Haha mianowanko!!
- Wiesz co dzisiaj poćwiczymy, prawda? - miauknęła Szyszka. Obie zatrzymały się przed mniejszą jabłonką. O tej porze sezonu mogła pochwalić się pięknymi liśćmi, z czego niektóre leżały na ziemi. Uśmiechnęła się lekko, gdy Cicha pokręciła łebkiem. - Wspinaczkę na drzewa. Jestem pewna, że sobie poradzisz, tylko musisz zachować dużo cierpliwości. Mmm no dobrze, przede wszystkim zamiast opierać ciężar ciała na wszystkich łapach, pozostaw go jedynie na tylnej. Przednimi będziesz się podciągać. Nie zapomnij wysunąć pazurów. Nie wykonuj też nagłych ruchów, rób wszystko spokojnie.
Cicha skrzywiła się. Miała dość wypominania jej kalectwa, nawet jeśli to były wskazówki do treningu. Może była zbyt wrażliwa? Albo chciała właśnie przestać taką być?
Położyła po sobie uszy, niepewnie podchodząc do kory. Ileż to już razy spadła z podobnego drzewa? Mając nawet cztery łapy.
Potrzasnęła głową, oddalając od siebie złe myśli. Była zwykłą atencjuszką. Cały czas martwiła się o własny zad, bo przecież została ofiarą. Musiała to przerwać. Zacząć mieć wywalone na siebie - otoczyć murem, którego żadna krytyka, nawet jej własna nie przejdzie.
Wysunęła pazury. Ugięła łapy. Zmrużyła oczy, po czym wybiła. Nie zgrabnie, dość chwiejnie, jednak zdołała uczepić się drzewa.
Spadła. Podniosła się, spróbowała znowu. Ponownie nie zdołała wejść wyżej.
Szyszka mówiła do niej, ale Cicha ją ignorowała. Teraz prowadziła walkę z samą sobą.
Zacisnęła zęby, próbując powtarzać to aż do zachodu słońca. Szyszka wręcz siłą musiała ją zaciągnąć do obozu, by odpoczęła.
Szylkretka wkurzona wyswobodzila się z uścisku liderki i pokuśtykała pod krzak. Ułożyła tylek, zwijając w ciasną kulkę.
Tej nocy nie spała.
Następnego dnia, jak i każdego kolejnego, chodziła za Szyszką, albo bardziej czarna za nią, na treningi. Cicha miała serdecznie dość krzywych spojrzeń klanowiczów. W dupie miała ich zdanie, trenowała dla siebie. Szyszka jej w tym pomagała, mimo, iż Cicha nie traktowała jej jak wcześniej. Stała się bardziej zamknięta w sobie i niedostępna. Mniej żywiołowa, poważniejsza... Przygnębiona.
Potrafiła już się wspinać. Ciężko jej to szło, ale była w stanie wejść na gałąź, z czego niemalże się popłakała. Nie mogła pozwolić, by Szyszka ponownie zobaczyła ją w tym stanie, więc z całych sił zaciskała powieki, chowając szczęśliwe łzy.
Gdy udało jej się upolować pierwszego ptaka, ponownie chciała płakać. To było więcej niż szczęście. Swego rodzaju euforia, osiągnięcie. Mogłaby rzec, iż nigdy nie była z siebie bardziej dumna. Trzymała ptaka w pysku i płakała. Łzy mieszały się ze smakiem krwi ofiary, ale nie dbała o to.
Udało jej się przeskoczyć kolejną przeszkodę.
Nastała zima. Chłód był wszechogarniający. Stawy Cichej, przez spanie na ziemi, w zaspie śniegu były zesztywniałe. Musiała robić rozgrzewki i brać jakieś dziwne mieszanki od Wschodu, by utrzymać się w pełni zdrowa. W końcu... Chora stałaby się jeszcze bardziej bezużyteczna.
Jej matka, Leszczyna zaczepiła ją wtedy.
- Córciu... - Zaczęła. Cicha posłała jej znużone spojrzenie. Nie chciała rozmawiać. - Może... Może pora otrząsnąć się po tym wszystkim? Zacząć nową drogę? Rozmawiałam z Szy-
Cicha uderzyła ogonem o ziemię, jeżąc sierść. Kogo ona próbowała pocieszyć? Siebie czy ją?!
Odsłoniła kły, odwracając się na pięcie. Jeszcze ta wzmianka o liderce! Pewnie matka chciała wysłać ją do starszych, by się "nie męczyła". Syknęła pod nosem. Nie widziała troski w oczach matki, ani jej zmartwień czy wylanych za nią łez. Dla Cichej była tylko kolejnym kotem, który uważał ją za bezużyteczną.
Któregoś z tych mroźnych dni, Szyszka zwołała koty. Cicha wysciubiła nos spod krzaka, a właściwie paru gałązek, które z niego zostały.
Podeszła do tłumu kotów, trzymając się z boku. Czego ta czarna znowu chciała? Ktoś jej zaszedł za skórę? Wróg? Może planowała przeprowadzkę?
- W życiu każdego z nas nadchodzi moment najważniejszej ceremonii - zaczęła mówić donośnym głosem. Cicha położyła po sobie uszy. No tak, niektórzy zasłużyli na zostanie wyższymi rangą. Westchnęła, i już chciała odejść, kiedy usłyszała pozostałą część wypowiedzi liderki. - mianowania na wojownika. Cicha, wystąp.
Stanęła wpół kroku. Jej serce zabiło nerwowo, a ogon uderzył o ziemię. Czy... Czy ona dobrze słyszała? Otworzyła szerzej oczy, a w gardle jej zaschło.
Koty, wraz z Szyszką spojrzały nad nią, a ona pod tyloma oczami próbowała się nie skulić. C-o to oznaczało...? Czy ona? Ona...??
Na miękkich lapach podeszła do Szyszki. Przybrała poważny wyraz pyszczka, nie chcąc zdradzać zbyt wiele emocji. W środku czuła, jak eksploduje. Adrenalina na nowo wypełniła jej żyły, pozwalając odżyć. Tak jakby wcześniej była obumarła, a każdy dzień tak samo ciężki tylko wbijał ją w ziemię.
- Przeszłaś długą drogą treningu; raz było lepiej, raz gorzej. - Powiedziała złotooka. - Zniosłaś jednak trud nauki i z determinacją kroczyłaś dalej. - uśmiechnęła się do swojej uczennicy. - Obiecujesz dbać, chronić i pozostać lojalną naszej społeczności?
Słuchała. Słuchała, otwierając zdumiona pysk. Czuła, jak jej łapy sztywnieją, a serce mocno bije. Krew wrzała, grzejąc ją od środka. Machnęła nerwowo ogonem.
To nie... To nie mogło się dziać. Przecież była bezużyteczna...
Patrzyła zdębiała na czarną, która kiwnęła jej głową. Zdawała się mówić "No dalej, dasz radę!". Nie wyczuwała od starszej nieprzyjemnych uczuć. Cicha widziała, że Szyszka chciała dla niej dobrze. Tylko... Czemu postanowiła ją mianować? Dlaczego dała taką szansę tak niewłaściwej kotce?
Nigdy nie będzie mogła o to zapytać. Nigdy nie otrzyma odpowiedzi. Nigdy nie wyrazi również tego, co czuła w środku. Mając wrażenie, jakby jej życie zaczynało się od początku. Niby tylko głupie słowa, beznadziejny gest, a jednak... Ważył tak wiele. Znaczył mnóstwo w oczach młodej kotki.
Nigdy bowiem nie sądziła, że doczeka tego dnia. Oczyma wyobraźni była już na wygnaniu, u starszych, potępiona, ale ani razu, iż stać będzie z Szyszką, czekając na mianowanie.
Kiwnęła sztywno głową. Nie było jej stać na więcej. Żadnej emocji, poza prostym niedowierzaniem.
- Twoje szkolenie dobiegło końca. Witamy ciebie jako nową wojowniczkę Owocowego Lasu!
Zrobiła krok w tył. Czuła jak drży. Patrzyła nieodgadnionym spojrzeniem na Szyszkę. Wśród kotów rozeszły się szepty.
Po paru chwilach obozowicze wrócili do swoich zajęć, niektórzy jej gratulowali, a ona niemrawo kiwała głową.
To było... Naprawdę dziwne. Niespodziewane.
Czyżby Szyszka okazała jej akt łaski? Zlitowała się nad niemą, niepełnosprawną kotką? Czy może serio zasłużyła? W końcu tyle czasu się szkoliła...
Zamrugała parę razy, bez żadnego szczególnego gestu schodząc z podwyższenia. Łapy miała jak z waty, jednak zachowywała dumną sylwetkę, by po paru krokach usiąść ciężko gdzieś w krzakach.
Udało jej się. Utarła wszystkim nosy. Została wojowniczką!
<Szyszka? >
awww, dajesz Cicha skop teraz tyłek bratu
OdpowiedzUsuńIde szefie!
UsuńNareszcie! Gratulacje Cicha!
OdpowiedzUsuń