Żałoba wciąż go trzymała, przez co chodził bardzo przybity. Stracił i przyjaciela i matkę, co było takie niesprawiedliwe! Na dodatek Mgiełka została zastępcą... Nigdy by tego się nie spodziewał. Stawiał na Zając lub Srokę, a tu... niespodzianka. Musiał jednak przekazać jej coś ważnego. Miał nadzieję, że go zrozumie i nie będzie żywić urazy... Przemyślał to, był pewien swojej decyzji. Wiedział, że musiał tak postąpić dla dobra ich wszystkich.
— Mgiełko... — miauknął w jej stronę dość słabotliwie. — Możemy się przejść?
Zajęta nowymi obowiązkami siostra ledwo zauważyła brata, lecz gdy tylko usłyszała jego głos natychmiast odwróciła łeb w stronę, z której dochodził dźwięk.
— Chyba znajdę chwilę, coś się stało? Wyglądasz na przygnębionego i nie ukrywam, że mnie to martwi — wymruczała z niespodziewaną troską w głosie.
— No... W końcu matka zmarła — przypomniał jej o tym fakcie dokonanym, czując jak serce ściska mu się boleśnie. Jeszcze nie przywykł do tej myśli, że już jej nie było i jej nigdy nie zobaczy. — To chodź. — Skierował kroki ku wyjściu z obozu. Nie chciał mówić o tej sprawie w miejscu, w którym każdy mógł ich podsłuchać.
Kotka słysząc o śmierci mamy poczuła jak łezka spływa jej po policzku, szybko ją jednak wytarła łapą i uśmiechnęła się lekko pod nosem. Ruszyła więc za bratem, który zachęcił ją do opuszczenia obozu.
Gdy udało im sie odejść dość daleko, by nikt ich nie widział i nie słyszał, stanął, przystępując nerwowo z łapy na łapę.
— Mgiełko, bo ja... ja... — Położył po sobie uszy. — Kochasz mnie prawda? I nieważne co zrobię to nie będziesz na mnie zła? — zapytał chcąc się upewnić co do tego.
Kocica uniosła w zdziwieniu łeb, a kikut w miejscu ogona zaczął poruszać się nerwowo na boki.
— T-to zależy co masz na myśli... — Błądziła oczami po terenie aż w końcu spojrzenie jej nie spoczęła na bracie.
— Ugh... Mgiełko... Czy... nie chciałaś nigdy no nie wiem... Zobaczyć świat? Coś co leży poza klanem, coś nieosiągalnego co nie mieści się nam w głowie? Wiem, że jako kocięta mieliśmy niezłą wycieczkę, ale te wspomnienia szybko się zatarły. I ja... Mam takie marzenie, aby wyruszyć na przygodę. Myślę o tym odkąd zostałem wojownikiem... Wiem, długo... Matka wybijała mi takie pomysły ze łba no ale... Jej już nie ma... A ja... Chciałbym zobaczyć co to znaczy wolność... — przełknął ślinę, patrząc na nią niepewnie, bojąc się jej reakcji.
Zastępczyni zamarła, nie wiedziała co ma odpowiedzieć. Różne myśli kręciły jej się w głowie, tyle pytań i brak odpowiedzi na żadne z nich.
— Czy ty chcesz opuścić klan? Przecież to równoznaczne ze zdradą! Poza tym naprawdę chcesz zostawić swoje dzieci, partnerkę i... — zatrzymała się na chwilę by przełknąć ślinę — Mnie... Właśnie teraz gdy tak wiele spoczęło na moich barkach?
— Mgiełko. Dobrze wiesz, że gdyby nadarzyła się okazja to by się mnie pozbyli. Jestem pewien, że o tym marzą... Jak mogę zdradzić coś czego nawet nie uznaje za swój dom? — wziął głęboki oddech. — Mgiełko... Jesteśmy oboje już dorośli. Nie potrzebujesz mnie. Nigdy nie potrzebowałaś. Masz lepsze wsparcie, które cię bardziej lubi niż mnie. Doszłaś tak daleko, a ja? Ja gryzę dno. Nie chcę tak żyć. Wiecznie w twoim cieniu, jako ten niechciany i pogardzany przez cały klan. A dzieci... Nigdy nie chciałem być ojcem. Paskuda je chciała — skłamał lekko. — Poradzą sobie. Zapomną pewnie o mnie dość szybko. Mgiełko. Ja chcę znaleźć miłość. Prawdziwą, a nie opartą na strachu. Chce poczuć motyle w brzuchu, chce poczuć się kochanym. Chce spotkać kogoś kto nie będzie mnie wyśmiewał i drwił na każdym kroku. Chcę prawdziwego życia. A to co jest teraz... to nie jest życie. Mgiełko, nie spotykamy się często. Twoje psiapsi Zając, Sroka i Mak cię zmieniły. Nie chcę patrzeć jak moja siostra z nimi przebywa, jak łyka ich bzdury. Nie chcę obudzić się pewnego dnia z wieścią, że we trójkę jesteście parą. Klan Nocy... przestał być moim domem. Nie czuję się tu bezpieczny. Myślisz, że czemu odwiedzam medyka? Ponieważ starałem się zmienić nastawienie. Zależało mi. Ale... ale coraz bardziej przekonuje się, że nie chcę tracić swojego życia w obronie osób, które mną pogardzają i nienawidzą. Chcę być panem swojego losu. To moje marzenie. Jeżeli... Jeżeli mnie powstrzymasz, zmusisz do zostania tu... Uwierz Mgiełko, że nie wytrzymam. Zabije się. Zamorduje, aby skończyć raz na zawsze to piekło. I uwierz, jestem do tego zdolny. Próbowałem już wielokrotnie to zrobić. Kocham cię Mgiełko. Bardzo. Dlatego ci o tym mówię. To... to pożegnanie. Podjąłem decyzję. Tak będzie najlepiej dla wszystkich. — zakończył czekając na werdykt ostateczny.
Miał nadzieję, że siostra nie będzie żywić do niego urazy. Może i zachowywał się jak egoista, ale czasami trzeba było pomyśleć o sobie i swoim zdrowiu, odcinając się raz na zawsze od toksycznego środowiska.
<Mgło?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz