Kolejny okropny postój. Razem siedzieli na posłaniu, a niedaleko, w zagródce z patyków, siedział sobie Skorupek. Miodunka wtulała się w jego futro, mrucząc. Nadal przeżywał to co zrobił. Nie wierzył w to, że to była jego świadoma decyzja! Nigdy by nie skończył z szylkretką w krzakach! Świadomość tego, że z tego mogły wyjść kocięta była okropna! Nie chciał być ojcem! Nie z nią! Czuł już ten wzrok Krwawnika, który brzydzi się w ogóle na niego spojrzeć. W co on się wpakował?! Lukrecja kazał mu zakończyć to. Dać jej po psyku, stać się agresywnym draniem i powiedzieć jej jasno i wyraźnie, żeby go zostawiła w spokoju. Widział, że go ranił tym, że nie potrafił się postawić jego siostrze. Jednakże... Zależało mu na kremowym. Chciał odrzucić raz na zawszę tego potwora, który się do niego kleił, na rzecz miłych pociągnięć języka kocura. W tym celu musiał... Postawić się swojej zmorze. Tej, która na początku ich znajomości wydawała się w porządku, a która teraz niewoliła go coraz bardziej.
Rozejrzał się po otoczeniu, szukając wzrokiem Lukrecji mając nadzieję, że ten przemówi siostrze do rozsądku i go wypuści ze swoich sideł. Niestety... Nie widział go w pobliżu. Musiał działać sam. Odsunął się ostrożnie od Miodunki, próbując kolejnej próby ucieczki spod jej kontroli.
- Zesztywniałem nieco - wyjaśnił.
- To...w takim razie możemy zmienić pozycję. - miauknęła, po czym łapą obróciła go na jego grzbiet, a następnie sama położyła się obok w podobny sposób. Potem przysunęła się do niego i przylgnęła do jego futra, mrucząc cicho.
Skrzywił się na to, bo wręcz czuł się niczym rzecz, przerzucany wbrew swej woli. Nie o to mu przecież chodziło! Chwilę trwał w ciszy, nim nie wpadł na kolejny pomysł.
- M-m-muszę w krzaczki. - Położył po sobie uszy na to wyznanie. Do czego to doszło, że musiał o takich rzeczach komunikować kotkę! - W-wrócę za chwilę.
- Dobrze. Będę pilnować, by nikt ci nie przeszkodził - miauknęła, po czym skierowała go do najbliższego odosobnionego krzaka, a potem usiadła w pobliżu, pilnując go.
Wszedł do rośliny, klnąc pod nosem na swój pech. Ruszyła za nim, widział jak oczekiwała jego powrotu. No co za... Na szczęście nie trzymała go za ogon. Byłoby dziwnie, gdyby to zrobiła... Co mógł zrobić? Panika go zaczęła zżerać. Musiał poradzić sobie sam z tym problemem. Jedyne na co wpadł, to ucieczka. Jeżeli uda mu się ją zgubić, to nareszcie się od niej uwolni. Decydując się na ten krok, zerknął na nią przez listki.
Widząc, że ta czeka aż skończy, natychmiast poderwał się do biegu, wypadając z drugiej strony.
- Ej! Co ty wyprawiasz! Wracaj tu! SŁYSZYSZ MNIE?! - wrzasnęła, ruszając w te pędy za nim w pogoń.
Zaczął przeć przed siebie, nie patrząc nawet dokąd biegnie. Czuł jak serce mu bije z zawrotną prędkością. Musiał ją zgubić. Musiał, musiał, musiał! To był koszmar. Senna mara, która znów go nawiedzała. Odwrócił głowę, sprawdzając jak daleko od niego była kotka, co było błędem. Widząc ją tak blisko, nie spostrzegł korzenia pod łapami i wywrócił się, ryjąc pyskiem o ziemię.
Miodunka wykorzystała to, przygniatając go do ziemi, nie pozwalając mu wstać.
- Co. To. Ma. Znaczyć?! - wycharczała mu do ucha, jeżąc się groźnie.
Położył po sobie uszy słysząc ten jej dziwny, demoniczny głos. Miał przerąbane! Co on najlepszego zrobił?! Naprawdę wierzył w to, że poradzi sobie z kimś tak nienormalnym jak ona?!
- J-ja... j-ja... Ja nie chcę... Nie chcę byś mnie tak pilnowała! D-daj mi... trochę przestrzeni... - poprosił.
- Ostatnim razem dałam, i co?! I Lukrecja zmusił cię, byś poszedł z nim w krzaki! Chodź - dodała, chwytając go za kark i ciągnąc z powrotem do ich miejsca wypoczynku.
- N-nie chcę! - zaparł się łapami, przeciwstawiając się jej ciągnięciu. - Z-zostaw mnie!
Nie chciał tam wracać! Znów go zakleszczy w swoich sidłach! Musiał jej się postawić! Musiał! Dla Lukrecji! On w niego wierzył!
Szylkretka zignorowała to, ciągnąc go dalej.
- M-miodunko! Z-zostaw mnie! N-nie możesz decydować za mnie co ja chcę! A... A teraz nie mam ochotę z tobą przesiadywać! - wymiauczał smutno.
To nie był ten ton głosu, jaki pragnął uzyskać, ale stres zaczął dość szybko pozbawiać go kontroli nad tym jak mówił.
- Apfotem pfujdzief do Fuklecfji! Nief ma mfofy! - odparła.
- T-to moja sprawa z kim się spotykam! A... A my zerwaliśmy! - przypomniał jej o tym. - Mogę nawet z nim chodzić po krzakach i nic ci do tego! - rzucił buntowniczo.
Tak! Właśnie tak! Czuł powoli rosnącą pewność siebie, gdy wypowiedział te słowa.
W odpowiedzi zacisnęła mocno szczęki na jego karku.
- MFY JEFTEŚMY FRAZEM! POTFIERFIŁEŚ TFO WIEF KIEDY! NIFE MFA JUFF ODFROTU! - warknęła.
Położył po sobie uszy.
- A-ale ja nie chcę - zapiszczał. - J-jak... J-jak mnie nie zostawisz w spokoju to... to będę niegrzeczny! - zagroził jej, czując się jak kocię, które buntuje się własnej matce.
Trzymała go dalej, nie pozwalając mu uciec, siadając na jego kuprze.
- Odfekaj tfo. Albfo bfędę tu fię trzymać tfak długo, żef refta pfujdzie befs nas i zostfanę ci tfylko fja.
- N-nie zrobisz tego! - miauknął. - Nie ma mowy! Jeżeli mnie nie puścisz, to cię ugryzę! - dodał zaraz mniej pewnie.
Och i gdzie zgubił tą siłę, którą przez chwilę czuł? Nie wiedział. Ale chciał spełnić swoją groźbę. I to naprawdę! Byle ta zrozumiała, że to był koniec ich znajomości.
<Miodunko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz