Znowu skoczył na kocura, uderzając go łapą ze schowanymi pazurami w głowę. Miał dość tego całego treningu walki. Nie potrzebował tego, w końcu… Nie był w tym najgorszy. Potrafił pokonać jakichś słabszych przeciwników. Orłem w tym nie był, ale miał te umiejętności, które były mu potrzebne. A do tego, Lukrecja się znikąd do niego przyczepił! Po prostu niczym rzep do ogona, zaczął wyzywać od pieszczochów. To było… Dziwne. Niespodziewane. W końcu, sprawiał wrażenie miłego ucznia. Prawie z nim nie rozmawiał, ale jak widział kremowe futro, niezbyt był przerażony. Teraz to się mogło zmienić. Te wszystkie “groźby” kocura były strasznie dziwne, więc wolał mu nie podpaść ani się nie stawiać zbytnio.
- Ooo, dobrze — pochwalił go arlekin. - Teraz tak samo tylko mocniej.
Zdziwiony odsunął się do tyłu. Co to miało znaczyć? On… Lubił ból? Upadł na głowę czy coś w ten deseń? To wydawało się być całkiem realne… W końcu, kto lubił to uczucie? To było dość straszne, kocur z każdą chwilą wydawał się być coraz to bardziej chory.
- C-co...
Jednak i tak z powrotem ruszył na niego, próbując go powalić na ziemię. Chciał jatki, to miał jatkę. Nie chciał z nim walczyć, ale skoro mu tak na tym zależało… Najważniejsze było dla niego to szybko zakończyć, mieć to już z głowy i nie przejmować się tym, że Lukrecja będzie chciał go gdzieś wyciągać z obozu.
- Co tak słabo? - zakpił kremowy, znowu bijąc go łapami. - No dalej, wysuń pazury! - zachęcał, na co jedynie potrafił się skrzywić. Nie miał zamiaru ranić mocniej tego masochisty! Czemu go tak jarało to cierpienie? Albo był pewien, że i tak nic mu nie zrobi?
- N-nie b-będę!- wrzasnął, próbując unikać ataków.- Z-zostaw mnie lepiej w spokoju!
- Dlaczego? Chce zrobić z ciebie prawdziwego i silnego kota, a nie takie coś, co przypomina tłustego pieszczocha - oznajmił mu wprost. Czemu on ciągle mówił o tym pieszczochu! Przecież nim nie był! - Później mi podziękujesz!
Położył po sobie uszy. Nie zamierzał się w ogóle w przyszłości zwracać do tego dziwnego kocura. Był… Straszny. Wizja rozmowy z nim nawet nie wchodziła w grę. Wolał być z dala od niego i już nigdy z nim nie gadać, by uchronić się przed wyzywaniem i takimi bitkami, czy jak to o wiele delikatniej nazwał “treningiem”. Wolał wszystko rozwiązywać słowami, a nie zadawać komuś ból od tak.
- N-nie będę ci za nic dziękować potworze!- pisnął, rzucając mu się do gardła. Musiał szybko pokazać, że na coś go stać, bo ten go nigdy w spokoju nie zostawi! Starał się wykorzystać wszystkie swoje umiejętności jakie posiadał, wkładając całe siły w natarcie. Może… Może nie było aż tak źle?
- Ooo, dobrze — pochwalił go arlekin. - Teraz tak samo tylko mocniej.
Zdziwiony odsunął się do tyłu. Co to miało znaczyć? On… Lubił ból? Upadł na głowę czy coś w ten deseń? To wydawało się być całkiem realne… W końcu, kto lubił to uczucie? To było dość straszne, kocur z każdą chwilą wydawał się być coraz to bardziej chory.
- C-co...
Jednak i tak z powrotem ruszył na niego, próbując go powalić na ziemię. Chciał jatki, to miał jatkę. Nie chciał z nim walczyć, ale skoro mu tak na tym zależało… Najważniejsze było dla niego to szybko zakończyć, mieć to już z głowy i nie przejmować się tym, że Lukrecja będzie chciał go gdzieś wyciągać z obozu.
- Co tak słabo? - zakpił kremowy, znowu bijąc go łapami. - No dalej, wysuń pazury! - zachęcał, na co jedynie potrafił się skrzywić. Nie miał zamiaru ranić mocniej tego masochisty! Czemu go tak jarało to cierpienie? Albo był pewien, że i tak nic mu nie zrobi?
- N-nie b-będę!- wrzasnął, próbując unikać ataków.- Z-zostaw mnie lepiej w spokoju!
- Dlaczego? Chce zrobić z ciebie prawdziwego i silnego kota, a nie takie coś, co przypomina tłustego pieszczocha - oznajmił mu wprost. Czemu on ciągle mówił o tym pieszczochu! Przecież nim nie był! - Później mi podziękujesz!
Położył po sobie uszy. Nie zamierzał się w ogóle w przyszłości zwracać do tego dziwnego kocura. Był… Straszny. Wizja rozmowy z nim nawet nie wchodziła w grę. Wolał być z dala od niego i już nigdy z nim nie gadać, by uchronić się przed wyzywaniem i takimi bitkami, czy jak to o wiele delikatniej nazwał “treningiem”. Wolał wszystko rozwiązywać słowami, a nie zadawać komuś ból od tak.
- N-nie będę ci za nic dziękować potworze!- pisnął, rzucając mu się do gardła. Musiał szybko pokazać, że na coś go stać, bo ten go nigdy w spokoju nie zostawi! Starał się wykorzystać wszystkie swoje umiejętności jakie posiadał, wkładając całe siły w natarcie. Może… Może nie było aż tak źle?
<Lukrecja?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz