*jeszcze podczas przeprowadzki*
- Tak. Cały twój. – czarny posłał jej rozmarzone spojrzenie. - A czemu mam nie być twój? - zaczął się nad tym zastanawiać.
- Bo...bo byłeś z Lukrecją...i chodziłeś z nim w krzaki...ale teraz...teraz jest super! - miauknęła. Kuła ją jednak dalej myśl, że Nikt był z nim w krzakach, a nigdy z nią… zarumieniła się na pewną myśl - to...chciałbyś może...? Razem to zrobić? - spytała.Skoro jej brat to zrobił z Nikim…to gorsza być nie mogła od tego pacana! To, jak szybko kremowy doszedł do takiego stopnia relacji z Nikim…to na pewno nie była zdrowa relacja, skoro jej się nie udało przez tak długi czas! Pewnie mu kazał albo natarczywie namawiał! Tak, tak na pewno! - Ale co zrobić? – syn Doli zdawał się nie pojmować co liliowa miała na myśli, przez co sytuacja stała się jeszcze bardziej krępująca dla kotki - Chcesz dołączyć do nas i zrobić trójkąt?
Słysząc to, miała ochotę sobie palnąć łapą w czoło i prychnąć. Ale nie, Nikt nie rozumiał. Tak jak to on. Musiała mu to wytłumaczyć. Jakoś…
- Teraz...jesteś tylko mój...więc trójkącik nie istnieje. Jesteśmy tylko ty i ja. Jesteśmy znowu partnerami - powiedziała pewnie, chcąc, aby to do łebka kocura po kocimiętce dotarło - i mam na myśli...no wiesz...jak chodzisz w krzaki...to wiesz co tam robią dorosłe koty...? - spytała, rumieniąc się jeszcze bardziej. Skoro poszedł tam w krzaki z Lukrecem, to oczywiście, że to wiedział, ale jeśli by o nim wspomniała, to pewnie temat znów by wrócił do jej głupiego brata.
- Jestem twój - wymruczał jej w klatkę piersiową. - Są bardzo niegrzeczne - Uśmiechnął się do niej zniewalająco.
- Czyli...czyli chcesz zrobić wiesz co? - spytała, rumieniąc się jeszcze bardziej, i przystawiając pysk bliżej jego pyszczka. Nie była całkowicie pewna, robiła to od tak, bez wcześniejszego zaplanowania, bez zastanowienia. Ale czuła, że bardzo tego chce, by nareszcie był całkowicie jej i tylko jej.
- Z tobą? Zawsze i wszędzie - miauknął, stykając się z nią pyszczkiem.
***
Spała sobie, wtulona w futro czarnego arlekina, w krzewie. Było jej cieplutko, milutko, mięciutko. Śniło jej się bieganie z roześmianym Niktusiem po łące pełnej kolorowych kwiatów. Że razem się bawili, skakali, obserwowali chmury, a wieczorem gwiazdy, wtulając się do siebie nawzajem, by było im ciepło w chłodzie mroku.- M-miodunka?! – usłyszała pisk, który nie zgadzał się z ruchami pyska jej ukochanego we śnie. Dopiero po kilku uderzeniach serca, zorientowała się, że to był pisk na jawie, a jej piękne chwile to tylko sen. Przynajmniej te konkretne.
- Nikt! - miauknęła, od razu się wybudzając i zbliżając się do kocura. - to było...wspaniałe! - miauknęła, mówiąc oczywiście o poprzednim wieczorze, ocierając się o niego.
Ten zamarł. Po czym zaczął wycofywać się przerażony, ku smutkowi i niezadowoleniu Miodunki.
- T-to nie tak! T-to nie... Ja nie... Nie zrobiłem tego!
- Tak zrobiłeś! I było wspaniale! To przypieczętowało nasz związek! Teraz już wszystko rozumiem! - miauknęła, biorąc głęboki wdech - po prostu się spinasz, bo nie przywykłeś do tego! Rozluźniłeś się i dopiero wtedy mogłeś sobie pozwolić na okazywanie mi uczuć! Dlatego już nigdy, przenigdy cię nie opuszczę! Nie pozwolę ci cierpieć beze mnie! - miauknęła, przysuwając się do niego, i stykając ich nosy razem.
Nie mogła go opuścić. Nie, kiedy już wiedziała, iż kochał ją bardziej niż Lukrecję, a jej brat go sobie tylko omotał! Kremowy syn Plusk nigdy nie powinien był już się zbliżać do brata Niczego! Nigdy przenigdy! Już ona dopilnuje, by więcej nie dopuścić do takich kontaktów jej Niktusia z tym palantem!
Żółtooki pisnął, cofając się i upadając.
- N-naćpałaś mnie! - rzucił oskarżenie w jej stronę. - N-nic nie rozumiesz! Ja nie chcę być z tobą! N-naprawdę! T-to nie tak!
- Nie! Wcale nie naćpałam! - miauknęła, strosząc się. Tak, kłamała mu...ale...ale ona go tak kochała! Nie mogła mu na to pozwolić! Musiała go przekonać, że zrobił to świadomie! Bo inaczej będzie się upierał, i trudniej będzie jej sprawić, by z nią został! Kocur położył po sobie uszy, próbując ją delikatnie od siebie odsunąć, co sprawiło jej kolejną dawkę bólu w sercu. Dlaczego?! Przecież tak dobrze im było razem! Ona była mu wierna, kochała go, karmiła, broniła przed złymi kotami! A on…czemu?! No po prostu czemu?! Czemu nie mógł dostrzec, że jego prawdziwa miłość stała tuż przednim, a uczeń Wiatru był tylko i wyłącznie przeszkodą, którą powinien odsunąć ze swej drogi?!
- W-wybacz Miodunko. J-ja... J-ja naprawdę nie chciałem tego... M-muszę iść... – arlekin spalił buraka.
Nie! Nie mógł! Nie mógł! NIE! NIE!!!
- Nie! Właśnie że chciałeś! Byłeś całkiem świadomy! Nie możesz! Powiedziałeś, że wybierasz mnie zamiast Lukrecji, i że jesteś tylko mój, więc jesteś! I to już na zawsze! - miauknęła, zastępując mu drogę. Czarny skulił się słysząc te słowa. Jego smutek ją bolał, ale nie mogła mu na to pozwolić! Na pewno nie na odejście w objęcia tego…tego…potwora, nie jej brata, ani nie kota!
- J-ja... Ja nie wiedziałem co mówię - starał się usprawiedliwić. - N-no i... L-lukrecja będzie na mnie zły... N-nie mogę tego zrobić, bo... - przełknął ślinę.
- Tia, a mnie to już możesz?! Po tym wszystkim?! A co, jak będą z tego kocięta?! Co wtedy?! Zostawisz mnie?! - spytała. I chyba trafiła w odpowiedni punkt, bo wojownik zamarł słysząc co powiedziała. Wytrzeszczył oczy. Po policzkach kocura spłynęły łzy. Ale tak musiało być. Musiał wiedzieć, co zrobił, czuć odpowiedzialność, by szylkretka go nie straciła. Wiedziała, że musi stosować każdy chwyt, by zapewnić im szczęście. Sobie, jemu, Skorupkowi…i być może przyszłym kociętom, bo faktycznie nie było wykluczone, że ich mały wybryk…mógł do tego doprowadzić. Nie chciała się jednak teraz przejmować możliwymi przykrymi konsekwencjami związanymi z posiadaniem kociąt, najważniejsze było to, by utrzymać czarno-białego przy sobie.
- P-przepraszam! Ja... Ja nie chciałem! - piszczał.
- Chciałeś! Nie możesz się wymigać! To było przypieczętowanie! Jesteśmy razem! - miauknęła.
Ten pokręcił głową. Nosz! Czemu do niego nie docierało, co mówiła?! Dawny uczeń Krwawnika dał sobie łapą po pysku. Zamrugał, jakby myślał, że ona, córka Bzu zniknie, ale nie znikała. Nigdy nie zniknie. Na zawsze będzie z nim.
- A-ale ja cię nie kocham - spróbował jeszcze raz chwycić się desperackiej próby, uwolnienia się od związku z kotką. No na tysiąc gwiazd…jak ona go zaraz palnie…nie, wdech wydech Miodunka, spokój, spokój. Spokojnie, bo inaczej on może nie zrozumieć, w końcu bardzo trudno jest się przebić do jego móżdżka słowami. Tak, tak. Musiała być spokojna, ale stanowcza.
- Wczoraj mówiłeś co innego. Już się nie wymigasz. Może się wstydzisz, albo jesteś nie śmiały, albo...albo Lukrecja cię zmusza! - warknęła - przeklęty drań! Nie pozwolę ci odejść! Już nigdy przenigdy! - miauknęła. Następnie podeszła i splotła ich ogony razem - jeśli...jeśli będziemy mieć kocięta, to wiem, że wychowamy je razem, i że ty, będziesz wspaniałym ojcem. - miauknęła. Żółtooki kocur wydał z siebie zduszony pisk. Zamarł, patrząc na kotkę w szoku. A ona patrzyła na niego. Mogła by wiecznie wpatrywać się w te oczęta, żółte i jaskrawe niczym słońce na dziennym niebie…
- A-ale ja... Ja... Ja nie dam ci szczęścia - zaskomlał. - N-naprawdę... J-jak będą kocięta to... to ci pomogę oczywiście, a-ale pozwól mi decydować o sobie...
- Nie mogę, Nikt. Nie mogę, bo ty dalej ulegasz oprawcom i nie umiesz podejmować decyzji tak, jak powinieneś. Nie umiesz nawet postawić się mojemu bratu w imię miłości. Dlatego ja zrobię to za ciebie. - rzekła, ruszając z nim w stronę miejsca postoju owocniaków.
Syn Doli ruszył za nią ze zbolałą miną.
- Nie jestem już kocięciem! Umiem podejmować samodzielnie decyzję - sprzeciwił się ponownie, ale ona zachowała spokój i pewność w krokach.
- Tak, tak umiesz. Ale tylko wtedy, kiedy żaden kot nie każe ci postąpić inaczej. - odparła.
- T-ty właśnie mi każesz postąpić inaczej niż chcę - miauknął, idąc na drżących łapach.
- Nie. Właśnie cię uwalniam. Uwalniam cię od Lukrecji. - odparła - i jeśli to oznacza, że muszę się z tobą o to kłócić, i nie spuszczać cię z oka, to będę to robić. Popełniłam błąd, że nie siedzieliśmy razem cały czas, przez to to się stało. Teraz będzie inaczej. – powiedziała.
Nie miała zamiaru popełnić tego samego błędu. Nie znowu.
- A-ale ja... Ja go lubię - uparł się przy swoim. - Nie rób mi tego, Miodunko! Ja chcę się z nim nadal spotykać, proszę. O-on się zmienił. Nie jest już taki zły i okropny. Uwierz mi.
Ta. Wydawało się mu tylko przecież! Ufała mu, ale był naiwny…i podatny niczym kocię. Prawdziwe kocię…
- Nie. Pamiętam, jaki wczoraj byłeś ze mną szczęśliwy, i nie mam zamiaru nigdy dać temu odejść w zapomnienie. - miauknęła, przyspieszając korku, zmuszając tym samym do tego samego Nikogo.
<Niktusiu? You’re mine :3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz