Robił postępy, co było widoczne. Powoli przyzwyczajał się do rutyny, którą serwował mu ten klan. Poranne treningi były przyjemne, ponieważ zwykle wstawał skoro świt i spacerował po plaży, rozgrzewając się tak przed właściwą nauką. Lepiej mu wychodziły już te uniki, a nawet zaczął pojmować czym była strategia. Czyli tak jak przypuszczał, wystarczyło trochę się zaprzeć i coś mu wychodziło.
Wracając pod jaskinie, natrafił na młodego członka klanu. Nie znał go, ale wiedział już po sposobie jaki na niego patrzył, że wywiąże się z nim rozmowa. W oczy rzucił mu się jego nietypowy wygląd, który widywał dość często w betonowym świecie, gdy obrywało się z futer koty, które zaszły szefowi za skórę. Czy stosowano tu podobne praktyki? Będzie musiał się podpytać o to mentorki. Im dłużej tu przebywał, tym więcej pytań pojawiało się w jego głowie.
— Słyszeliśmy, że rozmawiałeś z naszym rodzeństwem — miauknęli, co od razu wychwycił.
Podczas swojego życia na ulicy znał takie koty, które mówiły w tak dziwny sposób, ponieważ nie mogły określić kim do końca są. Nie chcąc ich urazić, zaczął bardziej się pilnować, ponieważ zwykle sprawiało mu trudność dobieranie odpowiednich zaimków. Czasami przez to dostawał po pysku. Wolał jednak nie wywlekać tych wspomnień właśnie teraz, bo znów odpłynąłby, ignorując tym sposobem swojego rozmówcę.
— To możliwe. Rozmawiałem z wieloma kotami, którzy chwalili się tym, że mają rodzeństwo — Prawdopodobnie to byli właśnie oni. Wszyscy w końcu, wydawali się w tym samym wieku.
— Skąd pochodzisz? Z Siedliska Dwunożnych? — zapytali.
Dziwne mieli określenie na Wyprostowanych, lecz skinął głową, potwierdzając im ich przypuszczenia. Przysiadł sobie na ziemi, bo czuł, że to będzie długa rozmowa. Musiał wytłumaczyć, że nie był pieszczochem, bo zwykle to określenie chodziło parami. A najgorsze co może spotkać członka gangu, to takie wyśmiewanie od przytulanek. Nawet jeśli jednak do tego by doszło, nie ruszało go to zbytnio. Musiał nauczyć się ignorować opinię o sobie, by nie zwariować, jak co niektórzy z jego współbraci, którzy w szale tracili życie.
— Byłem samotnikiem. Żyłem ze współbraćmi w innej strukturze niż wasza, lecz tam również panowały zasady, do których każdy musiał się stosować. — powiedział spokojnie.
— Jakie tam są koty? Podobne do ciebie?
— W większości roi się tam od pieszczochów. Drugą część stanowią samotnicy, lecz jest ich tam nieco mniej. Jeżeli pytasz o charakter to różnie bywa. Wszyscy nastawieni są na przetrwanie, walcząc o najmniejszy skrawek mięsa. To... Większa dzicz niż prawdziwy las czy pola. Rządzi tam bezprawie, ból i cierpienie. Wygrywają najsilniejsi, ale i oni muszą uważać, by nie wpaść w łapy hycla. Strukturę można porównać do piramidy. Na szczycie zawsze jest Wyprostowany, niżej jego podopieczni, a najniżej my. — Widział jak kot przed nim nie za bardzo rozumie, co on mówił. No tak. Zapomniał, że oni nie znali słów, które każdy w betonowym świecie używał. — Hycel to Wyprostowany co wyłapuje koty i zamyka w schronisku, czyli... takim więzieniu — wytłumaczył nieznane im pojęcie. — Piramida to taki kształt — Narysował ją na ziemi. — Jeżeli byście chcieli się tam udać, to nie polecam, jeśli nie znajdziecie przewodnika, który wie jak przemieszczać się kanałami... Czyli pod ziemią. Obcy na powierzchni łatwo traci życie. Większość samotników ceni swe tereny i nie lubią ucinać sobie pogawędek.
<Wilcza Łapo?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz