Leśny Pożar nie brał udziału w życiu swojego potomstwa. Był, ale tak właściwie go nie było. Czasami Lwiej Łapie udało się wpaść na rudego kocura, a przez większość czasu był nieuchwytny. Nie widziała, gdzie ten znika. Nie rozmawiała z matką na ten temat. Z dziadkiem, ani bratem też nie. Jedynie z Iskierką zdarzyło się poruszyć ten temat braku obecności ojca. Wyrzuty w stronę ojca wylewały się z ust kotki. A wszystko to przez zazdrość, że ich rodzina nie była razem, jak ta którą miała to nieszczęście doglądać przez kilka księżyców w żłobku. Na szczęście mieli dziadka, który przejął poniekąd rolę swojego syna, by wychowywać młode pokolenie na porządne koty.
Ktoś również dostrzegł to co młoda kotka. A tym kimś była jej mentorka, jak i mentorka jej siostry. Podczas jednego z treningów, gdy Lew ćwiczyła z Iskierką, udało jej się podsłuchać co nieco o jakimś Puszku czy też Jelenim Puchu — kocurze, który ponoć postradał rozum i znajdował się w dole, tak by nie wyrządzić klanowiczą żadnej krzywdy. Kurza Pogoń stęknęła, że to teraz jej przypada zaniesienie mu jedzenia.
— Skoro ten cały Leśny Pożar przy nim przez większość czasu siedzi i nie ma nic innego do roboty, nawet własne bękarty go nie interesują, to powinien on się tym zajmować. Niech sobie go niańczy i dba, by rudy nie padł z głodu... Rozumiem, że to syn Tygrysiej Gwiazdy i niby wraca do normalności, ale ma krew na łapach, krew naszych przyjaciół i rodziny. Ciężko coś takiego wybaczyć, nawet jeśli on sam był ofiarą wojny. My też byliśmy.
Wywinięte uszy kotki rejestrowały każde słowo. Rudy kocur. Syn Tygrysiej Gwiazdy. Kocur będący synem samej liderki, siedział odizolowany od reszty. Siedział w jakimś dole, i tylko ojciec spędzał z nim więcej czasu niż reszta kotów. W tym klanie to naprawdę powariowali!
Poczuła się winna, że ostatnio wyraziła się źle na temat ojca do siostry. W końcu wychodziło na to, że ten brak obecności rudego w ich życiu nie był od tak wymysłem kocura. Stało za tym coś większego. A dokładniej ktoś. Lew zamierzała zobaczyć na własne oczy tę bestie, czy też przyjaciela ojca, z którym Leśny Pożar spędzał więcej czasu niż ze swoimi dziećmi. Czas było poznać tego całego wujka nad którym jedni biadolili cóż za okropieństwa go spotkały, a inni nie potrafili wybaczyć tego co uczynił.
Kilka dni później dzięki śledzeniu Kurzej Pogoni, udało jej się odnaleźć miejsce pobytu Jeleniego Puchu. Wpatrywała się w zwinietą rudą postać przy ścianie dołu w którym siedział. Spał. Nie wyglądało na to, by chociaż na chwilę ją opuszczał. Cóż za bestialstwo! Był więziony, nawet jeśli znajdował się w domu.
W pewnym momencie dostrzegła jak nozdrza kocura lekko się poruszają, węszył chwilę, po czym otworzył jedno oko. Błękitne ślipie wpatrywało się w nią. Wzdrygnęła się cofając od dziury. Przywykła do upiornego wyglądu ojca, jednak nie sądziła, że przyjdzie jej poznać kolejnego kota, który został oszpecony. Brak oka, brak futra, jak i rany które zdobiły mu całe ciało.
"Kto śmiał ci to zrobić?!" — tak właśnie miała wykrzyknąć. Bolało ją serce, że ktoś tak skrzywdził jednego z nich. Jej oczy zaszkliły się. Przed krzywdą, która go niestety spotkała musiał wyglądać przepięknie. Jego rudawe futro na pewno lśniło, a nie było tak rzadkie, że Lewek dostrzegała łyse placki odsłaniające różową skórę.
— Oh, Jelonku! — zwróciła się do kocura, który na dźwięk swojego imienia uniósł wyżej pysk i z zaciekawieniem przypatrywał się młodej kotce, jakby czegoś oczekiwał od niej — Biedny Jelonku. Jak śmią przetrzymywać ciebie w takich warunkach, nie godnych kogoś takiego jak ty — zachlipiała nad jego losem i stanem fizycznym, ten dół powinien przeznaczony być dla kogoś takiego jak Tropiący Szlak bądź Szept, a nie kocura o rudym futrze
<Jelonku?>
[600 słów]
[Przyznano 12%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz