Sama nie była zadowolona z towarzystwa Aroniowego Podmuchu, bo o ile pałała do kocura szacunkiem, tak z sympatią... Cóż, było dosyć ciężko. Znaczy się to nie tak, że go nie lubiła zupełnie i pluła mu do żarcia z ukrycia, jednakże... ciężko było to określić, miał w sobie zwyczajnie to coś, co nie pozwalało jej polubić go w tych stu procentach. Syknęła z bólu, mamrocząc pod nosem, jak to medykowi zrobi z dupy jesień średniowiecza, jeśli coś spartoli, po czym przegryzła patyk trzymany w pysku. Przeklinała w myślach ile wlezie, plując klifiakowi w mordę chyba ze stokroć razy. W końcu coś strzyknęło, uwalniając ją od przeciwnego uczucia zdrętwiałych czy też skamieniałych mięśni. Nadal jednak bolało ją to w cholerę, przez co kocica ani myślała, by ruszyć dupę z legowiska. Ułożyła pysk na łapach, słuchając całej tej medycznej paplaniny. Co jakiś czas zerkała na Aroniowy Podmuch, który wpatrywał się we własne łapy, co rusz a to poruszając palcami i wsuwając oraz chowając pazury.
— Będziesz musiała tu trochę poleżeć — miauknął Poranna Zorza, kładąc jej przed pyskiem zioła, na widok których skrzywiła się niemiłosiernie. Cholerne chwasty. Wiedziała jednak, że musi je zjeść, nie była kretynką, by bimbać ze swoim zdrowiem. Skinęła więc tylko łbem, biorąc do pyska zielsko i przeżuwając je. Nie było ani trochę smaczne, wręcz zbierało się jej na wymioty, jednakże w końcu połknęła. Kocica zastrzygła uszami, krzywiąc pysk, gdy do jej nosa dotarł charakterystyczny smród tej łamagi, co własnej dupy myć nie potrafiła. Nastroszyła lekko futro na karku, mierząc łachudrę wtaczającą się do środka morderczym spojrzeniem.
— Chcę coś na ból — warknął tonem tak pretensjonalnym, że aż Zorza otworzył szeroko pyszczek. Bezczelny śmieć.
— Mamusia nie nauczyła mówić proszę, Truskaweczku? — zakpiła, unosząc kącik pyszczka ku górze. Była z siebie cholernie dumna, mimo iż brzmiała jak jakiś smarkaty szczeniak. Jakoś nie potrafiła się powstrzymać. Zbyt wiele radości jej to sprawiało.
— Mamusia nie nauczyła trzymać jęzora w mordzie? — odpyskował kremowy, wytykając własny jęzor z pyska. Zboże zaśmiała się z tego, jak żałośnie kocur wygląda.
— Słuchaj kochaneczku, bo chyba żeś się po ostatnim strzale w pysk nie nauczył, ogarnij może szanowną, bo to, że twoja nawiedzona babunia tutaj lideruje, nie znaczy, że twoja opasła i leniwa dupa jest bezpieczna — splunęła mu pod łapy — Właściwie to... nie wiem, kto jest twoim starym, ale straaaasznie mu współczuję — z jej pyska uciekł śmiech pełen kpiny.
— Nawet mu się nie dziwię — miauknął Aronia, nadal wpatrzony w swoje łapy — Jesteś tak niskim bytem, że nawet własny ojciec nie zamierza się to ciebie przyznać. Jakież to smutne — dodał, podnosząc wzrok wściekłych pomarańczowych oczu, jednakże tym razem były one zimne jak lód, pełne obojętności. Truskawkowa Łamaga nie doczekał swych ziół, machnął obrażony kitą wychodząc ze środka. Mamrotał po drodze coś o tym, że Pstrąg ostro posrało biorąc czarno-białego kocura na zastępcę.
— Tak, bo miała wziąć jakąś miękką cipę — fuknęła Zboże pod nosem, układając łeb na łapach i starając się jakoś rozluźnić. Tak, jak polecił jej medyk.
< Aronia? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz