*Dawno*
Nikt zachowywał się zupełnie inaczej. Plątał mu się język, deklarował, że tęskni za Miodunką, której jeszcze niedawno otwarcie nienawidził. Agrest próbował dotrzeć do niego, z bólem przypomniał mu nawet, jaką krzywdę ona mu wyrządziła, ale arlekin pozostawał jakby głuchy na to wszystko. Naraz idealizował ją i bał się zostawać sam. Co się stało do jasnej ciasnej?!
Mimo wszystko starał się dotrzeć do wojownika, jednak zaraz potem przyszła wspomniana tak często kotka i cały jego wysiłek poszedł na marne. Czarny schował się za szylkretką, wtulając się w jej futro, na co zastępca uniosł wysoko brwi.
— Co mu się stało? — Zesztywniał ze zmartwienia. — Zachorował czy co?
— Tego się obawiam — wymiauczała piszczącym głosem. — Mówił dzisiaj, że źle się czuje. Pójdziemy do medyka zaraz, jeśli mu nie przejdzie.
— Wpadałoby… — wymamrotał, moment później gwałtownie marszcząc brwi. — Czy on nie może pójść tam sam?
— Nie panikuj. — Przewróciła oczami. — Nic mu nie robię, po prostu wolę się upewnić, że nic mu się nie stanie po drodze — zadeklarowała, przerzucając wzrok na arlekina. — Zresztą, Nikt sam chce ze mną pójść, prawda?
— T-tak, ty-tylko z tobą chcę i-iść!
Czekoladowy zmieszany obserwował tą nagłą zmianę zachowania u przyjaciela. Znowu przylepił się do Miodunki i nie wyglądał jakby nawet w najmniejszym stopniu chciał, żeby Agrest kontynuował z nim rozmowę. Bicolor odszedł więc, bezwiednie ciągnąc za sobą ogon. Nie spodziewał się, że Nikt będzie tak na niego spoglądał. Zupełnie jakby stał się jakimś obcym dla kocura.
Ostatni raz obejrzał się na dwójkę, zwieszając uszy. Nie wiedział już, co powinien począć w tej sprawie.
***
Wchodząc do legowiska medyka minął się z Brzoskwinką, mającą pajęczynę owiniętą wokół łapy. Zapewne coś sobie wbiła w poduszkę. Sam Agrest oczywiście przyszedł do dziupli leczniczej, aby odwiedzić Jaskółkę. Przycupnął cicho obok posłania szamanki, podczas gdy Witka zajmowała się leczeniem Ważki oraz jej syna.
— Jak tam się trzymasz? — wyszeptał, spoglądając na oczodół kotki z gęsią skórką.
— Nie jest tak źle, kiedy przypominam sobie, że ten ból jest tylko tymczasową reakcją ciała, na uszkodzenie. Ma mi uświadomić, żebym bardziej uważała na siebie — zaśmiała się słabo. — Bardziej od rany czy straty oka boli mnie to, jak sprawy się potoczyły. Naprawdę mi przykro, że nie potrafili się na nas otworzyć i dopuścili aby ich cień przejął nad nimi kontrolę — westchnęła. — Żal mi ich, teraz będą musieli się nauczyć żyć na własną łapę. Co wcale nie jest tak proste, jak może się wydwać.
— Przepraszam. — Pokręcił łbem, mając wrażenie, że cały się zaraz rozpadnie z tej skruchy.
— Och nie masz za co, nie miałeś wpływu.
— Właśnie, że miałem! — zawył żałośnie. — Nie możesz mi udowodnić, że nie. Jestem tutaj osobą odpowiedzialną za podejmowanie decyzji.
— Miałam na myśli, iż nie miałeś wpływu na to, jak się zachowali w tej sytuacji. Nie możesz kontrolować wszystkich, nawet jako przywódca. Ta rola po prostu daje ci większy udział w społeczności, nie zamienia cię w nadkota.
Czekoladowy się skrzywił. Zdawał sobie sprawę, że kotka miała rację, jednak nadal było mu trudno zaakceptować jej słowa. Chciał po prostu być lepszym liderem niż Błysk, Brzoskwinka… czy Komar. Wreszcie dobrze zadbać o ich wspólnotę.
— Hej, uszy do góry. — Czarna lekko szturchnęła go w ramię. — Może ich Ścieżka zazwyczajnie wykracza poza Owocowy Las. A my też już mamy dużo za sobą, jakoś sobie poradzimy.
Bicolor posłał jej wdzięczne spojrzenie. Wciąż dzwiło go, że Jaskółka, nawet już z tylko jednym okiem, miała w sobie więcej optymizmu niż on.
*Przed porodem Kruchej*
Przechadzał się spięty po obozie, bacznie obserwując czy wszyscy wojownicy przestrzegają nowych zasad. Bardzo nie chciał, żeby ktokolwiek jeszcze ucierpiał przez jego decyzję. Ostatnio na domiar złego także Gwiazdnica opuściła ich szeregi. Zaczęła żegnać się z każdym dzień przed i nikt nie miał pojęcia, o czym ona gada. Następnie opuściła obóz wraz ze Ślimakiem i już nie wróciła. Sam point nawet nie wiedział co się stało, bo gdzieś postanowił się zatrzymać i potem oczywiście ją zgubił. Trop prowadził w kierunku Klanu Wilka, co tylko przysparzało mu zmartwień. Albo liliowa była już w tym momencie martwa, albo… jakimś cudem wpadła na pomysł dołączenia do tego tyrańskiego klanu. Nie mógł się zdecydować, która z tych opcji była gorsza.
Jego uwagę przykuł Nikt, który spoczął przy kasztanowcu z widocznie zamyślonym wyrazem pyska. Może Agrest powinien do niego zagadać? Trochę było mu głupio zaczynać rozmowę, po tym jak się od siebie oddalili i ich ostatnia dłuższa konwersacja była… jaka była. Nadal dziwnie się z nią czuł. Jednak lider miał teraz chwilę wolnego, więc czemu by nie spróbować? Najwyżej znowu w miarę szybko się ewakuuje… A jeżeli wszystko pójdzie w porządku to może nawet uda im się trochę odbudować relacje, którą niegdyś mieli…?
— Hej. — Uśmiechnął się do wojownika niezręcznie. — Przepraszam, że jakoś ostatnio zaczęliśmy spędzać znacznie mniej czasu wspólnie. — Zaszurał łapą w ziemi. — Jak ci się powodzi tak w ogóle? Szkolenie Brzoskwinki przebiega w miarę pomyślnie, mimo tych wszystkich okoliczności? Chciałem ci dać kogoś miłego na ucznia.
<Nikt?>
Wyleczeni: Brzoskwinka, Ważka, Kamyczek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz