Już tęsknił.
Łapa za łapą powlókł się w stronę obozu. Nadchodziła najgorsza część tego wszystkiego - udawanie, że nic się nie stało. Nie mógł przecież powiedzieć, że mina na jego pysku jest jeszcze paskudniejsza niż zwykle, bo tęskni za wojowniczką od Klifiaków, prawda? Powoli zaczęło docierać do niego, w co właśnie się wpakował.
- Lisia mać!
Razem z zachodem słońca przyszła refleksja. Siedział na skraju polany, z dala od dogasających odgłosów wieczornego życia. Uniósł łeb, bezwiednie śledząc linie znanych sobie gwiazdozbiorów. Myślami był zupełnie gdzie indziej…
Nie żałował tego, co się stało, bo nie potrafił. To było jak spełnienie jego najskrytszych marzeń, tych do których bał się przyznać samemu sobie. Po prostu…
Jak mógł jej to zrobić? Czyżby zapomniał o tym wszystkim, co sprawiało, że powinna trzymać się od niego z daleka? Spuścił łeb. Jej siostra, lider, cały klan - co by zrobili, gdyby dowiedzieli się, co między nimi zaszło? Zamknął oczy, próbując wyprzeć z umysłu makabryczne obrazy. Nie wystarczyło, że zranił ją już raz?
Miał ochotę krzyczeć. Co on najlepszego narobił?! A jeśli to Igła dowie się o tym, jak jego nowy zastępca spędził ostatnie popołudnie? Po raz kolejny… po raz kolejny zawiódł. Najpierw wyciągnął łapę do zgody z klanowiczami, a później zrobił dokładnie to, co wcześniej. Potrafił tylko ranić.
Nie powinien był zostać zastępcą. Nie powinien był zostawać w klanie. Dlaczego posłuchał wtedy tego szczeniaka?! Co go obchodził jej los? Gdyby tylko…
Nie. Wykorzystał ich wszystkich i musi teraz ponieść konsekwencje.
Jego spojrzenie stwardniało. Tak, wywiąże się ze wszystkich obietnic. Kochał Sroczy Żar i był gotowy zrobić wszystko, żeby była szczęśliwa. I bezpieczna. A klan? Będzie pracował dla niego jeszcze ciężej, wywiązując się ze wszystkich swoich obowiązków.
Stało się. Teraz musi ponieść konsekwencje.
Zupełnie przypadkowo zaczął chodzić ostatnio częściej na patrole i zupełnie przypadkowo zwykle przypadała mu granica z klanem klifu. Zupełnie bez związku był też fakt, że zawsze, gdy zbliżał się do miejsca ostatniego spotkania ze Sroczką, jego serce przyspieszało, a łapy stawały się dziwnie sztywne i drżące. Wiedział, że jej tam nie będzie, ale mimo wszystko, w jakiś zupełnie irracjonalny sposób, wciąż miał nadzieję. A gdy okazywało się, że kotki faktycznie tam nie ma, czuł bolesne ukłucie.
- Głupek - mruczał wtedy pod nosem tylko po to, by na kolejnym patrolu zachować się identycznie.
Tęsknił. Tak bardzo chciał ją przytulić, poczuć znowu jej miękkie futro i wiedzieć, że jest obok. Bezpieczna i całkowicie jego. Tak jak wtedy…
Czasami… czasami zastanawiał się, czy ona też czuje to, co on. Tak naprawdę nigdy nie powiedziała, czy… W takich momentach przypomnał sobie, jak na niego wtedy patrzyła i przestawał mieć wątpliwości.
Gdy tylko poczuł zapach Klifiaków, wiedział, że musi ją zobaczyć. Szli akurat przez równinę, z rzadka porośniętą krzakami, więc miał szansę, żeby zbliżyć się do wrogiego klanu niepostrzeżenie. Zresztą, podczas wędrówki obowiązywały inne prawa, ta ziemia należała i nie należała do nich tak samo. Nie zaczepiany przez nikogo, odłączył się od grupy i ruszył tam, gdzie spodziewał się znaleźć Sroczkę. Nie zdziwiłby się wcale, gdyby nie był jednym kotem “kolaborującym” z wrogiem. W końcu, mimo wszystko przyjaźń ciężko było trzymać w ryzach za pomocą granic, prawda?
Omijając całą resztę, podążył śladem niebieskiej i wkrótce ją wypatrzył. Szła sama, z irytacją wymalowaną na pyszczku. Mimo wszystko kocur poczuł się, jakby wrócił do domu.
Chciał ją zawołać, ale nie chciał na siebie ściągnąć innych lisich łajn. Śledził ją więc z bezpiecznej odległości, korzystając ze sprzyjającego kierunku wiatru i mając nadzieję, że prędzej czy później kotka go zauważy.
<Sroczko? Przepraszam, że tyle to trwało :’)>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz