Zbudzona harmidrem, jaki miał miejsce w legowisku, leniwie uchyliła jedną powiekę i przyjrzała się reszcie kotów, które właśnie opuszczały to miejsce. Ziewnęła tylko, zdając sobie sprawę, że i ona powinna w końcu wstać. Jeśli naprawdę chce się przysłużyć klanowi jako wojownik, to spanie całymi dniami w żaden sposób jej w tym nie pomoże. Przeciągnęła się, kryjąc głowę między łapami i ponownie otwierając pyszczek z powodu niewyspania. Czuła spięcie własnego ciała, którego winą była mała ilość ruchu poprzedniego dnia. Te wszystkie czynniki wskazały na to, że za bardzo nie wiedziała co robić po mianowaniu, więc czasami bezużytecznie włóczyła się po obozie. Spojrzała na otwór i po krótkiej chwili namyśleń wyszła na zewnątrz. Od razu uderzył ją chłód poranka, a jasność wręcz sprawiła pieczenie oczu. Cicho miauknęła, stawiając kolejny krok w stronę lasu. Musiała zapolować i dorzucić coś do stery zwierzyny, by w późniejszym czasie nie czuć się źle ze swoim brakiem zaangażowania. A przecież dosyć mocno zależało jej na klanie i jego dobru ogólnego. Kodeks mniej więcej rozumiała, więc ma ten swój obowiązek do przestrzegania zawartych w nim reguł. Poza tym, musiała się dobrze reprezentować po śmierci jej rodziców. Co prawda za czasów uczniaka wyobrażała sobie, iż będą żywymi świadkami jej ceremonii na wojownika, aczkolwiek jak widać – los chciał inaczej.
O tej porze roku niezależnie od godziny było dosyć jasno, gdyż biała barwa śniegu widoczna była nawet nocą. Kotka w miarę uważnie stawiała kroki, starając się jak najmniej stykać łapki z zimnym puchem, mrożącym i pozbawiającym ją czucia. Rozglądała się w poszukiwaniu jakiegoś żyjącego stworzenia, a szczególnie takiego, które mogłaby zabić. Co chwilę zawieszała wzrok na drzewach i różnych roślinach. W głowie tworzyło jej się mnóstwo bezsensownych myśli co do egzystencji poszczególnych części flory. Była na tym tak skupiona, iż omal nie przeoczyła beztrosko podskakującego po ziemi ptaszka. Jeden z tych okazów, dla którego mróz nie był powodem do zmiany rejonu. Szylkretka jak zwykle pochyliła się, naprężając wszelkie mięśnie i wbijając spojrzenie w stworzonko. Idealnie skryła się za krzakiem, a kiedy nieświadoma niczego istotka zbliżyła się do jej miejsca pobytu, rzuciła się i wbiła pazury w sam środek. Lądując, krzywo stanęła na łapie i choć uśmierciła ptaka, przeturlała się do przodu, czując, jak coś wbija jej się w nogę. Kawałek dalej udało jej się zatrzymać. Wstając, ledwo była w stanie utrzymać równowagę, kiedy ze zranionego miejsca rozprzestrzenił się ból po całym ciele. Syknęła i kulejąc doszła do swojej zdobyczy. Z martwego ciała ciekła krew, a na białym puchu powstała czerwona plama. Niepewnie pochwyciła je w pysk, a potem ruszyła przed siebie. Skaleczenie dawało się we znaki, przez co była w stanie przemieszczać się tylko na trzech kończynach, a ogon pomagał jej się nie przewrócić. Droga powrotna wydawała jej się trwać wieki, kiedy nie była w stanie biec. W obozie dorzuciła swój marny łup do stosu zwierzyn i odeszła na bok, by w spokoju przypatrzeć się swej ranie. Boląca łapa okazała się nie mieć na sobie jakichkolwiek oznak zranienia, a mimo to sprawiała jej cierpienie. Wzrokiem powędrowała w stronę legowiska medyków. Nie wiedziała, czy powinna odwiedzać ich z taką błahostką, ale z drugiej strony wolała nie ryzykować jakimś niewidocznym zakażeniem.
Wchodząc do środka czuła niewyraźny zapach wszelkiego rodzaju choróbsk. Zmrużyła oczy i przywitała się z Firletkowym Płatkiem. Od razu została zapytana o jej problem, więc krótką streściła sytuację, w której po lekkim upadku zabolała ją łapa i prawdopodobnie w coś wdepnęła, przez co ciężko jej się chodzi. Medyczka obejrzała wskazane miejsce.
- Masz spękaną poduszkę, możliwe, że za mało ją nawilżasz, przez co drobne skaleczenie mocniej je osłabiło– stwierdziła – Powinnaś pogryźć trochę Podbiału Pospolitego i bardziej dbać o mycie tej łapy, a przejdzie ci. Gdybyś miała czuć się gorzej, albo co gorsza, wdałoby się zakażenie, to daj znać – oświadczyła spokojnie. Zgubiona Dusza skinęła głową i wykonała polecenie. Po wszystkim wyszła stamtąd i zgarnęła coś do zjedzenia ze stosu ze zwierzyną. Ból nie zniknął, ale z pewnością w przeciągu paru dni stan łapy wróci do normalności. Spokojnie położyła się na uboczu i delektowała posiłkiem. Wciąż czuła ulgę, iż nic sobie nie złamała. Z innej strony była to dla niej oznaka, iż bardziej powinna uważać na polowaniach, jeśli nie chce doprowadzić siebie do większej krzywdy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz