— No już, rusz się Lwia Łapo! — Ruda kotka zagrzytała zębami, gdy zza jej pleców doszło nawoływanie mentorki — Nie możesz zwlekać i opóźniać treningu. Minął już tydzień, więc już na pewno ci się polepszyło! Poznałaś wszytskie tereny Klanu Burzy, idzie ci całkiem dobrze z rozpoznawaniem zapachów, tak samo rozpoznawanie zwierzyny. Pora byś wykorzystała teorię w praktyce. Dziś potrenujemy nad umiejętnością jaką jest bieganie, bo z tego co zauważyłam nie potrafisz tego... A nie możemy rozpocząć nauki polowania na króliki, gdy nie będziesz w stanie ich doścignąć!
Mimo, że na pysku zachowywała kamienną powagę zbliżając się do skrzeczącej mentorki, w jej wnętrzu wręcz się gotowało. Głupia łajza skrytykowało to, że ruda nie potrafi biegać! Potrafiła, tylko nie widziała w tym potrzeby. Potrafiła podbiegnąc zachowując przy tym grację, ale Gepardziemu Mrozowi chodziło o całkiem inny rodzaj biegu. Miała przebierać łapami tak szybko, że z trudem mogłaby panować nad tym jak się prezentuje. Nie miałaby na to czasu. A miała się prezentować nienagannie. Nawet na tych całych treningach nie chciała się pocić. Ale musiała. W końcu miała być najlepsza. A jeśli chciała być najlepsza musiała się nauczyć nawet podczas niekorzystnych sytuacji, które ją obrzydzały prezentować się jak najlepiej. I jej się to nawet udawało, na szczęście szynszylowa nie znęcała się nad nią tak jak Tropiący Szlak nad jej bratem. Nigdy po treningu nie była ubrudzona jak tamtego feralnego dnia kremowy kocur.
Gepard poinstruowała uczennice, jak ma stawiać łapy, by jak najszybciej się przemieszczać z miejsca na miejsce. Jednak kotka coś tam umiała. Ale Lew wciąż uważała, że za mało, by móc być jej mentorką. Dziadek na pewno udzieliłby jej lepszych rad, była tego pewna.
Trenowały. Każdego dnia Lew zmuszona została do pracy nad swoją szybkością. Ćwiczyła biegi długodystansowe, jak i do jej treningu w pewnej chwili doszły interwały biegowe, mające na celu pobudzenie jej całego organizmu, jak i mięśni. Z tyłu głowy zawsze w trakcie treningów miała myśl, że musi się dobrze prezentować. Nie ważne co.
— Po co ty unosisz ten ogon?! Tracisz przez to szybkość! No już, opuść go! — rzuciła zmęczona kręcąc łbem, że uczennica kolejny raz starała się unieść swą rudą kitę ku górze podczas biegu
Przystanęła. Była zmęczona. Czuła jak jej łapy odmawiają posłuszeństwa. To całe bieganie nie było dla niej. Z chęcią by sobie upolowała coś innego, małego, co nie musiało być tym całym królikiem. W końcu na pewno kogoś znajdzie, kto by dla niej polował i pod nos podstawiał króliki. Taka powinna być kolej rzeczy. Zresztą ona miała ważniejsze rzeczy na głowie, niż uganianie się za uszakiem. Dopóki żyły były przecież brudne! Mieszkały w norach, będąc w tunelach brudziły swoje futro. Lwia Łapa nie miała zamiaru dotykać czegoś co było brudne.
— Musisz jeszcze popracować, wciąż jesteś za wolna. Jeśli chcesz zostać wojownikiem musisz pokazać, że ci na tym zależy i się bardziej przyłożyć...
— Tak jak i ty się przyłożyłaś? — sapnęła rzucając kąśliwą uwagę, po czym ugryzła się w język
Cholera. Nie chciała mieć przez to problemów, a spojrzenie Gepardziego Mrozu zdradzało, że kotka zapamięta to. Zieleń jej oczu wręcz przeszyła bicolor. Jednak te całe uwagi wytykające błędy, które popełniała, z ust kogoś kto się uczył dłużej niż Lew żyła na tym świecie było czymś uwłaczającym dla niej. Nie miała prawa czepiać się jej, gdy sama mentorka omal uniknęła wyrzucenia.
Gepardzi Mróz chwilę się w nią wpatrywała, po czym ciężko westchnęła. Nie miała zielonego pojęcia co siedzi w głowie szynszylowej, ta nie była zbytnio wylewna.
— Zrób jeszcze jedno kółko i jesteś już na dzisiaj wolna...
Cóż, nie spodziewała się, że tym razem jej odpuści. Z każdym kolejnym dniem zauważała większą niechęć względem obecności swojej rodziny w klanie. A jednak. Gepardzi Mróz była jednak słabeuszem, co było tylko na korzyść Lewek.
Po skończeniu kółka, faktycznie mentorka pozwoliła jej odejść. Nie wyglądało na to, że zielonooka będzie miała się zwierzać komuś biadoląc, że mały rudy szczyl, za jakiego najprawdopodobniej Lwią Łapę uważała znowu pyszczy. Zresztą już po nieudolnych wyzwiskach brata mogła coś zrobić, a olała sprawę. Lepiej dla nich.
Lew udając skruszenie nim odeszła zbliżyła się do kotki i cicho rzuciła przepraszam, obiecując że się przyłoży. Mentorka jedynie skinęła głową na dźwięk jej obietnic.
W drodze powrotnej przechodziła niedaleko brzegu, wśród zarośli okalających kawałek plaży. Łap moczyć zamiaru nie miała, w końcu zaraz do mokrego futra poprzyklejał by się piasek i inne drobne przedmioty, a tego przecież musiała unikać jak ognia. Miała już odejść w kierunku zamierzonego celu, gdy do jej uszu doszły odgłosy głośnego pluskania. Tak też zaciekawiona co lub kto wydaje zbliżyła się w ich kierunku zachowując bezpieczną odległość, gdyby tym czymś okazało się zagrożenie.
Już chyba wolałaby zobaczyć jakieś zwierzę cieszące się kąpielą, a nie to co dostrzegły jej złote ślipka. Jej brat Piasek siedział na brzegu taplając się w wodzie. Pośpiesznie obmywał z futra brud, którym był cały poobklejany. Z ust jego mentora co chwilę padały złośliwe uwagi. A potem, jak gdyby nic w pewnym momencie dla zabawy kocur wsadził głowę Piaskowej Łapy pod wodę, przez jakiś czas uniemożliwiając zaczerpnięcie bratu powietrza. Niemy krzyk opuścił gardło kotki, gdy ta przyglądała się temu beztialstwu. Piasek ją okłamał, mówiąc, że kocur przestał mu dokuczać. Na jego futrze od kilku dni nie było widać śladów brudów. A teraz zrozumiała dlaczego.
Mimo chęci uratowania brata, obserwowała przebieg sytuacji z zapartym tchem. Tropiący Szlak jak gdyby nic ze znudzeniem na pysku w końcu wypuścił spod łapy Piaska, który od razu wziął haust powietrza, a następnie zaczął kaszleć wodą. Piasek się bał. Widać było jak nie rusza się z miejsca, gdy kocur coś do niego mówi. Uderzył ogonem w taflę wody, po czym oddalił się od niego. A Piasek jak kaczuszka poderwał się za nim jak za kaczą matką.
— No przebieraj szybciej tymi swoimi małymi łapami Piaskowa Gwiazdo! — W jego głosie było słychać nic więcej jak kpinę, gdy wymawiał imię, imię praprababki i imię, które miał nosić kiedyś Piasek
Z białego pyska Lewek wyrwał się warkot. Widziała wystarczająco dużo, by domyślać się, że tak właśnie większość treningów jej brata wygląda, jeśli nie wszystkie. Czmychnęła pomiędzy zarośla i kamienie kierując się z powrotem do obozu. Mimo, że była po treningu to biegła. Biegła by poinformować matkę jak wygląda sytuacja. Nie mogła zwlekać, od tego zależało w końcu życie jej brata! Nim weszła do legowiska, zadbała o swój wygląd i poszarpaną przez wiatr sierść. Nie prezentowała się najgorzej, jednak nie było na to czasu, by wylizała swą sierść do końca. Zajmie się tym później.
— Mamo, musimy porozmawiać. — Złote ślipia matki błyszczące w półmroku taksowały córkę. Opanowanie na pysku matki z każdą chwilą znikało, gdy Lew opowiadała o tym czego była świadkem. Wiedziała, że matka nie zadziała pochopnie w tej sprawie, nigdy tak nie działała w końcu. Jedno było pewne, na pewno nie pozwoli, by jedno z jej kociąt doświadczało upokorzenia ze strony plebsu.
— Wróciłem! — radosny głos Piaska rozbrzmiał niedługo po tym w legowisku, jednak na krótko. Mina kocurka zrzedła, gdy dostrzegł wyraz pyska matki i siostry. Przeczuwając, że coś jest nie tak od razu wlepił w Lew swoje spojrzenie i mimowolnie położył uszy po sobie, powoli zbliżył się ku nim.
[ 1164 słów, biegi długodystansowe, interwały biegowe]
[Przyznano 23+5+5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz