— Bardzo — odparł, szczerząc się głupio. Przysunął się do niego i objął go swoim ogonem. Położył na jego barku swoją głowę. Nie wiedział, czy to tak właśnie wyglądała prawdziwa randka, ale miał nadzieję, że mu się spodoba.
Nikt położył głowie na jego głowie, mrucząc. Podobało mu się to. Bardzo. To było świetne. Czarny arlekin polizał go powoli za uchem. Kremowy uniósł głowę i pocałował go w policzek, za chwilę jednak znowu położył łeb na barku kocura, czerwieniąc się. Żółtooki natomiast znów dał mu całusa, a potem kolejnego. Czuł się dobrze. Nawet bardzo dobrze. Kochał jego bliskość. Mając świadomość, że oboje tego chcą, czuł się jeszcze lepiej. Nie było to zmuszanie, tak jak kiedyś. Teraz naprawdę się kochali. To było świetne. Otarł się głową o jego szyję.
— Kocham cię — miauknął cicho, przymykając oczy.
— J-ja też... — dał mu całusa w pyszczek, cały zarumieniony.
Uśmiechnął się, kładąc po sobie uszy zawstydzony. To było wspaniałe. Chyba się zgodził. Byli razem? Miał taką nadzieję. Głupio mu było o to pytać, w końcu to niby prosta sprawa. Nie miał żadnego doświadczenia w miłosnych sprawach. Jako kociak jedynie zmuszał innych do cmokania go, ale to nie było to samo.
— J-jesteś super — miauknął, nie wiedząc co powiedzieć.
Dawny uczeń Krwawnika uśmiechnął się.
— Ty też jesteś. Możemy tu poleżeć i poprzytulać się trochę — zaproponował.
— D-dobrze — Lukrecja skinął głową i położył się na miękkiej trawie. Prześledził wzrokiem każdy szczegół na twarzy kocura. Nikt był śliczny. Nie dało się temu zaprzeczyć
Nikt przytulił się do niego i oplótł go swoim ogonem. Kremowy zamruczał wesoło i
już chciał cmokać go w policzek, kiedy w jego uszach rozbiegł się drażniący głos tej liliowej zrzędy. Odsunął się przestraszony. Głupia, będzie mu teraz przeszkadzać. Niech sobie idzie w krzaki z tą białą wronią strawą, na którą tak zawsze zerka.
— A co to za randki tutaj? — zawarczała groźnie Fretka. — Do roboty się bierz, a nie się klej do innych kotów. Wszędzie cie szukałam, a ty się całujesz i chadzasz po krzakach, idioto — wysyczała.
— D-daj spokój — mruknął, podnosząc się z ziemi. — Nie mam żadnej prywatności. Wszędzie wtykasz ten swój zasmarkany nochal.
— Morda — warknęła przez zęby, a jej sierść się zjeżyła. — Nie podskakuj, bo pazurami w tą jape dostaniesz. No już, marsz, idziemy trenować walkę, która tak słabo ci idzie.
Nie szła mu przecież słabo. Co ona wygadywała? Walczył bardzo dobrze. Już dawno powinien był zostać wojownikiem.
— T-to ja... ja już pójdę — miauknął niespokojnie czarny.
— A ty — liliowa zwróciła się do niego — nie klej się do uczniów. Przez takich jak ty ten gówniarz nie może zakończyć treningu, bo zajmuje się jakimś głupim romansem. Zrozumiano?
— T-t-tak. P-przepraszam. N-n-nie chciałem... M-miłego treningu — życzył Lukrecji, szybko schodząc jej z oczu.
Zastępczyni kiwnęła łbem.
Co za idiotka? Wiedział, że ten cały Komar ma nie pokolei w głowie. Sam jest skończonym głupkiem i jeszcze wybrał na zastępcę kogoś takiego. Odwrócił głowę w stronę odchodzącego Nikogo i uśmiechnął się lekko w jego stronę.
***
Wracał z treningu z Fretką, która ku jego zdziwieniu zgodziła się, by miał chwilę wolnego. Rozkoszował się ciszą i spokojem od wysłuchiwania paskudnych rozkazów kotki. Uśmiechnął się, ale za chwilę uśmiech z jego pysk zniknął. Ujrzał płaczacego przy krzakach Nikogo. Co się stało? Wyglądał na przerażonego. — Co się dzieje? — zawołał, ruszając w jego kierunku.
— J-ja... ja zrobiłem coś złego! — załkał głośno.
— Co? — zaczął panikować. Usiadł przy nim, próbując dowiedzieć się, o co chodzi, ale kocur tylko szlochał coś niezrozumiale.
— M-M-Miodunka mnie... naćpała i... i ja... i my... ona... ona może być w ciąży! — zapiszczał wylewając mase łez.
Nie dowierzał. Nie docierało to do niego. Nie był w stanie przyjąć tego do wiadomości. Miodunka go naćpała i poszli razem w krzaki? Zamrugał parę razy, czując narastający gniew. Zdradził go? — Jak to w ciąży? — zapiszczał zszokowany.
— N-n-nie wiem! O-ona tak mówi! A ja... ja się boję! Zerwałem z nią, ale... ona... ona mnie zmusza bym z nią był! Nie zostawi mnie nigdy w spokoju! Ja nie chcę być ojcem! Jestem za młody na to! — łkał wciąż.
— Nienawidzę tej suki — wysyczał, a jego sierść się zjeżyła.
Nie wierzył w to. Nie sądził, że jego siostra jest aż taka głupia. Zapewne miała to po tym mysim bobku Bzie. Miała obsesję na punkcie Nikogo, tak jak Bez miał na punkcie Plusk. Była potworem.
Pociągnął nosem, kładąc po sobie uszy.
— Przepraszam. Ja... Starałem się jej postawić, ale ona... Ona jest sprytniejsza ode mnie. Mógłbym jej wlać, bo prawie się pobiliśmy, ale... Ale nie chcę jej skrzywdzić, bo mi Komar odgryzie łapę — otarł zasmarkany nos. — W końcu nie jestem prawdziwym Owocniakiem...
— Jesteś i żaden zasrany Komar temu nie zaprzeczy. Ta cała Miodunka jest jakaś pierdolnięta — zawarczał, ryjąc pazurami w ziemi. Nie mógł opanować gniewu. Nie był w stanie patrzeć na tą liliową idiotkę. Od tej mordy zbierało mu się na wymioty. Te jej Niktusiu i tulenie go na siłę. Z nią było coś ostro nie tak.
— Tak... Jest... — wbił wzrok w swoje łapy. — B-boje się jej. Grozi, że jak zrobię znów coś wbrew jej woli, to... to mnie będzie trzymać za ogon całe dnie. Mówi, że chcę dla mnie dobrze i że mnie kocha — pokręcił głową. — Ona... ona jest zdolna do wszystkiego — spiął się. — Skoro mnie naćpała... B-boje się przyszłości...
— Ona nie chce dla ciebie dobrze. Ona jest chora psychicznie, to nie jest normalne — syczał coraz bardziej wściekły. Zacisnął zęby, marszcząc się. Takie coś nie zasługiwało by żyć w Owocowym Lesie czy gdziekolwiek, gdzie było bezpieczne. Cały Bez. Była dokładnie taka sama. — Mówiłem Ci przecież, że jak ci coś robi, masz mnie wołać. Dostałaby ode mnie solidnie w mordę, tak, że by się uspokoiła z tą jej obsesją.
Gdy tylko o niej myślał, wykręcało go. Udawała taką słodką i kochaną, a w rzeczywistości była paskudną wronią strawą. Miał ochotę rozerwać ją na strzępy. Ten jej pysk, ten piskliwy głosik, nie cierpiał tego!
Łzy znów zaczęły moczyć jego policzki.
— N-no tak, a-ale nie mogłem... B-bo mnie trzymała, tuliła i j-jak chciałem o-odejść, to mnie przyciskała do z-ziemi. D-dopiero t-teraz u-udało mi się uciec na chwilę, b-bo o-obiecałem, że będę grzeczny...
— Trzeba było... — tracił kontrolę nad swoimi emocjami. — Po prostu... Walnąć w ten jej łeb i wysyczeć wszystko, co o niej sądzisz, czy to takie kurwa trudne?! — wybuchł, zalewając się łzami.
Czarny skulił się.
— P-powiedziałem co o tym sądzę! P-powiedziałem, że jej nie kocham, że nie chcę z nią być, że czuję się przy niej źle, a... a ona stwierdziła, że pomoże mi znaleźć miłość do niej na nowo i że... że nigdy mnie nie zostawi — również zalał się łzami.
— Trzeba było się na nią wydrzeć! Mogłeś użyć pazurów. Mogłeś ją skrzywdzić. Tak jak ona ciebie. A może tak naprawdę nie powiedziałeś jej tego? Może tak naprawdę ją kochasz, co? No nie becz, gadaj! Powiedz prawdę. Myślałem, że jesteśmy tylko my, bez tego czegoś! — syczał, nieświadomie raniąc kocura.
Zaczął bardziej ryczeć, kuląc się przed kocurem. — N-nie kocham jej! Naprawdę! I... i powiedziałem! N-nie kłamię! Czemu miałbym to robić? Gdybym ją kochał, to przecież byłbym szczęśliwy, a nie jestem! Nie... Nie mogę jej skrzywdzić, dobrze o tym wiesz! Gdybym to zrobił... — pokręcił łbem. — Nie ukryłaby ran, a ja zostałbym uznany za zdrajcę, bo atakuje swojego!
— Muszę z nią porozmawiać. Muszę — fuknął, sapiąc. — A ty, spróbuj się jej postawiać. Warcz na nią, sycz. Nie ważne, co na to odpowie. Nie chcesz jej, to tak zrób. Odwali się w końcu. Powiedz jej w twarz, bez jąkania się, ostrym tonem, że jej nie chcesz i z wami koniec. Nie reaguj na jej płacz i piski. Zignoruj wszystko, co po tym powie. Nie chodź z nią w żadne chaszcze. Rozumiesz?
— A-a jak się wkurzy i mnie uziemi na zawsze? N-nie będą mógł już chodzić nigdzie sam...
— podzielił się z nim swoimi obawami.
— Wtedy ja zareaguje. Zrobię z tym w końcu porządek — obiecał Lukrecja. — Co ona sobie myśli, robiąc coś takiego. Idiotka. Psychopatka — westchnął, przysuwając się do niego bliżej. — Kocham cię — miauknął. — Naprawdę cię kocham. Nie chce, żebyś cierpiał.
— J-ja też cię kocham — czarny przytulił się do niego, mocząc łzami jego futerko. — P-postaram się. D-dla ciebie. B-będę się stawiał.
— Liczę na ciebie — zamruczał, ocierając się o niego. — Nie zawiedź mnie.
< Nikt? >
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz