Jednak wrzucę dziś :>
- Masz ochotę wybrać się na polowanie? Może skopiemy tyłki jakimś rybojadom. - miauknął, stając naprzeciwko starszego wojownika.
Barwinek słysząc wyrywający z zamyśleń głos, podniósł wzrok. Spojrzał prosto w pysk liliowemu. Jeszcze jego tu brakowało. Czego chciał?
W pomarańczowych oczach błysnęła nadzieja, zanim Szczawiowy Liść lekko się uśmiechnął. - Tak pomyślałem, że w towarzystwie czas szybciej zleci, co nie?
Ładny miał uśmiech. Barwinek go lubił, a tak rzadko widywał. Nie chciał jednak spędzać z nim więcej chwil. Nie po tym, co go spotkało jakiś czas temu, gdy młodszy nażarł się zielska.
Zresztą, nie miał humoru. Było mu przykro, że Rumiankowa Pręga, jego dobra koleżanka, tak szybko odeszła. Z kim ma teraz plotkować? I żartować sobie? Na pewno nie ze Szczawiowym Liściem. Łabędzi Plusk też nie był dobrym wyborem. Point unikał go, nawet wydawał się czymś zmartwiony, przestraszony.
Czarny próbował go zagadywać, ale starszy zbywał przyjaciela. Odpuścił więc, podejdzie za jakiś czas.
Barwinek zmarszczył brwi, ruszając ogonem. Odwrócił głowę od liliowego. Cały czas młodszy go krzywdził. Odrzucał, mimo tych wszystkich chwil, jakie razem spędzili. Czy możliwym było, iż naprawdę gadał tamte rzeczy, że go lubi, tylko przez zioło? Zmyślił je? Chciał, żeby Barwinka zabolało?
Wbił pazury w ziemię, prychając. Udało mu się.
Czarny był cholernie zmęczony uganianiem się za nim. Nie zamierzał dłużej tego kontynuować, nawet jeśli skazywało by go to na samotność. Miał Lisiczkę, jego przybraną córkę, da radę. Poza tym, większość życia taki był - samotny.
- Nie, nie chcę. - Odparł obojętnym głosem, mijając kocura. Chciał, by jego postawa wydawała się pewna siebie, jednak ostatnie wydarzenia go przybiły. Zgarbił się nieco, nie patrząc na Szczawia. Tego Szczawika, którego kiedyś bronił przed lisem, zwierzał sie, próbował zburzyć granice bycia rywalami i nieprzyjaciółmi. On jednak tego nie doceniał, nie chciał widocznie Barwinka w swoim życiu.
A teraz co? Nagle, jakby zapominając o tamtym wszystkim ma czelność go gdzieś zapraszać? I to z takim uśmiechem, a nie zwyczajową obojętnością?
- Idź sam. Powodzenia - burknął jeszcze, nim wymknął się bocznym wyjściem z obozu.
Niby... Niby chciałby z nim pogadać. Znaczy... Może nie pogadać. Bardziej wygarnąć w pysk wszystko, czym go zranił. Tyle czasu. Cholernie długie księżyce, które poświęcił liliowemu i ich relacji. Na marne. Tak po prostu. Niech teraz się wypcha, bo Barwinek nie był w humorze ani na siłach, by znowu go ogarniać. Nie będzie za nim biegał posłusznie jak pies.
<Szczawik?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz