Nie, żeby specjalnie interesowało ją to, co robiła Bożodrzew. Wcale. Ale jednak kiedy kotka wraz ze swoim mentorem nie wracała już całkiem długo, do momentu, gdy wszyscy inni uczniowie zdążyli się zaszyć w obozowisku, zdawało się to być dla niego dziwne. Czy się martwił? Skądże! Po prostu... zastanawiał. I nic więcej. Ten mysi móżdżek nie zasługiwał na jego troskę.
W końcu biała postać wyłoniła się z szumu wodospadu. Znudzony wzrok, opuszczony łeb, włóczony za sobą ogon... cała Bożodrzew. Ale jednak było z nim coś nie tak. Uniesiona końcówka ogona oznaczała zadowolenie, więc coś tu nie grało. Uczennica potrafiła się cieszyć tylko, kiedy denerwowała swojego brata. Podszedł do kotki, przyglądając się uważniej jej ogonowi. Odnosił coraz większe wrażenie, że coś się z nim stało. Zdawał się być wręcz nienaturalnie zgięty.
— A tobie co? — mruknął.
— Spadła z drzewa. Nic jej nie będzie — burknął Dzwonkowy Szmer, przemykając obok rodzeństwa, zanim jego uczennica zdążyła odpowiedzieć na pytanie Judaszowca. Nie zauważył go wcześniej. Kotka fuknęła w jego stronę, siadając i odwracając łeb.
— Nie stałoby się to, gdyby ten lisi bobek nie zaczął trząść drzewem — mruknęła Bożodrzewna Łapa, owijając ranny ogon wokół swoich łap. Nadal był dziwnie zgięty. Judaszowcowa Łapa zmierzył ją nieco załamanym wzrokiem.
— Nie stałoby się to, jakbyś miała jakiekolwiek umiejętności.
— Przecież mam! — zaprzeczyła biała. — Ty ciągle spadasz. Sama widziałam.
— A spadaj — syknął, po chwili wzdychając ze zrezygnowaniem w głosie. — Weź idź lepiej do Czereśniowej Gałązki.
— Ojoj, ktoś tu się martwi... — uśmiechnęła się złośliwie, a Judaszowcowa Łapa poczuł gorliwą potrzebę kontaktu swoich pazurów z jej policzkiem. Zdołał ją jednak powstrzymać. Nie tym razem. Jeszcze się doczeka.
— Nie chcę mieć wstydu w postaci siostry bez ogona — warknął. — Chodź. Zaprowadzę cię, abyś na pewno trafiła — dodał cukierkowym tonem. Bożodrzew tylko prychnęła (trudno stwierdzić czy ze śmiechem czy irytacją) i poszła za prowadzącym ją bratem.
Judaszowiec wlazł do kamiennej nory, czując się jak w domu. Wielokrotnie odwiedzał to legowisko i znał już jego każdy zakamarek. Przeszedł krótkim tunelem do właściwej części legowiska, jednak nie spotkał tam swojej "ulubionej" medyczki. Zamiast tego siedziała w nim Liściaste Futro, przerzucając jedną kupkę ziół na drugą.
— Czegoś wam potrzeba? — zapytała uczniów.
— Bożodrzewna Łapa se coś zrobiła — mruknął tylko, dając ogonem znak białej, by się ruszyła do asystentki medyka. Niechętnie podeszła, by kocica mogła ocenić jej stan.
— Nie jest źle. Zwykłe zwichnięcie — odpowiedziała po chwili ciszy. — Zostań tu w miejscu — poleciła Bożodrzew, która i tak nie zamierzała się ruszać gdziekolwiek. Judaszowcowa Łapa śledził wzrokiem to, jak Liść szuka odpowiednich ziół. Chwyciła za liście bzu. Nagrodził się sam w myślach za rozpoznanie ich. Kocica przeżuła je i rozprowadziła po białym ogonie kotki, pokrywając go ciemniejszym, zielonym kolorem. Maść jednak zaczęła się szybko wchłaniać. — To wszystko. Przyjdź za jakiś czas, zobaczę, czy będzie się ładnie goić.
— Nie możesz wyłożyć jeszcze jej legowiska żywokostem? — mruknął Judaszowcowa Łapa, zdziwiony, że medyczka nie zaproponowała tego od razu. Nieświadomie musiał popisać się swoją wiedzą. — Widzę, że jest go tam sporo — wskazał palcem za medyczkę, na stos ciemno-fioletowych korzeni i jego szerokich liści.
<Liściaste Futro?>
Wyleczeni: Bożodrzewna Łapa
[trening medyka; 495 słów]
[Przyznano 10%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz