Patrzył na medyka szeroko otwartymi ślepiami, zaskoczony jego reakcją. Spodziewał się umoralniających kazań, wrzasków, albo chociaż jakiegoś wrednego komentarza, a medyk po prostu go przeprosił. Skinął głową. Obaj mieli powód, żeby jak najszybciej zapomnieć o wcześniejszym zachowaniu. Liliowy zyskał w jego oczach, co jednak nie oznaczało, że miał zamiar zostać jego przyjacielem. Ani zapomnieć m tego, co zrobił.
- Kiedy idziesz odebrać życia?
Ton głosu Potrójnego Kroku przypominał ten, którym pyta się o pogodę. Wróblowe Serce zadrżał. Nie! Nie mógł tego zrobić, nie był gotowy!
- Jeszcze nie wiem - odpowiedział zbyt szybko. - Chciałbym najpierw wyznaczyć zastępcę, porozmawiać z Iglastą… Gwiazdą - zawahał się na moment, wypowiadając imię lidera. - Ale obiecuję, że jak tylko załatwię swoje sprawy, to do ciebie przyjdę. - Spróbował się uśmiechnąć. - A teraz, jeśli pozwolisz…
Potrójny Krok przyjrzał mu się uważnie, ale nie skomentował. Pożegnali się i rozeszli do własnych spraw.
Bury czuł, jak trzęsą mu się łapy.
- Powinieneś wybrać zastępcę.
Jak zawsze nie usłyszał, kiedy stanęła obok niego. Spojrzał w brązowe, pozbawione ciepła ślepia i westchnął.
- Wiem, ale to wszystko jest takie… - Zamachał ogonem na boki, nie mogąc znaleźć właściwych słów. - Dziwne. Niewłaściwe. Dzieje się zbyt szybko.
Miał wrażenie, że jej spojrzenie trochę złagodniało.
- Wyznacz zastępcę. Powinieneś zrobić to przed szczytowaniem księżyca. Reszta może poczekać.
Jak zawsze miała rację. Spojrzał jej w oczy. Słowa, które wykrzyczał jej w pysk tak niedawno, wróciły do niego ze zdwojoną siłą. Chciał jej wierzyć. Musiał jej wierzyć. Szukał w brązowych tęczówkach czegoś, co da mu pewność. Że jest po jego stronie. Albo…
Raz zasiane ziarno zakiełkowało w jego sercu, ukazując pierwsze listki niepewności.
Odwrócił wzrok.
- To idę.
Łapy odmawiały mu posłuszeństwa, gdy wskakiwał na kamień. Stanął, obejmując wzrokiem cały obóz. Tak znajomy, a równocześnie w dziwny sposób obcy. Nabrał więcej powietrza, żeby z powrotem je wypuścić, z cichym jękiem.
Bał się, że go nie usłyszą. Zignorują jego głos, wracając do swoich zajęć.
Modrzewiowa Kora zatrzymał się w pół kroku, widząc znajomą sylwetkę stojącą na kamieniu. To dodało mu tej odrobiny odwagi, której potrzebował. Przymknął ślepia i odetchnął głęboko, próbując uspokoić szybko bijące serce.
- Klanie Wilka!
Jego głos nie brzmiał tak pewnie, jak by sobie tego życzył, ale i tak przebił się ponad codzienny gwar obozu. Kolejne koty przystawały pod kamieniem, ciekawe, co miał im do powiedzenia. Zachodzące słońce tańczyło w jego burym futrze, odbijając się od ostatnich śladów Pory Nagich Drzew.
- Jako wasz nowy lider, tak jak nakazuje tradycja, zebrałem was żeby wyznaczyć nowego zastępcę - zamilkł, biorąc kolejny wdech. Wśród wojowników panowała pełna ekscytacji cisza. Mimowolnie spojrzał w pełne nadziei oczy swojego przyjaciela i poczuł, że coś ściska go za serce. - Będzie nim Borsuczy Krok - miauknął. Odwrócił się i zeskoczył z kamienia, odchodząc jak najdalej od tłumu wojowników, od wpatrzonych w niego oczu, od rozczarowania i wątpliwości. Zniknął wśród drzew, próbując uciec od siebie samego, ale jego cień ciągle szedł za nim.
Medyk zostawił go w tyle, prawie pozwalając mu się zgubić. Nie wiedział, że Grota jest aż tak duża. Szedł, drgając na każdy głośniejszy dźwięk. Gdzieś w oddali ciekła woda. Szare ściany ciągnęły się w górę, w górę, w górę, jak dwóch milczących strażników.
Światło. Wszedł do groty w akompaniamencie bicia swojego serca. Światło, podwieszone gdzieś wysoko pod sklepieniem, falowało łagodnie w wodach zatoczki. Umieszczona na jej środku skała lśniła zimno jak księżyc. “Srebrny wilk” pojawiło się niewiadomo skąd w jego umyśle. Krok za krokiem ruszył w stronę głazu, a jego oddech odbijał się echem od wysokiego sklepienia. Dotarł do skraju jeziora, które falowało delikatnie, poruszane niewidzialnym wiatrem. Ostrożnie dotknął przejrzystej tafli. Ku jego zaskoczeniu, woda była ciepła. Zrobił kolejny krok, zanurzając się w kryształowych falach, nawet ich nie czując. Przed nim piętrzyła się skała. Podszedł do niej, podziwiając jej majestat. Lśniła wewnętrznym blaskiem, jak sam księżyc. Z pokorą podszedł bliżej.
“Teraz albo nigdy”.
Zamknął ślepia i przytknął nos do zimnego kamienia. Kiedy je otworzył, obok niego stał już Wilcze Serce.
- Tata - miauknął, uśmiechając się szeroko. - I mama.
Rodzice uśmiechnęli się do niego ciepło.
- Daję ci siłę. Będziesz najsilniejszym ze wszystkich wojowników - miauknął czarny, podchodząc do niego bliżej. Poczuł jego łeb na swoim czole.
- Tylko nie zapomnij! - dodała Cętkowany Liść, przytulając go.
Spojrzał na nią zaskoczony, ale nie powiedziała nic więcej. Uśmiechała się tylko, ale jej atramentowe ślepia patrzyły na niego zimno. Przeszedł go dreszcz.
- Nie zapomnij - rozległo się tuż przy jego uchu. Odwrócił się gwałtownie. Pomarańczowe oczy Szczurzej Łapy były tak samo przerażone jak wtedy. Wtedy…
- Coś się stało? - w głosie jego siostry brzmiało zmartwienie. Przytuliła się mocniej do Wiśniowej Pestki, ogonem przysuwając do siebie białe, nie ruszające się kocię.
Jego serce biło jak szalone. Próbował zrobić krok w tył, ale coś go zatrzymało.
- Nie zapomnij. - Drzemlikowy Dzwonek spojrzała na niego smutno, zastępując mu drogę.
- Nie zapomni - dobrze znany mu głos miauknął tuż za nim. - Nie zapomni.
Roześmiała się. Zerwał się do biegu. Biegł, ale jego łapy grzęzły w podłożu, a on stał w miejscu. Ich wzrok wiercił mu dziurę w karku, byli tuż obok, czuł ich na zjeżonej sierści ogona, czuł ich oddech na karku, biegł…
Ocknął się. Potrójny Krok przyjrzał mu się badawczo, ale tylko pokręcił głową. Spojrzał na znajdujący się na środku groty kamień. Świecił niemal niedostrzegalnym blaskiem. Przeszedł go dreszcz, ale odrzucił wszystkie dręczące go myśli. Wziął głęboki wdech i polizał kamień.
Nic się nie stało.
“Nie, nie nie!”
Spanikowany polizał kamień po raz drugi. Nic.
- Zostaw - głos medyka był zimny jak lód. - To nic nie da. Nie jesteś godny.
- T-to niemożliwe! - miauknął, choć w głębi serca czuł, że liliowy ma rację. - P-Potrójny Kroku, zrób coś!
Pysk medyka wykrzywiła wściekłość.
- Już jest za późno! Od początku mówiłem, że to błąd! Nie przeszedłeś próby, przodkowie cię nie chcieli a teraz… zginiemy.
Kiedy tylko skończył mówić, ziemia zadrżała. Ze wszystkich stron zaczęły sypać się głazy. Jeden z nich przygniótł medyka. Zginął natychmiast.
- Potrójny Kroku! - wrzasnął, rzucając się w jego stronę. Kamienie leciały ze wszystkich stron, biegł na oślep. Przyspieszył, ale posuwał się jak w gęstym błocie. Wolno. Za wolno. Walczył ze wszystkich sił, próbując się wydostać, kiedy jeden z głazów…
Obudził się, szeroko otwierając ślepia. Jego serce biło szaleńczo jak po długim biegu. Nie rozpoznawał tego miejsca. Rozejrzał się gwałtownie. Odetchnął dopiero po chwili, uświadamiając sobie, że jest w legowisku lidera. Jego nowym legowisku.
Jego żołądek ścisnął się boleśnie.
Chciał umrzeć.
<Trójko? Możesz napisać o ciąży Borsuk jeśli masz ochotę>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz