— Kawcze Serce! — Wzdrygnęła się, gdy Makrelowa Łapa krzyknął jej do ucha. Żałowała, że ma tak wrażliwe uszy i krzyki brata miała przyjemność jeszcze głośniej słyszeć niż reszta kotów.
— Tak, bracie? — spytała patrząc na niego karcąco, że też chciało mu się w tym wieku zachowywać jak kociak. No, ale cóż. To był w końcu Makrelek.
Była zła na swoje rodzeństwo, które pomimo posiadania zaraz dwudziestu czterech księżyców na karku, wciąż było jeszcze uczniami. I nie wiedziała czy to się w najbliższym czasie zmieni. Szczerze chciała zwracać się do nich imionami wojowników. Głupio było używać imienia uczniowskiego do kota z którym się było w tym samym wieku, znało się go od narodzin.
— Poznałam twój sekret. Twój słodki sekret!
Sierść Kawki delikatnie uniosła się, gdy brat wykrzyknął jej do uszu kolejne zdanie. Nie mógł poznać jej sekretu. Była wtedy tam przecież sama, ona i dziwna kotka, którą posłała na dno rzeki. W końcu postąpiła dobrze, zrobiła to nie chcąc dać się zwieść złudnym słową pieszczoszki, nie chcąc znowu rozlewu krwi bliskich jej kotów. Jak to miało miejsce przy przyjęciu przez samotników Brzozowego Zaganijkam. Dlaczego więc od wielu księżyców źle spała, dręczona przez koszmary?
— Mój sekret? Ja nie mam sekretów... — miauknęła posyłając bratu uśmiech, tak jakby rozmawiała z małym kocięciem, który wymknął się z żłobka
— Masz! I jest on okropny, naprawdę! Sama myśl, że moja siostra dopuściła się czegoś takiego... Zamarła. Wstrzymywała oddech, a jej brat widząc jej minę wpatrywał się z nią z żalem w oczach.
— Makrelku, ja to mogę wyjaśnić... — odezwała się, wzrok brata sprawiało, że czuła się jeszcze bardziej winna za śmierć kota. Zaczęła zdawać sobie sprawę, że w tamtym momencie popełniła ogromny błąd. A Makrelowa Łapa jakimś cudem się o tym dowiedział. Czyżby krzyczała przez sen w nocy, gdy jeszcze razem spali w legowisku uczniów? I to wtedy czujne uszy brata wyłapały wszystkie informacje? Tylko dlaczego czekał tyle księżyców, by oznajmić jej, że zna jej sekret, którym z nikim się nie śmiała podzielić. Skoro tak Makrelek zareagował, to jak inni by zareagowali słysząc, że zabiła samotnego słabego kota?
— Nic nie musisz wyjaśniać. Wystarczająco widziałem! Ty i Borsuczy Język...
— Co proszę? — zamrugała wpatrując się w brata, mając nadzieję, że się przesłyszała
Strach opuścił serce Kawczego Serca, gdy dotarło do niej, że jej bratu chodziło o coś całkowicie innego. Coś co źle zinterpretował. I to bardzo!
— Widziałem was wczoraj, podczas polowania. Nie spowiedziewałem się, że moja siostra będzie tak samo dziwna, jak reszta kotek... To Sroczy Lot cię popsuła! Tata miał rację co do niej i całej reszty.
Kawka miała ochotę złapać się za głowę, jednak była zbyt mocno zszokowana tym jak spotkanie jej i wojowniczki zostało odebrane.
— Makrelku, czy ty siebie słyszysz? Źle to zrozumiałeś... — westchnęła bezradnie
Na dobrą sprawę z boku ktoś taki jak Makrelek mógł źle zinterpretować scenę, której był świadkiem. To co najpewniej uważał za flirt pomiędzy kotkami, było czymś całkiem innym. Zwłaszcza, gdy nie widziało się sceny od początku.
Srogo się pożarła z Borsuczym Językiem, a kotka jakby napawając się złością czarnej w pewnym momencie przylgnęła do jej boku i otuliła ogonem. Trwało to jednak chwilę, bo wojowniczka nie chcąc grać w jej gierki momentalnie od niej odskoczyła jak oparzona. Bicolor znów zakpiła z rodziców Kawczego Serca, co podirytowało ją mocno. Nie miała prawa źle się o nich wyrażać!
— Wiem co widziałem! W taki sam sposób ta cała Pszczela Duma przyzssywa się do Makowego Pola. Fuj. Bleh! Kotki powinny przebywać w towarzystwie kocurów, a nie tylko w swoim własnym! Bo potem im się coś z głową dzieje i sobie zaczynają okazywać uczucia! I ty stajesz się taka jak one!
Jej głupi brat jak sądziła, sprawił że w głowie kotki zapaliła się lampka. To jak szylkretka chodziła za srebrną, krok w krok jak pies, nie wyglądał na zwykłą przyjaźń. Teraz to pojęła. A uświadomił ją nie kto inny, jak jej brat, który od tego jak zawiał wiatr i od jego humoru, sam chodził tak za Ryjówkowym Urokiem.
— Makrelku, dziękuję ci! — wykrzyknęła, na co jej brat przechylił łeb nie rozumiejąc za co siostra mu dziękuję — A co do Borsuczego Języka... Może i jest ładna, ale osobowość ma paskudną. No i ma partnerkę, z którą zostały rozdzielone. Zresztą nie interesują mnie kotki, więc nie masz się o co martwić. Słowo. — odparła mając nadzieję, że jej brat uwierzy jej , po czym zaczęła się zastanawiać czy właściwie kocury też jej nie interesują. W końcu ciotki ani razu nie wyrażały się pochlebnie o płci brzydkiej. Obrzydziły jej więc kocury, a jedyne jakie tolerowała to był jej rodzony brat i drugi kocur, którego z biegiem księżyców zaczęła bardziej traktować jak brata.
Chwilę jeszcze z nim porozmawiała, mając nadzieję, że jej uwierzy i nie będzie dręczył głupimi wymysłami, które nie miały prawa bytu. I chyba tak się stałoTak też zapewne miała spokój na kilka księżyców z jego strony. I bardzo dobrze. Na pewno nie będzie prędko tęsknić za jego krzykliwym głosem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz