Nareszcie mógł zostać uczniem! Perspektywa dołączenia do kultu zbliżała się coraz większymi krokami. Teraz czekała go ostateczna próba, spędzenie całej nocy w lesie, zupełnie samotnie, bez żadnej pomocy ze strony innych kotów. Trucizna zjeżył futro podekscytowany. Nie mógł się doczekać aż słońce zajdzie a on pójdzie na samotną wyprawę. I to jeszcze na nieznanym terenie! Już Trucizna wszystkim pokaże, na co go stać. Nie wyda z siebie żadnego przerażonego pisku, a wszystkich, którzy ośmielą się go zaatakować, wypatroszy żywcem. Jak dobrze, że próba odbywa się w samotności. Jego brat, Wronia Karma, na pewno wszystko by popsuł.
***
(brutalne opisy kar na końcu)
Nareszcie noc już nastała. Trucizna z tymczasowego obozowiska został wyprowadzony w las i pozostawiony sam sobie. Kocurek miał nadzieję, że zdarzy się coś niebezpiecznego. Wtedy mógłby pokazać, jaki jest silny. Wygra z każdym lisem i borsukiem, który stanie na jego drodze. Jednakże okazanie siły nie było jedynym celem vana, który chciał osiągnąć tej nocy. Trucizna planował poszukać ciekawych eksponatów do swojej kolekcji. Miał szczególną nadzieję na znalezienie jagód śmierci. Użycie ich byłoby idealną karą dla jakiegoś zdrajcy lub niewiernego kultysty. Trucizna rozejrzał się z ciekawością. Nowe miejsca pociągały go, obiecując znalezienie w nich niebezpiecznych przedmiotów. Okazja była idealna, szczególnie że nikt go nie widział ani nie słyszał. No, może poza leśnymi zwierzętami. Trucizna postanowił obrać drogę gęsto zarośniętą wszelką roślinnością. Tam będzie miał największą szansę, by zdobyć to czego szukał. Kocur starał się zapamiętywać szczególnie wyglądające krzewy, by później łatwo wrócić do obozu, gdyby z jakiegoś powodu zapach miałby się zmyć. Szedł przed siebie, coraz bardziej podekscytowany, węsząc w poszukiwaniu zapachu mogącego należeć do jagód. Po krótkim poszukiwaniu znalazł je. Ich intensywna czerwień odznaczała się na zielonym krzewie. Trucizna zerwał kawałek mchu z drzewa, zawijając w niego gałązkę z jagodami. Upewnił się, że podczas transportu żadna z nich nie dotknie jego pyszczka. Specjalnie zerwał dłuższą gałązkę, taką, na której śmiercionośne owoce zwisały na samym koniuszku. Nareszcie, zdobył to, o czym zawsze tak bardzo marzył. Jeśli ktokolwiek zapyta, co ma zawinięte w mech, poprosi, by zaprowadzono go do ojca. On wszystko zrozumie. A może nawet mianuje go na kogoś, kto wymyśla kary dla niewiernych? Trucizna wymyślił ich tak wiele! Wbijanie ostrych cierni w ciało, rozprucie brzucha i powolne patroszenie, wyłupywanie oczu patykami i pozostawienie ich w oczodołach, zakopanie żywcem, łamanie każdej kości po kolei, wpychanie żywych robali do uszu i pyska….. ach, jak bardzo chciałby widzieć kultystów przeprowadzających te czynności na innych…..
***
Gdy nastał świt, Trucizna wrócił do tymczasowego obozu, trzymając swoje zawiniątko w pysku. Nie mógł się doczekać swojego mianowania. Czy ojciec będzie z niego dumny? Na pewno. I czy Wronia Karma zdał? Trucizna miał nadzieję, że nie.
***
Trucizna dostał wspaniałe uczniowskie imię: Trująca Łapa. Nie dostał aż tak wspaniałego mentora, ale wszystko było lepsze od Słodkiego Kwiatuszka. Trucizna miał nadzieję, że będzie szkolić go Kocur, ale Dzicza Siła wydawała się być silna. Była przeogromna, a do tego bardzo agresywna. Trująca Łapa miał nadzieję, że Dzik do czegoś się nada. Nawet jeśli zawali sprawę, Trucizna będzie uczył się sam. W końcu musi być najlepszym kultystą jakiego ma klan. Niestety, Wronia Karma też zdał, co oznaczało niemiłą konkurencję. Ale van rozedrze go na kawałki, jeśli coś pójdzie nie tak jak powinno.
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz