BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

07 listopada 2023

Od Krokus CD. Jafara

*jeszcze przed śmiercią Bylicy, więc bardzo, bardzo, baaardzo dawno temu*
— Nie, Krokus. Nie wyganiam cię. Inaczej przeganiam obcych. I to nie jest zbyt dla nich miłe doświadczenie — wymruczał, stając naprzeciw niej. — Miałem na myśli, że chętnie ci pomogę. Nie zechciałabyś spędzić ze mną trochę czasu? Wydajesz się interesująca... I być może wiem, gdzie jest ten, którego tak ścigasz z rozkazu swej matki. — Ominął ją, leniwie kierując kroki naprzód. Zatrzymał się zaraz, spoglądając na samotniczkę za sobą. — To jaka będzie twa decyzja?
Cóż, musiała przyznać, że na jego słowa wewnętrznie odetchnęła z ulgą. Czyli jej nie wyganiał. Dobrze, nie musiała się obawiać. Przynajmniej na razie. Jednak wzmianka o tym, kogo ściga na rozkaz swej matki, mocno zwróciła jej uwagę i wyostrzyła zmysły. Jedyną osobą, którą miała obecnie ścigać był... Wypłosz.
Wiedział coś o Wypłoszu.
Podeszła bliżej kocura.
— Oczywiście, Jafarze. To będzie zaszczyt — zgodziła się na jego propozycję chętnie.
— Chodź za mną — rzekł pan handlarzy kocimiętką i innymi specyfikami, po czym zaczął prowadzić kotkę w inne, przyjemniejsze okolice. Szczerze burą zaciekawiła zmiana w otoczeniu. Widać było, że znaleźli się na innym rejonie, wyraźnie różniącym się od reszty miasta. Domostwa dwunożnych tutaj były inne, bardziej zadbane i szykowne.
Niedługo potem znaleźli się przy płocie, przez którego szparę do ogrodu wślizgnął się Jafar. Gdy tylko sama Krokus weszła za nim do środka, naokoło dostrzegła nienaruszony, nie zmieszany z wodą ani błotem śnieg pokrywający całą przestrzeń, najpewniej soczyście zieloną w innej porze roku. Również w oczy rzuciło jej się duże, zadbane Gniazdo Wyprostowanych. Nawet ona, nie będąca jedną z łysych istot przyznać musiała, że wyglądało to na dom kogoś majętnego, bo przepych trzeba było tej budowli przyznać bez wahania. Szczerze? Trochę trudno było jej się w niego nie wgapiać.
— Tu mieszkam. Rzadko sprowadzam koty z zewnątrz, więc poczuj się wyjątkowo. Nie wejdziemy jednak do środka, zapraszam nad wodospad. — Ruchem ogona czarny wskazał jej płynącą leniwie wodę z małego strumienia z wodospadem, który był wzorowany na typowo leśny. Cętkowana podeszła nad wodospad, wskazany przez Jafara. Dostrzegła dużą rybę pływającą sobie spokojnie w leniwie płynącej wodzie.
Wow.
Po prostu wow.
— Tutaj, w mieście... masz własny wodospad? — nie ukrywała swego zdziwienia, przenosząc spojrzenie swych miodowych oczu na Jafara.
— Tak... Mam — potwierdził, podchodząc z gracją do strumienia i z niebywałą lekkością. Przysiadł na brzegu, zanurzając kończyny w jego zimnych wodach, by obmyć je z brudu zapyziałych uliczek. — Prawda, że piękne miejsce? Porą Zielonych Liści jest niebywale piękniej, gdy zakwitną kwiaty. Może tego nie widać, ale pod śniegiem jest ich masa. Gdyby nie to, że nie rosną, podarowałbym jeden tak pięknej damie — posłodził jej. Musiała przyznać, że dawno nikt ją tak nie komplementował. Uśmiechnęła się na słowa gospodarza, również obmywając łapy.
— To prawda, jest tu pięknie, nawet gdy reszta miasta wygląda jak zbiorowisko błota — miauknęła.
— Nigdy nie pozwoliłbym, aby błoto skalało mój ogród. — Pieszczoch skrzywił nos. — To obrzydlistwo nie powinno istnieć. Brudzi piękno mych łap, a głupie kocięta wyczyniają w nim takie cuda, które aż odrażają. Cieszy mnie więc widok kogoś zadbanego w tej okolicy. To nie często się zdarza.
— Trzeba dbać o swój wygląd. Matka mnie tego nauczyła — wymruczała.
— To prawda. W tych czasach wygląd określa kim jesteś. — Uśmiechnął się lekko. — A więc... Krokus. Opowiesz mi coś o swej matce? Nie powiem, że zainteresowały mnie o niej plotki. Chciałbym jednak dowiedzieć się czy są prawdziwe.
— Jakie... plotki? - zainteresowała się, mrużąc oczy i przybierając poważniejszy wyraz pyska. To była ważna informacja. Świadomość tego, jak inni widzieli jej matkę była przydatna. Zaniepokoiły ją słowa Jafara. Coś mogło się kroić, a oni pewnie nawet o tym nie wiedzieli.
— O jej potwornej naturze. Podobno niegdyś w innym miejscu prawie wybiła wszystkie koty w mieście, chcąc dorwać się do władzy. Porywa kocięta, zmuszając je do niewolniczej pracy, krzywdząc je za choćby mały błąd. Odrywanie łap, ogonów i uszu to jej sposób na niegrzeczne młode?
Słysząc to, o czym według Jafara mówiono na ulicach, jej źrenice zmniejszyły się do wielkości szparek.
— Oh, niech zgadnę, kto mógł coś takiego naopowiadać. Pomyślmy... ten bękart, Wypłosz, mam rację? To on rozpowiada takie dyrdymały? — w tym momencie miała ochotę coś komuś zrobić. Och niech ona tylko dorwie tego parszywego zdrajcę… rozerwie go na strzępy.
— Czy to prawda? — czarny zignorował jej pytanie, oczekując odpowiedzi z pierwszej łapy. — Wolałbym wiedzieć o takich rzeczach, więc proszę o szczerość.
— Nigdy nie zmuszała kociąt do niewolniczej pracy, ani nie odrywała im żadnych łap. Moja matka jest wyjątkowo łagodna w stosunku do młodych kotów. Samo to że wytrzymała z kimś takim jak Wypłosz tego dowodzi. Nie porywała kociąt. Gdy spotykała jakieś dziecko, które nie miało rodziców, przygarniała je za jego zgodą, dając mu szansę dołączenia do swej grupy jako jej dziecka, możliwość wybicia się na szczyt. Troszczyła się i dawała tym bękartom jedzenie pod łapy, często nie musiały kompletnie nic robić. Takie kary jak to, co wymieniłeś, stosowała tylko wobec kotów spoza naszych szeregów, które odpowiednio sobie na to zasłużyły. A co do jej podbojów miasta, to nie wybiłaby całego. Nie byłoby w końcu czym rządzić, czyż nie? Wymordowała jednak kilka gangów, pokazując innym, że nie warto z nią zadzierać. W tamtym mieście była znana jako trucicielka i pani dużych terytoriów, z którą trzeba było się liczyć. Nieomal wspięła się na sam szczyt. Gdyby nie to, iż nagle zwierzyna zniknęła, a tamte tereny dopadł wielki głód, była by tam kimś w rodzaju Entelodona tutaj, panią miasta.
— Jak łatwo można stracić wielkość... — skomentował jej wypowiedź z drwiącym uśmieszkiem. — Rozumiem. Cieszę się, że mogłem uaktualnić swoją wiedzę. Nigdy nie ufam plotkom, lecz w każdej takiej informacji jest ziarno prawdy, a ja muszę być ostrożny. Mam nadzieję, że twa matka nie będzie sprawiać mi problemów, skoro lubowała się w wybijaniu gangów. Tu panują... inne zasady. Zadarcie ze mną, to zadarcie z samym Entelodonem. Jestem pod jego protekcją, a on dysponuje taką siłą, że mało kto pragnie z nim zadrzeć. Mam nadzieję, że to wie lub się z tym zapoznała, bowiem słyszałem o jej spotkaniu na terenie Litości. Miała szczęście. On... nie przepada za obcymi.
— Spotkaniu na terenach Litości powiadasz... cóż, to było dawno temu, jeśli dobrze łączę pewną historię z miasta, którą nam opowiadała o wejściu na teren jakichś kotów mówiących o kostusze. Przeprowadziliśmy się w ogóle w pobliże niewiele wcześniej, więc oczywistym jest, iż nie znała tutejszych rozkładów terenów. Nie zamierza przeszkadzać ci w interesach, samo to, iż szkoli Bastet jest tego dowodem. Obecnie starczy jej życie sobie na niewielkim skrawku obrzeży miasta, zamiast wielkich rzezi dawnych potęg, co pewnie wiesz. Nie ma zamiaru polować na żadne gangi, ma... swoje sprawy na głowie... — burknęła, przypominając sobie ostatnie sprawy. Skrzywiła się nieznacznie. Ugh. Klan Wilka. Jej rozmówca pokiwał łbem.
— Rozumiem, że tym problemem jest wasz przyjaciel? Musze cię ostrzec, że ten kaleka może i wygląda na takiego co nie dożyłby świtu w tak potwornym miejscu, lecz jego spryt i umiejętności przetrwania nawet mnie zadziwiają. Otoczył się ochroną u syna Entelodona - Dumy. To mój bardzo bliski przyjaciel, więc wiem co nieco o tej sprawie. Niestety... Nie jest do uchwycenia, chociaż muszę przyznać, że jego wybory są cudaczne — prychnął, przypominając sobie dla kogo ten przykurcz pracował. — Ale o dziwo działają.
— Oh, moja matka doskonale wie, iż Wypłosz jest przebiegły. Wychowywała go, dawała mu to, czego zapragnął, a wiesz co on zrobił w zamian? Zdradził ją. Głupiec nie pomógł jej choć mógł, zostawił ją na śmierć gdy go najbardziej potrzebowała i do tego przekonał inną znajdkę, by z nim uciekła, pewnie też wmawiając jej takie bzdury jak innym kotom teraz. Do tego jeszcze wzięli ze sobą wnuczkę Bylicy, moją córkę. Do teraz nie wiem, co się z nią stało. — miauknęła z jadem opowiadając o burym kocurze, dopiero po chwili się uspokajając — Przeklęty zdrajca z niego. Zobaczymy, za ile księżyców zdradzi też Dumę. Ale to nie na nim i tak obecnie skupia się ma matka... ma pewnego... potężniejszego wroga.
— Kto jest takim potężnym wrogiem jeśli mogę spytać? — spytał Jafar, wpatrując się uważnie w jej oczy.
— Cóż... nie wiem, czy wolno mi to zdradzić. To dość... stara i wewnętrzna sprawa. Pewna osoba... próbowała ją wykiwać i zabić. I powiem, iż ta persona ma porównywalne wpływy do Enteltona w pewnych kręgach. Rządzi grupą liczącą ponad trzydzieści kotów poza miastem, więcej chyba nie mogę powiedzieć.
— Rozumiem... Ta jej wewnętrzna sprawa dotarła jednak i w te rejony. Słyszałem o samotniku, który wygłaszał dziwne propozycje kotom, kusząc je pokarmem za pozbycie się paru kotów z lasu. Jednakże... ci co się na to zgodzili już nie wracali.
Ach, Pleśniak. Biedny staruszek… słyszała o jego śmierci. Żal jej go było. Był sojusznikiem, przyjacielem matki. Nie mogła teraz jednak o tym rozmyślać.
— Cóż, jedni nie wracają, drudzy wracają. Ja osobiście znam kilka kotów, które to przeżyły. Jeden z nich zasłużył się na tyle, iż jest teraz na stałych usługach mej matki.
— Rozumiem. A jak z tobą? Czy nie męczy cię ta ciągła walka? To ściganie zdrajców i podróżowanie samotne po Betonowym Świecie? Wierzę w twoje umiejętności, nie przeczę, jednak chodzenie bez pomyślunku po okolicy nie wyjdzie ci na dobre. Mógłbym ci pomóc, o ile zechciałabyś być mi przyjaciółką i miałbym twoje wsparcie.
Bura zdziwiła się na tę propozycję.
— Nie spodziewałabym się, iż kocur o twoim statusie zainteresował by się burą, zwyczajną kotką i proponował jej coś tak hojnego — rzekła zgodnie z prawdą — właściwie... to z chęcią.
Pieszczoch posłał jej uśmieszek, podchodząc nieco bliżej, po czym otarł ogon o jej podbródek.
— Interesuje się tylko takimi osobami, które mnie miło zaskoczą. Czy to pięknem, czy czynami. Słynę z hojności, jeszcze się o tym przekonasz nie raz. Cieszę się z twojej decyzji. Gdybyś kiedykolwiek wpadła w jakieś tarapaty, powołaj się na me imię. Każdy kot, który jest pod moją opieką, ma mą ochronę. Więc jeżeli ktoś cię skrzywdzi, to tak jakby skrzywdził i mnie. Zostanie ukarany. Brutalnie i krwawo, aż pożałuje swojego czynu.
Początkowe zdziwienie zamieniło się w zadowolenie, połączone z mruczeniem. Właśnie… zawarła pakt, który da jej wiele korzyści… a i również może Sekcie, jakby szkolenie Bastet nie wystarczyło. Rozmówca otarł się o nią łbem, również mrucząc, pozostawiając na niej swój zapach. Jego płomienne oczy spoczęły na tych jej, a figlarny uśmieszek zalśnił na jego pysku. Cóż, nie spodziewała się mimo wszystko takiej bezpośredniości po Jafarze. Czyżby… faktycznie miała coś w sobie?
— Jesteś może głodna? — szepnął jej do ucha zmysłowym głosem. — Dzisiaj ma niewolnica przygotowała jagnięcinę. Mógłbym się nią z tobą podzielić.
Na samą myśl o porządnym posiłku Krokus oblizała pysk.
— Nie wiem co to, ale chętnie skosztuję. Skoro sprowadziła ci tak piękną obrożę, to na pewno jedzenie jest równie dobre, jak ona piękna.
— Otarł się jeszcze raz o jej bok, kierując kroki ku werandzie.
— Zaczekaj na mnie tutaj, a ja ci przyniosę posiłek. Nie wchodź za mną — rzucił jeszcze przestrogę, gdy znikał z jej oczu w klapie w drzwiach.
Krokus usiadła na werandzie, czekając na przybycie Jafara i jednocześnie układając sobie w głowie, to co właśnie się wydarzyło.
Czyżby została… przyjaciółką… lub kimś więcej dla tak ważnej tutaj osobistości, jaką był Jafar? To był co najmniej dobry dzień. Chociaż nie chwali się dnia przed zachodem słońca, musiała to sobie przypomnieć w myślach. Musi to rozegrać dobrze, by te relację utrzymać.
Gdy tylko drzwi od klapy uchyliły się, do jej nosa dotarł smakowity zapach, jakiego jeszcze nigdy wcześniej nie czuła. Jedyne, co jej przypominał, to wonie, jakie czasem czuła w pobliżu lub w Gniazdach Dwunogów, gdyż podczas wielkiego głodu na starych terenach do paru, a nawet więcej niż paru, przyszło jej zajrzeć. Jej wąsy postawiły się z zainteresowaniem.
Już po chwili Jafar położył jej miskę z białego materiału pod nosem, zachęcając łapą do posiłku. Znała ten materiał. Był dość miękki, ale na tyle mocny, że dwunogi go nie raz do różnych rzeczy używały. Jak to się nazywało…
Styrol? Starol? Styrop? Styropian…?
— Proszę bardzo. Skosztuj. — kocur zachęcił ją ruchem łapy. Bura pochyliła się więc, wciągając kuszący zapach, następnie zaczynając jeść. Gdy tylko smak ciepłego jeszcze mięsa rozlał się na jej języku, a ona poczuła pod zębami wyjątkowo miękkie pożywienie, z jej gardła wydobyło się mruczenie. To była chyba najpyszniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek jadła. Mocno różniła się od jej zwykłego menu, na które składały się na przykład myszy, nornice, wiewiórki, ptaki i inne rodzaje zwierzyny łownej. To było… coś nowego. Nie miała tak w sumie tego z czym porównać. Jedynym słowem, jakim była w stanie to danie opisać, było – smakowite.
— Widzę, że ci smakuje. — Czarny uśmiechnął się, przyglądając jak kotka pochłania pożywienie. Gdy tylko cętkowana skończyła posiłek oblizała pysk, a następnie rozpoczęła czyszczenie mordki. Musiała w końcu być czysta, szczególnie przy Jafarze.
— Wyjątkowo pyszne — stwierdziła — nigdy nie jadłam tak delikatnego mięsa.
— To prawda, że jest jedyne w swoim rodzaju. To jagnięcina. Czasem jeszcze dostaję bażanta czy przepiórkę. Wyborne pożywienie. Dlatego właśnie tu żyję. To żaden wstyd mieszkać z kimś kto ci służy. Moja niewolnica to moja własność i dobrze o tym wie. A to wszystko? To Gniazdo i ogród również należą do mnie. Nie jestem pieszczochem. Jestem... dość zamożnym samotnikiem — zaśmiał się mrukliwie. — Nie śpię na ziemi i zimnie, a w tkaninach tak miękkich, że nie jesteś w stanie sobie tego wyobrazić. Co niektórzy mi tego zazdroszczą, przez co... nieprzychylnie się o mnie wysławiają...
— To bardzo... nietaktowne i nierozsądne z ich strony — odrzekła. Miała zamiar mu schlebić i brać jego stronę. Wkupić się w łaski. —Pewnie są zazdrośni, nie jesteś w końcu ani zwykłym pieszczochem, ani samotnikiem. Jesteś czymś więcej.
— Prawda. — Niespodziewanie dla Krokus ten przysunął się do niej bliżej, ocierając łbem ponownie o jej szyję. — Twoje słowa są niczym miód dla mych uszu, Krokus. Gdyby nie powiodło ci się z matką, zawsze możesz dołączyć do mojego gangu — kusił ją słodkim głosem. Ta jednak zesztywniała na słowa Jafara o porzuceniu matki.
Nie mogła. Za bardzo ją kochała. Nigdy nawet nie dopuściła do siebie takiej myśli. Jedyną opcją, przez jaką by ją opuściła, jaką dopuszczała, była śmierć lub wygnanie przez zawiedzenie jej. Służenie Bylicy uważała za misję życiową, cel. Aby ją uszczęśliwić.
By była z niej dumna.
— Dziękuję... za propozycję. Będę pamiętać — czy naprawdę mogła upaść tak nisko, by stracić miejsce w Sekcie? Już raz ją zawiodła, co jeśli... matka ją wyrzuci? Czarne myśli zakłębiły się w jej umyśle.
— Czy coś się stało? — zamruczał czarny dostrzegając jej zesztywnienie.
— Nie ma powodów do obaw. Dla takich pięknych dam zawsze jest przy mnie miejsce. — Otarł się ogonem o jej łapę. Gdy tylko cętkowana zrozumiała, iż zauważył jej reakcję na poprzednie słowa, postarała się nieco rozluźnić. Na komplement uśmiechnęła się nieco, mrużąc oczy.
— Co ci chodzi po głowie? — zapytał zaciekawiony jej milczeniem, miziając ją ogonem pod brodą. — Wątpisz w me słowa?
— Nie, oczywiście, że nie, Jafarze — od razu zapewniła. Czarny zamruczał na to, przysuwając się i ocierając o nią swoim łbem.
— Mam nadzieję. Jeżeli jeszcze kiedyś się zgubisz, chadzając samotnie po mieście, jesteś u mnie mile widziana.
Z gardła Krokus również wydobyło się gardłowe mruczenie. Musiała nieco grać. Było przyjemne to spędzanie czasu, te komplementy… ale to była też praca. A sugestia odnośnie zdradzenia matki, jaką jej dał… szczerze ją przerażała, obrzydzała, nawet nie wiedziała, co dokładnie przez to czuje, ale na pewno coś negatywnego. Mimo to po jakimś czasie udało jej się rozluźnić już całkowicie i skupić na celu wszystkie swe czyny i myśli.
Siedzieli tak jeszcze chwilę, mrucząc i flirtując, aż Jafar uznał, że to koniec na dziś tych czułości i zaprowadził Krokus pod płot.
— Odwiedź mnie jeszcze kiedyś.
Kocica zgodziła się poprzez skinięcie głową, następnie przechodząc przez dziurę w płocie i znikając.
Gdy tak szła przez miasto…
Szczerze?
Nie była do końca pewna ani, co czuje, ani co powinna zrobić w związku z tym, co właśnie się wydarzyło.

<Jafar? Kochanku mój?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz