Strzepnęła uchem, słuchając jak, kilka kotów zastanawiało się, czy “Puszek” wróci kiedyś do normalności. Cała otoczka tematu, jakim był jej zdziczały brat, doprowadzała ją do szewskiej pasji; wściekłość kipiała z kotki, gdy tylko ktoś ponownie zaczynał nad nim ojojać. W myślach kłapała ostrymi zębami, acz w rzeczywistości milczała, trzęsąc się z furii.
Nie tylko Puszek ucierpiał.
Nie tylko nad nim znęcano.
Nie tylko on był w niewoli.
Wiśniowa Iskrą sprawiała wrażenie, jakby nic nigdy się nie stało, jej życie wróciło do normalności, o co Diament była zazdrosna. I to bardzo. Ona sama chciała iść dalej, lecz średnio jej to wychodziło, co rusz wracała myślami do matki i brata.
Zabawne, że musiano ją porwać w wojnie, by zrozumiała, że dla Tygrys liczył się zawsze tylko ten cholerny Jeleń… że zawsze była tym drugim, gorszym dzieckiem, które sprawiało jedynie problemy i nie sposób było je wychować.
Łapała się czasem na myśli, czy matka ją jakkolwiek kochała. Nigdy jednak nie skonfrontowała swoich poglądów z rudą liderką, trzymała jednak gorycz głęboko, nie pozwalając jej odejść.
Podniosła zad, rozciągając zastałe mięśnie. Coś strzyknęło, coś zabolało, coś chrupnęło. Jeśli tak miałą wyglądać starość, to zdecydowanie wolała jej uniknąć. Niechętnie i ze znużeniem ruszyła w kierunku wyjścia z obozu, chcąc zaczerpnąć trochę świeżego powietrza.
Czując wzrok kilku kotów na sobie, prychnęła z irytacją. Nienawidziła tego, że patrzono jej na łapy przy każdym ruchu, bo była ruda; miała świadomość, że starczy tylko jeden zły ruch i zaraz trafi na listę “Piaskowej Gwiazdy i reszty”, dostając łatkę tyranki.
Bo jakby już nie miała etykiety zdrajcy i psychola…
Tylko dlatego, że posiadała na swoim ciele kremowe plamy. Nie zamierzała się kajać i chodzić ze spuszczonym łbem tylko po to, by udobruchać idiotów, którzy wypominali na każdym kroku, co rudzi zrobili klanowi burzy.
Nie oznaczała to, że znęcała się nad kotami z innym kolorem futra; po prostu nie miała zamiaru przepraszać za swoje istnienie, czego niektórzy chyba od niej wymagali.
Morska toń obmyła jej łapy, a przyjemny wiatr rozwiał i tak zmierzwione futro. Nareszcie mogła odetchnąć, zapomnieć trochę o problemach i po prostu rozluźnić wiecznie spięte mięśnie. Lubiła przychodzić do zatoki, brodzić między szuwarami w gorące dni.
Czasem uciekała myślami do planu odejścia z Klanu Burzy, opuszczenie rodzinnych stron, by zamieszkać gdzie indziej, brzmiało ekscytująco. Może tam poznałaby kogoś, kto nareszcie by ją docenił, dla kogo nie byłaby drugim wyborem, tym gorszym cieniem.
Nigdy nie mówiła tego otwarcie, lecz zaczynała doskwierać jej samotność, chętnie zamoczyłaby pysk w czyimś futerku, słuchając kojącego mruczenia. Dorosłość rozbudziła w niej też jakąś chęć gdybania, co by było, gdyby ojciec żył i dołączył do klanu, gdyby postanowiła zostać w klanie wilka… Może i było to w pewnym sensie bezcelowe, bo jednak koniec końców do żadnych wniosków.
Rzuciła zaciekawione spojrzenie w stronę klanu nocy, wychodząc z wody.
Nie, chyba nie dzisiaj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz