Wszystko powoli się zmieniało. Fiołkowa Dolina, jeden z synów Berberys umarł, zaś prawie cała pozostała zgraja została wojownikami. Został praktycznie Myszek i Dalia, którym Lis co jakiś czas proponował już mianowanie, nadal jednak pozostawał bez odpowiedzi. Rudy kocur westchnął cicho, kierując się do żłobka, w którym miało ostatnio miejsce coś dla lidera niesamowitego. Jego syn, Świszcząca Wichura dorobił się potomka. Koteczka, imieniem Zguba był przecudowna, sam pręgowany chętnie odwiedzał wnuczkę, chociaż nie potrafił w to uwierzyć. On dziadkiem? Na samo to słowo sierść stawała mu dęba na karku. Znudzonym wzrokiem rozglądał się po obozie, gdy szedł przed siebie. Mijał koty, które natychmiast milkły, jednak on już od wielu księżyców miał to pod ogonem. Na wieść o zniknięciu pięciu wojowników machnął łapą. Skoro odeszli, to nie było sensu szukać zdrajców, sam jakoś nie miał też na to za bardzo ochoty. Bo i po co ryzykować życie, czy czas dla garstki niewdzięczników? Dostaną po dupie od życia, to wrócą po pomoc. Ewentualnie zdechną.
— Dziadeeeek! — radosny pisk dotarł do jego uszu z opóźnieniem, rudy kocur zrozumiał co się stało, dopiero gdy szylkretowa koteczka wtulała się w jego łapę. Mimowolnie na jego zniszczonym pysku pojawił się paskudny uśmiech.
— No dzień dobry, kwiatuszku — zamruczał łagodnie, zniżając się do poziomu wnuczki, po czym otarł się o nią lewym policzkiem, mrucząc cicho — Ależ wyrosłaś! Niedługo powalisz mnie na ziemię! — miauknął, przyglądając się słodkiej istotce, jak ta łapie go za puchatą kitę, szamocząc się z nią, jakby była jej ofiarą.
— Wujek widzę dzisiaj w wyśmienitym humorze. Już nie trzeba nosić kija, żeby podejść? — odwrócił łeb, widząc Szczawiowego Liścia z typowym dla siebie, szelmowskim uśmiechem. Kocur mimowolnie skrzywił pysk, marszcząc przy tym też brwi.
— Ta, powiedzmy — mruknął, zaraz jednak rozluźnił się, ponownie czując ogarniającą go melancholię.
— Oj wujek się nie złości. Przyszedłem zdać raport z patrolu — liliowy otarł się o bok lidera, śmiejąc się cicho. Mimowolnie wzrok Lisa jak i jego postawa złagodniała. Skinął mu tylko łbem.
— Po dezerterach śladu fizycznego nie ma. Jednak... znaleźliśmy coś, co wujka zaciekawi — miauknął z nutą ekscytacji w głosie — Wyczuliśmy zapach Nocnej Puszczy, do tego... kierował się on w stronę klanu wilka, zaś przy granicy złączył się z zapachem piątki uciekinierów — Lid odruchowo wbił pazury w ziemię.
— A to sukinkot — warknął pod nosem wściekły.
< Szczawik? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz