- Co ci zlobiła Zającek? – powtarzał uporczywie maleńki kociak, wtulając się w jej sierść i mrucząc ciepłe słowa pociechy. Sikorka otarła łapką łezkę.
- Chciała mnie za-abić – wydusiła, tonem nadając swoim słowom większej dramaturgii.
- Nie pleć bzdur, Sikorko – Rysia Łapa przejechał językiem po głowie córki – Nic ci się nie stanie, Zajęcza Stopa w życiu nie skrzywdziłaby kocięcia.
Sikorka spojrzała bykiem na swojego rodzica.
- Tak, tato? – pisnęła – To zobacycie, jak dzis w nosy umlę!
~*~
Kilkaset uderzeń serca później zawiedziona Sikorka musiała przyznać sama przed sobą, że żyje. Jej drobne serduszko biło szybko, bezsenne oczy miała szeroko otwarte, jednak z całą pewnością była żywa. I złość zaczynała powoli ją opuszczać, zastępowana przez lekki wstyd. Właściwie to mogła przyznać, że trochę przesadziła. I że Zając nie była nawet taką beznadziejną medyczką. To znaczy, była straszna. Okropna. Ale jak się uśmiechała i zaczynała ją analizować, to była nawet fajna. Taka tajemnicza. I ta jagoda była nawet dobra… Ze złością przewróciła się na drugi bok, nie zwracając uwagi na to, że popycha Śpiew. Nie, nie może tak myśleć! Ta zniewaga krwi wymaga! Zacisnęła zęby i pchnęła łapką Tańca. Burasek uchylił ostrożnie jedno oczko i uśmiechnął się lekko do siostrzyczki.
- Cos sę stało? – w prawie całkowitej ciemności błysnęły jego zielone oczęta. Sikorka pokręciła głową, po czym nachyliła się do ucha starszego brata i wyszeptała kilka słów, po których jego oczy zrobiły się dwa razy większe.
~*~
Pod osłoną nocy dwójka uciekinierów ze żłobka cichaczem przemknęła przez polankę, na której tymczasowo pomieszkiwał Klan Burzy. Sikorka była miło zaskoczona, że Taniec tak łatwo dał się wciągnąć w jej misterny plan. Miała nadzieję, że ukochany braciszek jej nie zawiedzie. W legowisku medyczki było ciemno i cicho, jednak na posłaniu dostrzegli szylkretową kupę futra, której bok unosił się rytmicznie w miarę oddechu. Jak za dnia legowisko medyczki wyglądało nudno, tak w nocy każdy zakątek przepełniony był tajemnicą. Wątłe zapasy medykamentów poupychane były gdzie popadnie, jednak dopiero po dłuższej chwili dostrzegła najbardziej pożądany element ekwipunku. Mech nasiękniety mysią żółcią. Dała znak bratu, żeby podszedł bliżej. Klanie Gwiazdy, co to był za smród. Skrzywiła się i podała mniejszy kawałek Tańcowi, a większy wzięła sama. Jej wzrok sam powędrował w kierunku Zajęczej Stopy.
~*~
Kilkaset uderzeń serca później zawiedziona Sikorka musiała przyznać sama przed sobą, że żyje. Jej drobne serduszko biło szybko, bezsenne oczy miała szeroko otwarte, jednak z całą pewnością była żywa. I złość zaczynała powoli ją opuszczać, zastępowana przez lekki wstyd. Właściwie to mogła przyznać, że trochę przesadziła. I że Zając nie była nawet taką beznadziejną medyczką. To znaczy, była straszna. Okropna. Ale jak się uśmiechała i zaczynała ją analizować, to była nawet fajna. Taka tajemnicza. I ta jagoda była nawet dobra… Ze złością przewróciła się na drugi bok, nie zwracając uwagi na to, że popycha Śpiew. Nie, nie może tak myśleć! Ta zniewaga krwi wymaga! Zacisnęła zęby i pchnęła łapką Tańca. Burasek uchylił ostrożnie jedno oczko i uśmiechnął się lekko do siostrzyczki.
- Cos sę stało? – w prawie całkowitej ciemności błysnęły jego zielone oczęta. Sikorka pokręciła głową, po czym nachyliła się do ucha starszego brata i wyszeptała kilka słów, po których jego oczy zrobiły się dwa razy większe.
~*~
Pod osłoną nocy dwójka uciekinierów ze żłobka cichaczem przemknęła przez polankę, na której tymczasowo pomieszkiwał Klan Burzy. Sikorka była miło zaskoczona, że Taniec tak łatwo dał się wciągnąć w jej misterny plan. Miała nadzieję, że ukochany braciszek jej nie zawiedzie. W legowisku medyczki było ciemno i cicho, jednak na posłaniu dostrzegli szylkretową kupę futra, której bok unosił się rytmicznie w miarę oddechu. Jak za dnia legowisko medyczki wyglądało nudno, tak w nocy każdy zakątek przepełniony był tajemnicą. Wątłe zapasy medykamentów poupychane były gdzie popadnie, jednak dopiero po dłuższej chwili dostrzegła najbardziej pożądany element ekwipunku. Mech nasiękniety mysią żółcią. Dała znak bratu, żeby podszedł bliżej. Klanie Gwiazdy, co to był za smród. Skrzywiła się i podała mniejszy kawałek Tańcowi, a większy wzięła sama. Jej wzrok sam powędrował w kierunku Zajęczej Stopy.
<Tańcu?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz