Co prawda nie spodziewała się wizyty Gronostaj akurat, jednak widocznie spłodzenie kociąt robi swoje, co? A może kotka miała w tym swoje plany? Było dużo możliwości, jednak zapchana hormonami głowa Róży nie ułatwiała sprawy z myśleniem.
- Męcząco - stwierdza w odpowiedzi prosto - Nie wiem czemu niektórzy się tak zachwycają kociętami. Są wyczerpujące i mącą w moich odczuciach. A to dopiero początek. - Ot, cała prawda, nie ma w czym grzebać. Sama myśl o tym, że urodziło jej się AŻ tyle i jakie będą z nimi przyszłości w problemy, powodowała u zastępczyni migrenę. I tak dobrze, że Powiew wziął na siebie w teorii jej obowiązki opieki i wychowania, bo sama obawiała się, że nie byłaby w stanie nie dość, że odpowiednio ich wychować to jeszcze zamieniłaby ich na żołnierzy szybciej niż na to zezwalają. Za stara była na to.
- Tak myślałam, to musi być trudne. - miauknęła w odpowiedzi rozmówczyni. - Zwłaszcza, że masz ich tak dużo. Podczas, gdy poświęcasz uwagę jednemu, drugi może coś spsocić. A jeszcze trochę czasu minie, zanim zostaną uczniami.
- Bardziej właśnie obawiam się czasu, kiedy zostaną uczniami. Możliwość ich kontroli najpewniej drastycznie zmaleje. - Przyznała, mrużąc na moment oczy.
- Sądzisz, że mentorzy ich nie upilnują?
Cóż, było to bardzo dobre pytanie, jednak Gronostaj zaraz potem dostała swoją odpowiedź, nad którą Róża nie namyślała się zbyt długo. Naprawdę chciała mieć ich wszystkich pod kontrolą, niemal poruszać za sznurki jak w kukiełkowym przedstawieniu, gdyż tak by było najbezpieczniej.
- Patrząc na to, że teraz trudno ich dopilnować, to nie wiem jak to będzie w przyszłości, kiedy wykształcą się całkowicie.
- Zwykle kocięta chyba się uspokają. - miauknęła Gronostaj i dodała po chwili: - Tak mi się zawsze wydawało.
- Jeśli odziedziczyły oprócz futra również osobowość Powiewa, to wątpię, by miało to miejsce - mruknęła pół żartem, nieco zmiękczając ton. Będą gonić za jakimiś przekonaniami, możliwe, że działać nierozsądnie i Róża nie będzie w stanie ich powstrzymać ani naprawić błędów jakie wyrządzą.
- No cóż, pewnie kiedyś w końcu dorosną. - stwierdziła Gronostajowa Bryza, choć nie była co do tego przekonana i zastępczyni się temu nie dziwiła. Niektórzy byli głupcami całe życie, inni nie dorastali całe życie i byli niczym kociaki w wielkim dorosłym ciele, a doskonałym tego przykładem był właśnie Powiew. Co zrobi, lub co będzie musiała zrobić, kiedy sprawy wymkną się spod kontroli? Czy da radę myśleć logicznie, czy podąży za głupotą wytworzoną przez jej rodzinę?
- Być może - mruknęła jedynie krótko, po czym zamilkła, nie widząc potrzeby by cokolwiek dodawać, wszystkie swoje myśli i wątpliwości pozostawiając w tym przypadku dla siebie, podczas gdy Gronostaj wskazała ogonem na jej kocięta.
- Zaprzyjaźniły się z kociakami Zięby? - miauknęła pytająco.
Na wspomnienie przybłędy i jej pokrak, Różana obdarzyła Gronostaj zimnym, spokojnym spojrzeniem.
- Nie mogę ograniczyć im kontaktu z nimi całkowicie - zaczęła - Jednak mam nadzieję, że żadne z nich nie będzie mieć z nimi więcej kłopotów. Ani kontaktu. Pod żadną postacią. - Wojowniczka widocznie się zmieszała na tą odpowiedź, jednak Róża nie specjalnie się tym przejęła. Powiedziała prawdę i samą prawdę. Jej nadzieje najpewniej spłyną i wszystko potoczy się złymi drogami. Brała pod uwagę taką możliwość.
- D-dobrze. - miauknęła nieco speszona. - Mogę zapytać, czemu?
Zastępczyni milczała przez chwilę, nie spuszczając wzroku z kotki. Czemu…? Było naprawdę wiele powodów. Przez skłonności manipulacji ze strony tej parszywej linii krwi, która wciąż się rozprzestrzenia, przez to, kim był ich ojciec jak i dziadek, kim była ich matka i jak bardzo jej sposobów Róża nie rozumiała i nie popierała, to jaką otoczkę wokół siebie tworzyła, wręcz odpychającą w oczach calico. Fakt, że Zięba była kolejnym rudym sprowadzonym i zaakceptowanym przez klan, kiedy ostatnim razem skończyło się to śmiercią jej brata. Róża bała się powtórki. Tego, że któreś z nich dojdzie do władzy a jej najbliżsi skończą okaleczeni w sposób fizyczny lub psychiczny, czy też zabici. Głównie z tego powodu nie chciała Powiewa w klanie, ale debil oczywiście nie słuchał.
- Z powodu przeszłości. Czysta zapobiegawczość. - Odpowiada w końcu krótko, odwracając beznamiętnie wzrok w przestrzeń.
- Emm... No, dobrze. - miauknęła kotka w odpowiedzi, nie widząc zbytniej potrzeby i tematów do dalszej rozmowy, to samo tyczyło się również i zastępczyni. Nie minęła więc dłuższa chwila, kiedy Gronostaj postanowiła pożegnać się i opuścić żłobek, pozostawiając matkę samą ze swoimi dziećmi, oraz sąsiadującymi młodymi Piaskami.
Naprawdę chciała jak najszybciej opuścić żłobek, miała zbyt wiele rzeczy do zrealizowania, które wymagały jej zaangażowania. I możliwości nie martwienia się o to, co stanie się podczas jej nieobecności.
I wydawało się, że wojowniczka która przed chwilą opuściła żłobek, właśnie zwróciła na siebie uwagę Róży… pytanie tylko czy w dobry sposób, czy wręcz przeciwnie?
- Męcząco - stwierdza w odpowiedzi prosto - Nie wiem czemu niektórzy się tak zachwycają kociętami. Są wyczerpujące i mącą w moich odczuciach. A to dopiero początek. - Ot, cała prawda, nie ma w czym grzebać. Sama myśl o tym, że urodziło jej się AŻ tyle i jakie będą z nimi przyszłości w problemy, powodowała u zastępczyni migrenę. I tak dobrze, że Powiew wziął na siebie w teorii jej obowiązki opieki i wychowania, bo sama obawiała się, że nie byłaby w stanie nie dość, że odpowiednio ich wychować to jeszcze zamieniłaby ich na żołnierzy szybciej niż na to zezwalają. Za stara była na to.
- Tak myślałam, to musi być trudne. - miauknęła w odpowiedzi rozmówczyni. - Zwłaszcza, że masz ich tak dużo. Podczas, gdy poświęcasz uwagę jednemu, drugi może coś spsocić. A jeszcze trochę czasu minie, zanim zostaną uczniami.
- Bardziej właśnie obawiam się czasu, kiedy zostaną uczniami. Możliwość ich kontroli najpewniej drastycznie zmaleje. - Przyznała, mrużąc na moment oczy.
- Sądzisz, że mentorzy ich nie upilnują?
Cóż, było to bardzo dobre pytanie, jednak Gronostaj zaraz potem dostała swoją odpowiedź, nad którą Róża nie namyślała się zbyt długo. Naprawdę chciała mieć ich wszystkich pod kontrolą, niemal poruszać za sznurki jak w kukiełkowym przedstawieniu, gdyż tak by było najbezpieczniej.
- Patrząc na to, że teraz trudno ich dopilnować, to nie wiem jak to będzie w przyszłości, kiedy wykształcą się całkowicie.
- Zwykle kocięta chyba się uspokają. - miauknęła Gronostaj i dodała po chwili: - Tak mi się zawsze wydawało.
- Jeśli odziedziczyły oprócz futra również osobowość Powiewa, to wątpię, by miało to miejsce - mruknęła pół żartem, nieco zmiękczając ton. Będą gonić za jakimiś przekonaniami, możliwe, że działać nierozsądnie i Róża nie będzie w stanie ich powstrzymać ani naprawić błędów jakie wyrządzą.
- No cóż, pewnie kiedyś w końcu dorosną. - stwierdziła Gronostajowa Bryza, choć nie była co do tego przekonana i zastępczyni się temu nie dziwiła. Niektórzy byli głupcami całe życie, inni nie dorastali całe życie i byli niczym kociaki w wielkim dorosłym ciele, a doskonałym tego przykładem był właśnie Powiew. Co zrobi, lub co będzie musiała zrobić, kiedy sprawy wymkną się spod kontroli? Czy da radę myśleć logicznie, czy podąży za głupotą wytworzoną przez jej rodzinę?
- Być może - mruknęła jedynie krótko, po czym zamilkła, nie widząc potrzeby by cokolwiek dodawać, wszystkie swoje myśli i wątpliwości pozostawiając w tym przypadku dla siebie, podczas gdy Gronostaj wskazała ogonem na jej kocięta.
- Zaprzyjaźniły się z kociakami Zięby? - miauknęła pytająco.
Na wspomnienie przybłędy i jej pokrak, Różana obdarzyła Gronostaj zimnym, spokojnym spojrzeniem.
- Nie mogę ograniczyć im kontaktu z nimi całkowicie - zaczęła - Jednak mam nadzieję, że żadne z nich nie będzie mieć z nimi więcej kłopotów. Ani kontaktu. Pod żadną postacią. - Wojowniczka widocznie się zmieszała na tą odpowiedź, jednak Róża nie specjalnie się tym przejęła. Powiedziała prawdę i samą prawdę. Jej nadzieje najpewniej spłyną i wszystko potoczy się złymi drogami. Brała pod uwagę taką możliwość.
- D-dobrze. - miauknęła nieco speszona. - Mogę zapytać, czemu?
Zastępczyni milczała przez chwilę, nie spuszczając wzroku z kotki. Czemu…? Było naprawdę wiele powodów. Przez skłonności manipulacji ze strony tej parszywej linii krwi, która wciąż się rozprzestrzenia, przez to, kim był ich ojciec jak i dziadek, kim była ich matka i jak bardzo jej sposobów Róża nie rozumiała i nie popierała, to jaką otoczkę wokół siebie tworzyła, wręcz odpychającą w oczach calico. Fakt, że Zięba była kolejnym rudym sprowadzonym i zaakceptowanym przez klan, kiedy ostatnim razem skończyło się to śmiercią jej brata. Róża bała się powtórki. Tego, że któreś z nich dojdzie do władzy a jej najbliżsi skończą okaleczeni w sposób fizyczny lub psychiczny, czy też zabici. Głównie z tego powodu nie chciała Powiewa w klanie, ale debil oczywiście nie słuchał.
- Z powodu przeszłości. Czysta zapobiegawczość. - Odpowiada w końcu krótko, odwracając beznamiętnie wzrok w przestrzeń.
- Emm... No, dobrze. - miauknęła kotka w odpowiedzi, nie widząc zbytniej potrzeby i tematów do dalszej rozmowy, to samo tyczyło się również i zastępczyni. Nie minęła więc dłuższa chwila, kiedy Gronostaj postanowiła pożegnać się i opuścić żłobek, pozostawiając matkę samą ze swoimi dziećmi, oraz sąsiadującymi młodymi Piaskami.
Naprawdę chciała jak najszybciej opuścić żłobek, miała zbyt wiele rzeczy do zrealizowania, które wymagały jej zaangażowania. I możliwości nie martwienia się o to, co stanie się podczas jej nieobecności.
I wydawało się, że wojowniczka która przed chwilą opuściła żłobek, właśnie zwróciła na siebie uwagę Róży… pytanie tylko czy w dobry sposób, czy wręcz przeciwnie?
<Gronostaj?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz