Nadeszła Pora Nowych Liści. Cały śnieg stopniał, ukazują wysokie trawy i duże połacie zieleni. Coraz więcej zwierząt wracało, dzięki czemu polowania były nieco bardziej obfite. Jednak nadal większość stworzeń pozostawała w ukryciu. Klan Burzy już nie musiał się obawiać śnieżycy i silnego wiatru. Zamiast tego dzień w dzień lało, tworzyło się mnóstwo kałuż, w których małe kociaki się taplały, dla czystej zabawy.
Narcyzowy Pył nie pozwalał młodemu uczniowi na odpoczynek.
- Najukochańszy, lecz nie tak ukochany przez Klan Burzy jak ja, Orliczku. - Menotr napuszył się i uśmiechnął się, pokazując błyszczące zęby. - Niebo mi powiedziało, że dzisiaj burzy... raczej? Tak! Na pewno nie będzie, więc możemy skupić się na... Polowaniu! Względnie opanowałeś podstawy walki, więc muszę nieco urozmaicić twój trening.
Biały uczeń z zaciekawieniem przyglądał się Narcyzowi. Zapatrzony w siebie, ale ma jakiś potencjał.
Udali się w teren, poza obóz. Orlikowa Łapa już powoli przyzwyczajał się do szybkiego tempa chodu, nadawanego przez starszego kocura. Czuł większe siły w łapach i nie musiał tak często wypoczywać. Ba, nawet nie zajmował sobie głowy staniem w miejscu i dyszeniem. Chciał poznać potrzebne do przeżycia umiejętności. Potrzebował ruchu, mentalnie nadal pozostawał kocięciem.
- Zaczniemy naukę polowania. Sztukę trudną do opanowania... No, proszę, jak ładnie rymujesz, Narcyzku. Tak, tak, tylko ja tak potrafię - powiedział dumny z siebie mentor. Przybrał dumną pozę i puścił oczko do ucznia.
- No.... Racja! Jesteś górą w takich sprawach. I... Umiesz.... - Orlikowej Łapie zabrakło słów. Nadal nie przyzwyczaił się do ciągłego komplementowania nauczyciela. Nigdy nie spotkał tak wymagającego osobnika. Już mniejszym orzechem do zgryzienia była Mniszek... właściwie Mniszkowa Łapa. Wredna i najbardziej charakterna potomkini Koniczynki. Wprowadzała nieco ognia w przesycone miłością i zabawą życie w żłobku.
Narcyzowy Pył westchnął ciężko.
- Długa droga przed tobą. - Pokręcił głową. - Trudno, zacznijmy jedną rzecz, a do adorowania MNIE i tylko MNIE wrócimy później.
Niebieski i biały całe popołudnie skupili się na polowaniu na myszy. Dosyć małym, acz ruchliwym stworzonku. Mentor uznał, iż to dobre stworzenie na początek poznawania sztuki dobrego polowania. Dłuższą chwilę zajęło im znalezienie gryzoni. Przy okazji Narcyzowy Pył pokazał Orlikowej Łapie ślady zwierząt najczęściej spotykanych wśród traw.
Odnaleźli mysz. Szare stworzonko oddychało szybko i rozglądało się po okolicy.
- Wykorzystaj sytuację. Ugięte łapy, stąpaj powoli i patrz na ofiarę. Trawa cię kamufluje, jeden zbyt szybki ruch, a mysz cię uslyszy i ucieknie. Gdy będziesz blisko niej, naskocz na nią i wbij mocno pazury. Zadaj ból. Nie zjadaj. To część posiłku dla klanu - wyszeptał względnke zwięźle mentor.
Orlikowa Łapa wykonał zalecenie mentora i zakradł się do myszy. Gryzoń wylądował w jego małych łapkach. Pierwsze udane polowanie zaliczone. Musieli jednak znaleźć więcej myszy, aby inne koty nie chodziły głodne.
Wrócili do obozu z całkiem sporą ilością myszy. Orlikowej Łapie przypadła mała część jednego z łupów. Po całym dniu polowania słodkie mięso smakował wyśmienicie. Jadł powoli, rozkoszującego się każdym kęsem. Szczęście mu sprzyjało, a nawet się nie ściemniło.
- Orliczkuuuuu, Orliczku, biały ty mój skarbeńku. - Usłyszał nad uchem głos Narcyzowego Pyłu. - Jedz szybciej. Jeszcze z tobą nie skończyłem. Zajadasz się bardziej niż mój świętej pamięci dziadek.
Orlikowa Łapa przewrócił oczami. Czy ten kocur nie ma innych rzeczy do roboty? Czy on ma w ogóle przyjaciół?
Biały skończył posiłek. Udał się z Narcyzem na bok.
- A więc... Komplementuj mnie. Adoruj. Czcij jak własną matkę. - Na pysku mentora zagościł teatralny smutek. Znowu teatrzyk komplementów zatacza swój bieg.
- Jesteś... Cudownym nauczycielem... Wspaniałym kotem. Nie ma w tobie nic z pieszczocha i nawet Dwunożni powinni ci się kłaniać. Do samej ziemi - powiedział biały z... obojętnością w głosie.
- Lepiej, lepiej, ale bądź radośniejszy - skomentował mentor.
- Oczy twe błyszczą jak gwiazdy na niebie... A słońce nie umywa się do twojego majestatu - rzekł nieco bardziej filozoficznie uczeń. W tym momencie zauważył na horyzoncie Cętkę... to znaczy Cętkowaną Łapę. Ciągle mylił imiona. - Zacznij myśleć - zbeształ się w myślach.
- Nienajgorzej, Orliczku. - Uśmiechnął się serdecznie i szczerze Narcyz. - Ah, aż poszedłbym nad rzekę i popatrzył samemu sobie w oczy... Lecz chcę mieć potomków, a do ich zrobienia potrzebuję wybranki. Idę podbić czyjeś damskie serce! - Wojownik poszedł w kierunku grupy rozmawiających ze sobą kotek. O rety... Co potrafi odwalić kotu z prawie czterdziestoma księżycami na karku!
- Orliczku, Orliczku - usłyszał śmiech cętkowanej uczennicy. No świetnie... Za chwilę cały klan będzie go znał jako "Orliczka", a nie Orlikową Łapę. Zanim zdążył zareagować w jakikolwiek sposób na słowa rówieśniczki, zauważył coś ładnego. Coś, czego od dawna nie widział. - Dobra, przepraszam... Orlik! Słyszysz mnie? - Usłyszał głośne miauknięcie Cętkowanej Łapy nad uchem. Au... Jak jutro nie będzie głuchy, to podziękuje Klanowi Gwiazd za ten cud.
- T-tak - odpowiedział w zamyśleniu.
- Na co tak patrzysz? - zapytała się.
- Na kwiatek! Zobacz, jaki ładny. Najprawdziwszy. - Podszedł do rośliny i powąchał ją. Do nozdrzy dotarł mu piękny zapach kwiatu. - Kiedy byłem mały, mama często wplątywała mi roślinki w futro.
- Dobrze, że mówisz! Zamknij oczy, a coś ci pokażę - miauknęła Cętkowna Łapa.
- Ale...
- Bez żadnych ale. - Stanowczo zareagowała kotka.
Orlikowa Łapa zamknął oczy. Nie wiedział, na co wpadła znajoma mu osobniczka. Przez chwilę czuł, że coś majdruje mu w futrze. Ona. Go. Dotknęła... Zamarł. Ciało mu drgnęło. Dziwna fala uczuć zalała jego wnętrze.
- Nie drżyj tak... I już. Otwórz oczy - powiedziała uradowana uczennica.
Biały otworzył oczy. Spojrzał w górę i zobaczył, iż Cętkowana Łapa wplątała mu w futro kwiatek. Tak samo, jak kiedyś Koniczynka.
Nie wiedział, jak zareagować. Mamę się kocha, a inne kotki... Też się powinno?
<Cętkowana Łapo?>
Narcyzowy Pył nie pozwalał młodemu uczniowi na odpoczynek.
- Najukochańszy, lecz nie tak ukochany przez Klan Burzy jak ja, Orliczku. - Menotr napuszył się i uśmiechnął się, pokazując błyszczące zęby. - Niebo mi powiedziało, że dzisiaj burzy... raczej? Tak! Na pewno nie będzie, więc możemy skupić się na... Polowaniu! Względnie opanowałeś podstawy walki, więc muszę nieco urozmaicić twój trening.
Biały uczeń z zaciekawieniem przyglądał się Narcyzowi. Zapatrzony w siebie, ale ma jakiś potencjał.
Udali się w teren, poza obóz. Orlikowa Łapa już powoli przyzwyczajał się do szybkiego tempa chodu, nadawanego przez starszego kocura. Czuł większe siły w łapach i nie musiał tak często wypoczywać. Ba, nawet nie zajmował sobie głowy staniem w miejscu i dyszeniem. Chciał poznać potrzebne do przeżycia umiejętności. Potrzebował ruchu, mentalnie nadal pozostawał kocięciem.
- Zaczniemy naukę polowania. Sztukę trudną do opanowania... No, proszę, jak ładnie rymujesz, Narcyzku. Tak, tak, tylko ja tak potrafię - powiedział dumny z siebie mentor. Przybrał dumną pozę i puścił oczko do ucznia.
- No.... Racja! Jesteś górą w takich sprawach. I... Umiesz.... - Orlikowej Łapie zabrakło słów. Nadal nie przyzwyczaił się do ciągłego komplementowania nauczyciela. Nigdy nie spotkał tak wymagającego osobnika. Już mniejszym orzechem do zgryzienia była Mniszek... właściwie Mniszkowa Łapa. Wredna i najbardziej charakterna potomkini Koniczynki. Wprowadzała nieco ognia w przesycone miłością i zabawą życie w żłobku.
Narcyzowy Pył westchnął ciężko.
- Długa droga przed tobą. - Pokręcił głową. - Trudno, zacznijmy jedną rzecz, a do adorowania MNIE i tylko MNIE wrócimy później.
Niebieski i biały całe popołudnie skupili się na polowaniu na myszy. Dosyć małym, acz ruchliwym stworzonku. Mentor uznał, iż to dobre stworzenie na początek poznawania sztuki dobrego polowania. Dłuższą chwilę zajęło im znalezienie gryzoni. Przy okazji Narcyzowy Pył pokazał Orlikowej Łapie ślady zwierząt najczęściej spotykanych wśród traw.
Odnaleźli mysz. Szare stworzonko oddychało szybko i rozglądało się po okolicy.
- Wykorzystaj sytuację. Ugięte łapy, stąpaj powoli i patrz na ofiarę. Trawa cię kamufluje, jeden zbyt szybki ruch, a mysz cię uslyszy i ucieknie. Gdy będziesz blisko niej, naskocz na nią i wbij mocno pazury. Zadaj ból. Nie zjadaj. To część posiłku dla klanu - wyszeptał względnke zwięźle mentor.
Orlikowa Łapa wykonał zalecenie mentora i zakradł się do myszy. Gryzoń wylądował w jego małych łapkach. Pierwsze udane polowanie zaliczone. Musieli jednak znaleźć więcej myszy, aby inne koty nie chodziły głodne.
Wrócili do obozu z całkiem sporą ilością myszy. Orlikowej Łapie przypadła mała część jednego z łupów. Po całym dniu polowania słodkie mięso smakował wyśmienicie. Jadł powoli, rozkoszującego się każdym kęsem. Szczęście mu sprzyjało, a nawet się nie ściemniło.
- Orliczkuuuuu, Orliczku, biały ty mój skarbeńku. - Usłyszał nad uchem głos Narcyzowego Pyłu. - Jedz szybciej. Jeszcze z tobą nie skończyłem. Zajadasz się bardziej niż mój świętej pamięci dziadek.
Orlikowa Łapa przewrócił oczami. Czy ten kocur nie ma innych rzeczy do roboty? Czy on ma w ogóle przyjaciół?
Biały skończył posiłek. Udał się z Narcyzem na bok.
- A więc... Komplementuj mnie. Adoruj. Czcij jak własną matkę. - Na pysku mentora zagościł teatralny smutek. Znowu teatrzyk komplementów zatacza swój bieg.
- Jesteś... Cudownym nauczycielem... Wspaniałym kotem. Nie ma w tobie nic z pieszczocha i nawet Dwunożni powinni ci się kłaniać. Do samej ziemi - powiedział biały z... obojętnością w głosie.
- Lepiej, lepiej, ale bądź radośniejszy - skomentował mentor.
- Oczy twe błyszczą jak gwiazdy na niebie... A słońce nie umywa się do twojego majestatu - rzekł nieco bardziej filozoficznie uczeń. W tym momencie zauważył na horyzoncie Cętkę... to znaczy Cętkowaną Łapę. Ciągle mylił imiona. - Zacznij myśleć - zbeształ się w myślach.
- Nienajgorzej, Orliczku. - Uśmiechnął się serdecznie i szczerze Narcyz. - Ah, aż poszedłbym nad rzekę i popatrzył samemu sobie w oczy... Lecz chcę mieć potomków, a do ich zrobienia potrzebuję wybranki. Idę podbić czyjeś damskie serce! - Wojownik poszedł w kierunku grupy rozmawiających ze sobą kotek. O rety... Co potrafi odwalić kotu z prawie czterdziestoma księżycami na karku!
- Orliczku, Orliczku - usłyszał śmiech cętkowanej uczennicy. No świetnie... Za chwilę cały klan będzie go znał jako "Orliczka", a nie Orlikową Łapę. Zanim zdążył zareagować w jakikolwiek sposób na słowa rówieśniczki, zauważył coś ładnego. Coś, czego od dawna nie widział. - Dobra, przepraszam... Orlik! Słyszysz mnie? - Usłyszał głośne miauknięcie Cętkowanej Łapy nad uchem. Au... Jak jutro nie będzie głuchy, to podziękuje Klanowi Gwiazd za ten cud.
- T-tak - odpowiedział w zamyśleniu.
- Na co tak patrzysz? - zapytała się.
- Na kwiatek! Zobacz, jaki ładny. Najprawdziwszy. - Podszedł do rośliny i powąchał ją. Do nozdrzy dotarł mu piękny zapach kwiatu. - Kiedy byłem mały, mama często wplątywała mi roślinki w futro.
- Dobrze, że mówisz! Zamknij oczy, a coś ci pokażę - miauknęła Cętkowna Łapa.
- Ale...
- Bez żadnych ale. - Stanowczo zareagowała kotka.
Orlikowa Łapa zamknął oczy. Nie wiedział, na co wpadła znajoma mu osobniczka. Przez chwilę czuł, że coś majdruje mu w futrze. Ona. Go. Dotknęła... Zamarł. Ciało mu drgnęło. Dziwna fala uczuć zalała jego wnętrze.
- Nie drżyj tak... I już. Otwórz oczy - powiedziała uradowana uczennica.
Biały otworzył oczy. Spojrzał w górę i zobaczył, iż Cętkowana Łapa wplątała mu w futro kwiatek. Tak samo, jak kiedyś Koniczynka.
Nie wiedział, jak zareagować. Mamę się kocha, a inne kotki... Też się powinno?
<Cętkowana Łapo?>
AwA Mój ship :D
OdpowiedzUsuńNarcyzowy Pył jest tutaj cudowny <3
OdpowiedzUsuńUwuwueuwu jeju buby
OdpowiedzUsuń