Kotka przerwała zabawę, gdy tylko dojrzała srebrnego idącego w jej kierunku. Przekręciła charakterystycznie dla swojej osoby łebek, wpatrując się w kocurka.
— Cześć — zagaił młodzik. — Mogę się z tobą pobawić?
— Jasne! — odparła Strzyżyk, rzucając wzrokiem na kulkę mchu. Po chwili znowu skierowała go na Śnieżka. — Tylko pod warunkiem, że nie zrobisz niczego głupiego, bo moja mama bardzo nie lubi wygłupów. Twoja chyba też — miauknęła, kątem oka spoglądając na matkę towarzysza. Wydawała się z jakiegoś powodu taka straszna i obca, nawet jeśli była taka miła w rozmowach z Dalią. Może to przez jej rozmiar? Ciekawe, czy ona też będzie kiedyś taka duża.
Śnieżek skinął króciutko głową bez zbędnych komentarzy. Strzyżyk dwoma ruchami rudej łapki popchnęła w jego kierunku kulkę mchu, którą malec zgrabnie odbił. Gdy ta leciała w jej kierunku, zamiast złapać ją w łapki, niczym bezbronną zwierzynę, złapała ją w zęby i wyrzuciła jeszcze raz w górę. Srebrny z bielą, odbijając zielony, suchy mech, wyrzucił go przez przypadek wprost w kierunku rozmawiających ze sobą dwóch kotek. Strzyżyk skrzywiła się na widok mchu uderzającego prosto w pysk Śnieżnej Toni. Jej futerko podniosło się nieznacznie, gdy karmicielki skierowały wzrok wprost na dwójkę maluchów. Strzyżyk nie mogła pozwolić, by Śnieżek źle wyszedł przed jej mamą! Każdemu przecież zdarza się popełnić błąd. Dlatego szybko podbiegła do dwóch kotek i pochyliła grzecznie głowę.
— Tak bardzo przepraszam, to ja ją rzuciłam, niechcący... — miauknęła, wykorzystując swój wrodzony talent aktorski tak bardzo, jak potrafiła, by zrobić smutną minę. Mimo to wiedziała, że najpewniej nie uratuje się przed oburzeniem matki.
— Strzyżyk! Co ci mówiłam! — miauknęła Dalia, szturchając młodą łapą po barku. Szylkretka odwróciła się błyskawicznie do Śnieżnej Toni. — Przepraszam za nią tak bardzo, bywa roztrzepana... — karmicielka zmordowała wzrokiem swoją córkę, a Strzyżyk pozostało jedynie skulić swe uszka w skrusze, by zadziałać chociaż na serce Śnieżnej.
— Och, nie przesadzaj, Dalio, to tylko dzieciaki, niech się bawią. Jestem pewna, że to był wypadek. Ktoś taki jak ty na pewno ułożył swoje dzieci właściwie.
Strzyżyk wtopiła pokrzywdzone, słodkie oczka w matkę, która końcowo strzepnęła ogonem i westchnęła, kręcąc głową.
— Dobrze, już, wracajcie do zabawy — miauknęła jakby od niechcenia, ale przynajmniej jej odpuściła, co napełniło Strzyżyk ulgą, gdy pokuśtała z powrotem do Śnieżka, który przypatrywał się wszystkiemu przez ten cały czas. Kotka wzruszyła jedynie barkami.
— No co, nie chciałam, żebyś sam musiał się z tym mierzyć. Moja mama jest bardzo pamiętliwa.
* * *
W końcu została mianowana na uczennicę medyka. Długo rozważała drogę, jaką chciała pójść. No bo w końcu, te wszystkie opisy treningów Zajęczej Łapy... Brzmiały fantastycznie! Ale kotka, widząc pracę Muchomorzego Jadu, nie mogła się oprzeć poczuciu, że lepsza byłaby z niej uzdrowicielka. Interesowały ją bardziej zioła lecznicze oraz trucizny (bo w końcu rośliny są tak interesujące, można robić z nich wiele rzeczy). Nie oznaczało to, że chciała rezygnować ze sprawności fizycznej. Nie zamierzała zostać tym starym pustelnikiem nie wychodzącym ze swojej jamy. Szczerze mówiąc, to uważała, że te całe prawa bardzo ograniczały medyków, ale nie chwaliła się tym publicznie, bo dostałaby co najwyżej łomot od matki.
Wychodząc z legowiska medyków, podeszła do sterty i złapała jedną z ryb. Podobno też miała zacząć uczyć się je łowić. Musiała przecież znać podstawy walki i polowania, zgodnie z zasadami. Bo inaczej nie przeżyłaby bez klanu.
Skierowała się do kociarni, gdzie widziała już odznaczające się, jasne futro Śnieżnej Toni i jej syna. Skłoniła głowę przed starszą kotką, tak jak uczyła ją mama, a następnie położyła rybę zabraną wcześniej ze sterty między karmicielką, a młodzikiem.
— Co u ciebie, Śnieżku? — zagaiła nieco luźniej, gdy pozbyła się z pleców natrętnego spojrzenia Śnieżnej Toni. Miała nadzieję, że nie narozrabiał od tamtej sytuacji, bo jego matka nie wyglądała na osobę, która machnęłaby na to łapą. Ale Śnieżek nie wyglądał także na kociaka, który by chętnie łobuzował, mając gdzieś konsekwencje. Czyli, cóż... Strzyżykowa Łapa mogła stwierdzić, że byli do siebie podobni. Mamy w końcu miały rację, prawda? Wychowały ich, nie mogły się mylić. Tak przynajmniej sądziła.
<Śnieżek?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz