***przed mianowaniem***
Świat Iskierki zmienił się nie do poznania odkąd w żłobku pojawiły się kociaki Różanej Przełęczy. Do tej pory razem z rodzeństwem cieszyła się spokojem i swego rodzaju władzą; legowisko należało tylko i wyłącznie do nich, a co najważniejsze, nie było zabrudzone nierudym futrem. Teraz zostali zmuszeni do ścisłego trzymania się jednej strony, by przypadkiem nie dotknąć tych liliowo-niebieskich pokrak, których było aż pięć! Gdyby tego było mało, ich ojciec przesiadywał z nimi niemal na okrągło, zabierając tak cenne miejsce i powodując dziwne kłucie w serduszku Iskierki.
Czemu Leśny Pożar nie spędzał z nimi tyle czasu? Przecież byli lepsi od tych mysich bobków i to pod każdym względem! Cętkowana naprawdę nie rozumiała, dlaczego tata tak rzadko ich odwiedzał - szczerze mówiąc, częściej widziała własnego dziadka, który nieco przejął rolę męskiego autorytetu kotki.
Zniesmaczona spojrzała w stronę zastępczyni i jej partnera. To pewnie przez nich mama się zmieniła; miała wrażenie, że od momentu pojawienia się innych kotów w żłobku kocica stała się chłodniejsza i bardziej zdystansowana. Uważała na swoje słowa i gesty, lecz czar znikał, gdy znowu pozostawali sami - wymierzane przez nią kary w odczuciu Iskierki były surowsze i miały pełnić rolę jeszcze większej przestrogi.
— Mam ich naprawdę dość — mruknęła do Lew, z którą bawiła się ich kolekcją piórek.
— Nie tylko ty, siostrzyczko — odparła jej ruda, delikatnie podrzucając piękną zabawkę do góry. Wspólnie obserwowały, jak pióro wiruje w powietrzu, lecz zamiast wylądować na mchu, poszybowało w stronę zakazanego dla nich obszaru.
Siostry wymieniły ze sobą niepewne spojrzenia, nie wiedząc, czy powinny je odzyskać. Mimo początkowego wahania, Iskierka wysunęła pazury z irytacją.
— To było nasze najładniejsze piórko. Nie możemy go tak zostawić — mruknęła, wstając na równe łapy.
Pewnym siebie krokiem ruszyła przed siebie, pamiętając o wszystkich naukach Zięby - wysoko uniosła ogon, zadarła nosek i z dobrze wypracowaną gracją przemierzała dzielący ją dystans. Nieco zachwiała się, gdy obok białego pióra dostrzegła zainteresowaną nim liliową vankę, lecz starała nie dać się po sobie tego poznać.
— Zostaw to — warknęła, chwilowo zapominając o zasadach dobrego wychowania matki. — To znaczy, proszę, żebyś oddała mi moją własność.
Iskierka miała ochotę na dorzucenie paru mniej miłych słów, lecz pospiesznie ugryzła się w język. Choć nie cierpiała tych smrodów całym swym kocięcym sercem, bo według niej zrujnowały jej dotychczasowe życie, nie mogła porzucić aktu damy.
— Nie słyszysz, że do ciebie mówię? Odezwij się! — dodała po kilku uderzeniach serca spędzonych w całkowitej ciszy.
<Stokrotko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz