lecz mimo to gdzieś w głębi szargało nią nowe, nieprzyjemne uczucie.
– Oczywiście. Masz już 9 księżyców, myślisz, że jesteś blisko mianowania?
Źrenice kotki nagle się rozszerzyły i poczuła, jak oblewa ją zimny pot. Nie, nie jest blisko. Miała nadzieję, że mama nie zobaczyła reakcji jej ciała.
– Chyba jeszcze nie – przyznała, czując, jak niepokój wzrasta z każdym wypowiadanym słowem. – a-ale postaram się, by było ono szybciej, niż później.
– Dobrze, nie wszyscy wybitni wojownicy zakończyli trening w 4 księżyce, to naprawdę bardzo trudne. Ale jako moje dziecko jesteś bardzo zdolna, na pewno szybko go skończysz. Nie to, co niektórzy…
Lawendowa Łapa przełknęła. Rozwydrzona Łapa.
– Oczywiście mamo.
– Och, słońce już prawie zaszło. Powinnyśmy wracać. W końcu zasługujesz na sen – miauknęła nagle Ważkowe Skrzydło, przerywając dziwne napięcie unoszące się w powietrzu.
– Tak, jestem już całkiem zmęczona – przyznała.
Mama uśmiechnęła się i polizała ją po czubku głowy. Następnie obydwie kotki udały się w stronę obozu, drogę tą spędzając w względnej ciszy. Gdy dotarły na miejsce, ostatni promyk słońca schował się za horyzontem. Lawendowa Łapa, czując narastającą ulgę, ale i zmęczenie, skierowała się w stronę legowiska uczniów. Na pożegnanie Ważkowe Skrzydło jeszcze raz ją polizała.
– Dobranoc Lawendo. Powodzenia na treningu, raczej nie chcesz, bym się na tobie zawiodła – wyszeptała słodko i nie czekając na odpowiedź, oddaliła się od córki.
Dziwny chłód znowu powrócił, przeszywając całe ciało. Kotka stała jeszcze chwilę bez ruchu, po czym skierowała drżące kończyny w stronę legowiska uczniów. Powoli przedarła się przez krzak, panicznie rozglądając się po środku posłania. Nie wiedziała, czy chciała, by ktoś jeszcze nie spał i mogła opowiedzieć mu o tym, co się stało, czy raczej, żeby wszyscy spali i nie korciło ją do zdradzenia swoich niepokoi. Stało się jednak to drugie, wszyscy uczniowie byli już pogrążeni we śnie. Uczennica z pewną ciężkością ułożyła się na swoim posłaniu. Wbiła wzrok w znajdującą się w nim pokiereszowaną połowę ważki, mając nadzieję, że ta pomoże jej zebrać myśli. Przecież mama chciała dla niej jak najlepiej, jak zawsze. Mama zawsze miała rację, wszystkie jej poglądy były właściwe i nikt nie poprowadzi Lawendowej Łapy przez życie, tak jak ona. Więc skąd to uczucie chłodu?
Tej nocy niemal nie zmrużyła oka.
[1034 słowa]
[Przyznano 21%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz