Powrót do dawnego imienia był... dziwny. Tak bardzo przyzwyczaił się do członu gwiazda, że przez kilka dni mówił jeszcze imieniem lidera, jednak całkiem sprawnie przeszło mu przestawienie na Iglasty Krzew. Właściwie to... cieszył się, jak cholera, że już nie przewodzi klanowi. Miał dosyć tego całego gówna, które ostatnimi czasy się odwalało. Teraz nareszcie mógł wyciągnąć łapy i odetchnąć z ulgą.
— Ładny mamy dziś dzień, prawda? — miauknął łagodnie, spoglądając na Świetlikowe Skrzydło, która na wpół przytomna przymykała zaspane ślepia. Niebieska kotka ziewnęła, przeciągając się — Tak spokojnie, cicho — zamruczał z radości, moszcząc się wygodnie na swoim posłaniu.— Zależy dla kogo — odparła była medyczka, wywracając ślepiami — Zobaczysz, zaraz znowu przylezą te cholerne bachory — dodała niezadowolona, poruszając końcówką ogona niespokojnie.
Zaraz rozległo się radosne miauczenie oraz dreptanie. Kocur poruszył uchem, odwracając się zaraz w kierunku hałasu. Mała grupka kociaków dreptała w ich kierunku. Niezadowolony Jeżynek ciągnął tyłek po ziemi, Wilczek podskakiwał podekscytowany zaś Deszczyk nieśmiało szedł w kierunku legowiska starszych.
Igła skrzywił się mimowolnie. Nie bardzo miał ochotę mieć do czynienia z wnukami Łabędziej Szyi. Westchnął ciężko, rzucając błagalne spojrzenie byłej uczennicy, która uśmiechnęła się jedynie pod nosem wrednie.
— No co tam, dzieciaki? — zwrócił się do kociąt, chowając głęboko w sobie niechęć. Deszczyk nastawił uszu, robiąc krok w przód, jego wąsiki zadrżały, zaś rudawe futerko nastroszyło się z lekka. Lider przyglądał mu się niezbyt zadowolony, gówniak za bardzo przypominał tego zasranego zdrajcę.
— Mama mówiła, że znał pan mojego tatę, opowie mi pan o nim? — poprosił cichutko, robiąc maślane oczyska. Dobra, to było przegięcie. Iglasty Krzew strzepnął ogonem, aż sama Świetlik popatrzyła na niego zaskoczona.
— Nie. Idź poprosić kogoś innego.
— Czy wszystkie dziady na starość są takie wredne? — wypalił Jeżynek, strosząc futro. Liliowy już rozumiał zirytowanie swojej współtowarzyski.
— A-ale... Mama mówiła, że p-pan powie... — zająkał się Deszczyk, kładąc po sobie uszka. Igła z początku wymiękł i już otwierał pysk, by się zgodzić, zaraz jednak pokiwał głową, by się otrząsnąć.
— Nie, znaczy nie — oznajmił twardo.
< Deszczyk ? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz