Dostrzegając, jak pyszczek kotki wygina się w bolesnym grymasie, futro stanęło jej dęba. Czy to ten moment? Czy na świat za chwilkę przyjdą kocięta Sroki? Szybko jednak się otrząsnęła, gdy niebieska warknęła na nią, by prędko przyprowadziła medyka do kociarni. Nie zwlekając ani sekundy dłużej, pognała przed siebie, ignorując przy tym zdziwione spojrzenia posyłane calico przez odpoczywające dookoła koty. Nerwowo rozglądnęła się wokół siebie, starając się namierzyć żółtymi ślipiami sylwetkę Sokolego Skrzydła czy Szybującej Mewy, jednak nigdzie nie widziała kocurów. Zirytowana strzepnęła końcówką ogona; gdzie podziewa się medyk, kiedy akurat jest potrzebny? Mimo wszystko, zanim córa Rosomaka zdążyła przekląć na głos uzdrowicieli, ci sami pojawili się w zasięgu jej wzroku. Czując niewyobrażalną ulgę w sercu, pędem znalazła się tuż przy bicolorze i niemalże wrzasnęła.
— Sroczy Żar zaczęła rodzić! Szybko! — krzyczała zdenerwowana, popychając kocura w stronę krzewów jeżyn. Zszokowany uczeń Lśniącego Słońca na początku nie do końca wiedział, co się dzieje, jednak prędko wziął się w garść i ruszył w stronę chwilowej kociarni. Calico kroczyła tuż za nim, jednak przy wejściu zatrzymała się; nie była gotowa i nie chciała być świadkiem wydawania na świat kociąt, bynajmniej nie teraz. Z czujnie postawionymi uszami nasłuchiwała odgłosów dobiegających z środka, siedząc przed pokaźnym krzewem oraz odganiając każdego zaciekawionego przechodnia. Jasne, potem mogą przyjść, ale nie w czasie porodu! Zważając na okropne wrzaski kotki, zastępczyni była pewna, że niebieska przeżywa ogromny ból, którego nawet nie potrafiła sobie wyobrazić. Jej kruchym ciałem wstrząsnął dreszcz. Mimo wszystko, sama też będzie chciała przez to przejść, jeśli zdecyduje się na kociaki. Jednakże teraz było na nie stanowczo za wcześnie — dodatkowo sprawę potęgowała jej obecna ranga oraz kłótnia z partnerem, która mocno odbiła się na córze Gronostaj. Kierując pysk w stronę żłobka, pomodliła się w duchu do Klanu Gwiazd, by Sroka wytrzymała jeszcze trochę, a następnie żółtooka skierowała się w stronę legowiska wojowników.
— Sroczy Żar zaczęła rodzić! Szybko! — krzyczała zdenerwowana, popychając kocura w stronę krzewów jeżyn. Zszokowany uczeń Lśniącego Słońca na początku nie do końca wiedział, co się dzieje, jednak prędko wziął się w garść i ruszył w stronę chwilowej kociarni. Calico kroczyła tuż za nim, jednak przy wejściu zatrzymała się; nie była gotowa i nie chciała być świadkiem wydawania na świat kociąt, bynajmniej nie teraz. Z czujnie postawionymi uszami nasłuchiwała odgłosów dobiegających z środka, siedząc przed pokaźnym krzewem oraz odganiając każdego zaciekawionego przechodnia. Jasne, potem mogą przyjść, ale nie w czasie porodu! Zważając na okropne wrzaski kotki, zastępczyni była pewna, że niebieska przeżywa ogromny ból, którego nawet nie potrafiła sobie wyobrazić. Jej kruchym ciałem wstrząsnął dreszcz. Mimo wszystko, sama też będzie chciała przez to przejść, jeśli zdecyduje się na kociaki. Jednakże teraz było na nie stanowczo za wcześnie — dodatkowo sprawę potęgowała jej obecna ranga oraz kłótnia z partnerem, która mocno odbiła się na córze Gronostaj. Kierując pysk w stronę żłobka, pomodliła się w duchu do Klanu Gwiazd, by Sroka wytrzymała jeszcze trochę, a następnie żółtooka skierowała się w stronę legowiska wojowników.
***
Następnego wschodu słońca, gdy tylko kotka znalazła chwilę wolnego czasu, od razu zawitała do kociarni. Oczywiście uprzednio pochwyciła ze stosu świeżo upolowanego wróbla, a także pożyczyła od medyków trochę nawilżonego mchu, by ulżyć królowej w ten upał. Z pełnym pyskiem wkroczyła między krzewy, a jej wzrok wyłapał cętkowaną leżącą kilka długości ogona dalej. Niepewnie podeszła bliżej, a jej ślipiom ukazały się dwie, malutkie kuleczki. Ich cynamonowe futerko lśniło w blasku słońca, a grzbieciki delikatnie unosiły pod wpływem oddechu. Niespodziewany ruch Sroczego Żaru przerwał jednak zachwyt zastępczyni, która wskazała łapą na przyniesione rzeczy i spokojnie miauknęła.
— Przyniosłam ci coś na wzmocnienie — powiedziała, a gdy zmęczone, pomarańczowe ślipia zlustrowały sylwetkę calico, ta schyliła lekko łeb w stronę kociaków. — Są przepiękne. Jak mają na imię?
— Przyniosłam ci coś na wzmocnienie — powiedziała, a gdy zmęczone, pomarańczowe ślipia zlustrowały sylwetkę calico, ta schyliła lekko łeb w stronę kociaków. — Są przepiękne. Jak mają na imię?
<Sroko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz