Gdy kocur z wrzaskiem skoczył na drzewo Płomień o mało nie padłą ze śmiechu. Hahahaah! Co za cienias! Przestraszył się czegoś takiego! No cyrk niesamowity! Proszę państwa, oto Potrójny Krok, siedzący na drzewie bo się wystraszył małego kociaka!
- To nie było śmieszne! Mogłem umrzeć! - Krzyknął jej w pysk.
Płomień poczuła napiętą atmosferę, kompletnie ją ignorując. Zaprzestała jednak śmiechu, patrząc dużymi oczami na medyka. Był naprawdę wściekły.
- Cyli bym cie zabila? - Dopytała, chcąc być pewna.
- Tak ty wstrętny bachorze! - Warknął, a ona pokiwała z rozwagą głową.
- Dobse, nastepnym lazem baldziej se postaram! - Poprzysięgła mu, stając na równe łapki.
Mina Trójki wyrażała wiele emocji, w tym duży pokład złości. Taki bachor, a już mu źle życzy, ha, a to ci dopiero zabawa.
Płomień nie rozumiała do końca całego tego "zabijania", pamiętała tylko z monologu liliowego, że Klan Gwiazd zabierał kocie dusze na Srebrną Skórkę po śmierci. No i to następowało po "zabiciu". Więc, skoro medyk tak ich lubił, to pewnie chciał do nich dołączyć, prawda?? Na pewno prawda! Nie podlega dyskusji.
Tortie odwróciła się. Było jej zimno, więc chciała wracać. Tylko którędy? Tędy?
Polazła pierwszą lepszą drogą, zapominając szybko o wkurzonym medyku. Po jakimś czasie błądzenia zobaczyła jego liliowego futro, więc niczym prawdziwy szpieg poszła za nim. Takim sposobem wróciła do obozu, od razu uciekając do żłobka, by się ogrzać.
~*~Płomień ma już trzy księżyce~*~
Od rana dziwnie się czuła. Coś ją ściskało...tam przy ogonie. Nie wiedziała co to jest, więc wstała i poszła na sztywnych łapkach do matki.
- Mamo - miauknęła. - Boli mnie. Jakoś tak dziwnie.
- To idź do medyka - burknęła, przewracając się na drugi bok.
Skrzywiła się na słowa rodzicielki. Zignorowała też Dym, który widocznie też chciał uwagi mamusi. Nie dostał jej, dlatego Płomień wypięła mu język, odwracając się na pięcie.
Wychodząc ze żłobka, poczuła, że musi na stronę. Szybciutko odnalazła jakieś krzaczki. Ale...wizyta w krzaczkach w ogóle nie pomogła!
Wyszła z nich, depcząc śnieg. Nie rozumiała, co się dzieje. Dlaczego nagle musiała tyle biegać po kryjówkach? Wczoraj wszystko było okej, a teraz nagle...
No cóż, nie ma tego złego. Nie zamierzała pokazywać, iż coś mogło być nie w porządku. Po prostu z uniesionym ogonem zaczęła przemierzać klan.
Kiedy znowu poczuła, że musi skoczyć w krzaczory. Fuknęła gniewnie, biegnąc w najbliższe miejsce, by się schować.
Poczuła ulgę, jednak przeczuwała, że to tylko chwilowe. Niechętnie więc skierowała swoje kroki ku jednemu z legowisk. Tamten liliowy kocur...on był medykiem, prawda? Więc gdzie on tam i pomoc?
Odnalazła właściwe wejście, szukając wzrokiem starszego. Uderzył w nią zapach ziół. Był bardzo intensywny i całkiem ładny.
- A ty tu czego? - Podskoczyła jeżąc futro na niespodziewane pytanie.
Spojrzała na wyłaniającego się z mroku medyka. Położyła po sobie uszy, od razu przestając chcieć pomocy. Wiedziała jednak, iż tylko on załatwi jej problem.
- Nie myśl, że chciałam tu przyjść. - Oznajmiła na wstępie. - Mam sprawę ogromnej wagi! Ciągle muszę biegać w krzaczki, i boli mnie przy ogonie!
Po chwili dodała jeszcze:
- No i sram brudną wodą.
<Potrójny Kroku? ^^>
Kocham xD
OdpowiedzUsuń