Szakali Szał poszła w cholerę, Bielicze Pióro spała, więc nic nie stało jej na przeszkodzie, żeby wcisnąć kolejną, bolesną prawdę siostrze. Nie lubiła Jutrzenki jak jasna cholera, miała ochotę sprzedać jej solidną lepę na ryj, że ta już by nie wstała. Matka kazała im się kochać, do tego jojczyła, że rodzina najważniejsza, że kiedyś też będą miały dzieci, bla bla bla… To była jedna z nauk Bieliczego Pióra, w którą Świt nie była w stanie za cholerę uwierzyć.
Wracając jednak, Jutrzenka była tym typem kota, którego Świt najchętniej wepchnęła by tam, skąd przyszła. Młoda nie miała jednak stuprocentowego pojęcia, czy ta jakże mistyczna technika zadziała, toteż uznała, że dla pewności wytrzyma już z jedną Jutrzenką, bo jeszcze cholera dwie takie wrócą, gdy coś jej nie wyjdzie.
Podczas interakcji ze sobą, widać było, że tylko jeden kociak zostaje odepchnięty, wręcz wyalienowany. Niechciany.
Tym razem, podczas planowania przez dzieciaki zabawy w klany, Poranek zasugerowała, że powinny wziąć do zabawy jeszcze Jutrzenkę, by ta nie została sama.
— Ona się nie liczy, do niczego się nie nadaje!
Świt niemalże natychmiast zaprotestowała, stając siostrze na drodze. Zmarszczyła nosek, wydając z siebie pomruk niezadowolenia, który ze względu na bycie smrodem, brzmiał komicznie. Poranek westchnęła, wywracając ślepiami.
— Przecież może robić za więźnia.
Niebieskie uszy Poranek zwróciły się ku Świt, która nadal nie była przekonana propozycją.
— Więźnia?! — złota koteczka przewróciła ślepiami zirytowana — Ona jest zbyt słaba by nawet być więźniem! Nie zamierzam się z nią baw-
Urwała, słysząc cichy szloch burej. Skrzywiła się. Świetnie, jak tak dalej pójdzie to zaraz przylezie tu Szakal lub Bielik się obudzi. Dla pewności była czujna, by w odpowiedniej chwili założyć na pyszczek maskę aniołka.
— Świetnie, ta znowu ryczy.
Tym razem odezwał się Brzask, obserwując całą sytuację z bezpiecznej odległości.
< Jutrzenka? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz