- Plosze piani? Bylia piani nia zgromiadzeniu? Opowi mni piani?
Północny Mróz spojrzała z zimnym politowaniem na malucha. Normalnie nie przepadała za kociakami, uważała je za wyjątkowo tępe. Tego jednego akurat skojarzyła, bo nie tak dawno temu napatoczył jej się pod łapy. Upuściła zdobycz i ze znudzeniem położyła się na boku, zaczynając codzienną pielęgnację swojego futra. Kilka razy przejechała językiem po sierści, zupełnie olewając kociaka. Po skończonej toalecie podniosła spojrzenie, gotowa odpowiedzieć na pytanie, które zostało zadane ponad kilkadziesiąt uderzeń serca temu.
- Nie i nie.
- Psiniosła mi piani mysz?
- Nie jest dla ciebie.
Północny Mróz, z czystej złośliwości, sama zaczęła skubać mysz, chociaż zupełnie nie miała na nią ochoty. Kątem oka obserwowała kociaka, który stał kilka długości myszy od niej. Północny Mróz zaśmiała się w duszy. U niej nikt nie miał taryfy ulgowej, nawet dzieciaki. A tym razem miała wyjątkowo podły nastrój.
- Jest piani wojowniczką?
- A wyglądam ci na kociaka? - warknęła. Deszczyk spojrzał na nią, wyraźnie zbity z tropu. W brązowych oczach zebrały się łzy i kociak wybuchnął szlochem. Serce Północnego Mrozu najpierw stanęło, a potem zaczęło bić chorobliwie szybko. Była pewna, że zaraz dostanie ochrzan od jakiegoś wojownika albo karmicielki, że to przez nią Deszczyk się rozpłakał.
- No już dobrze… Przepraszam, nie powinnam była tak mówić. Jesteś naprawdę fajnym kociakiem, wiesz? Chcesz kawałek tej myszy? - zapytała, cedząc każde słowo.
Maluszek ostrożnie pokiwał głową. Północny Mróz podzieliła mysz na dwie równe części, czując wzrastającą w niej irytację. Zastanawiała się, czy kociaki w tak młodym wieku w ogóle mogą jeść stały pokarm. Po chwili namysłu uznała, że to, co dzieciak je, jest wyłącznym problemem matki Deszczyka i ona nie musi się tym przejmować. Byleby tylko nie zawracał jej głowy.
Odwróciła się tyłem do kocurka i przymknęła oczy, modląc się o to, by po prostu zjadł i sobie poszedł. Jej drzemkę przerwały odgłosy kaszlu. Gwałtownie się odwróciła. Deszczyk zakrztusił się, oczy niemal wyszły mu z orbit. Spanikowana Północny Mróz podjęła się ratowania jego życia. Łapą nacisnęła na jego gardło. Przy drugim uciśnięciu kociak wypluł kość.
- Wielki Klanie Gwiazdy… - powiedziała, w tym momencie zupełnie ignorując fakt bycia ateistką. Czuła, że musiała powiedzieć coś, cokolwiek. A wezwanie nieistniejących przodków było pierwszą rzeczą, jaka w tym momencie przyszła jej do głowy.
Północny Mróz cofnęła się do tyłu, czując osłabienie spowodowane stresem. Zrobiło jej się tak słabo, że musiała na moment usiąść. Kołatanie serca zaczęło ustawać. Dwie pary brązowych oczu skrzyżowały się ze sobą. I Północny Mróz zastanawiała się, ile czasu minie, zanim pojawią się przy nich zaintrygowani hałasem wojownicy.
<Eee… Deszczyku? Przepraszam, że taki gniot^^>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz