Kawka słysząc kto będzie jego mentorem, wybałuszył ślipia. Teraz to dopiero jego życie stało się komedią. Będący już dwiema łapami w grobie lider-staruch miał go nauczać? Kocurek wątpił w to, że ten jeszcze potrafi biegać. Niechętnie podszedł do lidera i zetknął się z nim z nosem. Skrzywienie samo wkradło mu się na pysk. Iglasta Gwiazda już nawet śmierdział jak nieboszczyk.
Jak miał trenować z kimś kto zaraz zdechnie?
Z niezadowoleniem na pyszczku odskoczył od lidera i podszedł do matki. Ta z dumą liznęła go w czoło. Skrzywił się, ale tylko lekko. W końcu to był jego wielki dzień. Był jedynie krok od zostania wojownikiem i odejściu z tego skorumpowanego klanu. Mógłby zacząć życie zupełnie gdzieś indziej. Gdzieś gdzie nikt nie wzdychał do jego ojca.
— Kawcza Łapo! — zawołał w jego stronę lider, podchodzący do nich.
Kocurek zwrócił łaskawie łebek w jego kierunku. Niech matka chociaż się cieszy, że niby szanuje swojego mentora.
— Witaj, Cętkowany Liściu — przywitał wojowniczkę. — Kawcza Łapo, jutro pokaże ci nasze tereny. Bądź o świcie przy wyjściu z obozu. — mruknął, uśmiechając lekko się do kocurka.
Kawka kiwnął łbem leniwie. Sam nie sądził, że tak wcześnie wstanie, ale to nie był jego problem. Jedynie lidera. Po zebraniu pogratulowania od starszego rodzeństwa ruszył w stronę legowiska uczniów. Prócz niego i Małej Łapy mieszkały tam cztery koty. Plus Sarnia Łapa. Kawka zerknął na siedząca w kącie z Wawrzynową Łapą. Nie miał pojęcia jak ta tępa ameba bez łapy, podobno należąca do jego rodziny, zwróciła uwagę Sarniej Łapy, lecz Kawce to nie podobało się ani trochę. Jakby mógł zaszczałby mu legowisko, lecz srebrny rzadko łaskawie podnosił swój zad. Kolejny pasożyt niczym jego brat Szczurza Łapa. Jedynie Kolczasta Skóra przydawał się klanowi. Choć w sumie służenie tak jedynie klano-podobnemu bytowi nie było powodem do dumy.
— Hej — mruknął głos za nim.
Kawka odwrócił się, by ujrzeć kolejne z kociaków lidera. Zdecydowanie zbyt dużo z nich jeszcze dychało. Pierzasta Łapa, osobnik uważający się za kotkę. Jedno z licznego potomstwa Iglastej Gwiazdy. Zignorował kocuro-kotkę i ułożył się na posłaniu w głębi legowiska uczniów. Miał nadzieję jedynie, że ta śmierdząca wężo-kaczka nie postanowi się do niego dosiąść.
Coś nieprzyjemnie za gilgotało go w nos. Odepchnął tą łapą, lecz powróciło. Raz za razem, wkurzające coś wracało, coraz bardziej jeżdżąc mu po pysku. Zdenerwowany Kawka otworzył ślipia z zamiarem uśmiercenia rzeczy przerywającej mu sen. Wtedy poczuł ciężar na łbie. Widząc czarną sierść uświadomił sobie, że ta głupia wężo-kaczka na nim usiadła. Złość zagotowała się w niewielkim ciałku.
— Mysi móżdżek! — wrzasnął na niego, zrzucając go z siebie i kładąc się z powrotem.
Mała Łapa uśmiechnął się wrednie.
— Lepiej wstawaj zanim dostaniesz burę od lidera — mruknął niepełnosprawny.
Kawka wywrócił ślipiami.
— Staruch nie zdąży mnie dogonić — miauknął, ziewając.
Czuł jak ciężkie powieki zamykają się same. Zdążył jedynie zarejestrować, że brat wychodzi nim powrócił do snu. Niestety nie dane było mu nacieszyć się snem. Czyjeś kły nieprzyjemnie zacisnęły się na jego karku.
— Mamo, jeszcze chwilę — miauknął nieprzytomnie, zapominając, że właśnie zaczął nowe życie.
Dopiero nagły kontakt z ziemią dobudził kocurka. Z niezadowoleniem spojrzał na lidera.
— Tak? — mruknął jeszcze sennie.
Morskie ślipia przyglądały mu się. Iglasta Gwiazda zdawał się być coś w nie sosie.
Może gdyby wyjął sobie kija z tyłka byłoby lepiej, pomyślał Kawka.
— Mieliśmy mieć trening — przypomniał mu surowym głosem. — O świcie — dodał.
Kawcza Łapa spojrzał do góry. Faktycznie słońce było już wyżej. No trudno. Lider chyba liczył na coś, lecz kocurek milczał. Liliowy w końcu westchnął.
— Jeśli jutro to się powtórzy obudzisz się w strumieniu — mruknął kocur.
Kawka zastrzygł zaciekawiony uszami.
— Mamy rzekę?
— Strumień — powtórzył lider, ruszając w kierunku wyjścia z obozu. — Ale nie wiem czy do niego dotrzemy przez twoje spóźnienie — skarcił ucznia wzrokiem.
— No trudno — mruknął jedyne Kawcza Łapa.
Wyszli z obozu. Ruszyli w głąb lasu. Kawka podziwiał widoki zaciekawiony. Nigdy nie był jeszcze poza obozem. Mimo wszystko nigdy nie wybrał się poza kociarnie brew wiedzy mamy. Ze wężo-kaczką na karku, którego jęzor był dłuższy niż jego wąsy mało co można było zrobić.
— Za jakiś czas będziemy przechodzić obok granicy z Klanem Burzy — poinformował go lider. — Wiesz coś o nich?
Kawcza Łapa zastanowił się chwilę.
— Królikojady — rzucił w końcu.
Lider-staruch westchnął jak na prawdziwego starucha przystało.
— Prócz tego warto wiedzieć, że są szybcy. Cholernie szybcy, niczym zające, które łapią — miauknął liliowy. — Oprócz nich są jeszcze dwa klany. Klan Nocy i Klan Klifu.
Kawka coś słyszał o nich, lecz jego wiedza kończyła się na tym, że jedni rybojady, a drudzy lisie łajna.
— Klan Nocy charakteryzuje się siłą, pływają w rzece, walcząc z nurtem, więc mają umięśnione łapy. Przez ich dietę wali od nich rybami — kontynuował lider. — A Klan Klifu mieszka na skalnej półce. Są pozbawionymi moralności śmieciami.
Kawcza Łapa kiwnął łbem. Przynajmniej odkrył plus treningów z tym staruchem. Nowe wyzwiska dla ukochanego brata.
— A czemu?
Iglasta Gwiazda pokręcił łbem rezygnacją.
— Twój ojciec najlepiej, by ci o tym opowiedział — mruknął, spoglądać w niebo.
Sierść na karku kocurka zjeżyła się.
— Szkoda, że postanowił zdechnąć — syknął Kawka zły.
Wzrok lidera znowu z surowiał.
— Nie mów tak o nim — syknął na niego. — Był oddanym zastępcą do tego stopnia, że oddał życie za niewdzięczną szmatę.
Kawka wywrócił ślipiami.
— To po co to robił? Wolał zostawić mamę, swoje kocięta i cały klan, żeby tamta mogła się zabić? — oburzył się Kawka, tupiąc gniewnie łapką.
Iglasta Gwiazda westchnął.
— Sam jestem zły na niego o to, Kawcza Łapo — wyznał lider. — Ale nie możesz przez to nie szanować swojego ojca, rozumiesz? — dodał nieco ostrzejszym głosem.
Kawka wywrócił oczami.
— Idźmy już stąd — burknął, chcąc zmienić temat.
Nie zamierzał szanować tchórza, który zostawił ich od tak.
— Witaj, Cętkowany Liściu — przywitał wojowniczkę. — Kawcza Łapo, jutro pokaże ci nasze tereny. Bądź o świcie przy wyjściu z obozu. — mruknął, uśmiechając lekko się do kocurka.
Kawka kiwnął łbem leniwie. Sam nie sądził, że tak wcześnie wstanie, ale to nie był jego problem. Jedynie lidera. Po zebraniu pogratulowania od starszego rodzeństwa ruszył w stronę legowiska uczniów. Prócz niego i Małej Łapy mieszkały tam cztery koty. Plus Sarnia Łapa. Kawka zerknął na siedząca w kącie z Wawrzynową Łapą. Nie miał pojęcia jak ta tępa ameba bez łapy, podobno należąca do jego rodziny, zwróciła uwagę Sarniej Łapy, lecz Kawce to nie podobało się ani trochę. Jakby mógł zaszczałby mu legowisko, lecz srebrny rzadko łaskawie podnosił swój zad. Kolejny pasożyt niczym jego brat Szczurza Łapa. Jedynie Kolczasta Skóra przydawał się klanowi. Choć w sumie służenie tak jedynie klano-podobnemu bytowi nie było powodem do dumy.
— Hej — mruknął głos za nim.
Kawka odwrócił się, by ujrzeć kolejne z kociaków lidera. Zdecydowanie zbyt dużo z nich jeszcze dychało. Pierzasta Łapa, osobnik uważający się za kotkę. Jedno z licznego potomstwa Iglastej Gwiazdy. Zignorował kocuro-kotkę i ułożył się na posłaniu w głębi legowiska uczniów. Miał nadzieję jedynie, że ta śmierdząca wężo-kaczka nie postanowi się do niego dosiąść.
* * *
— Mysi móżdżek! — wrzasnął na niego, zrzucając go z siebie i kładąc się z powrotem.
Mała Łapa uśmiechnął się wrednie.
— Lepiej wstawaj zanim dostaniesz burę od lidera — mruknął niepełnosprawny.
Kawka wywrócił ślipiami.
— Staruch nie zdąży mnie dogonić — miauknął, ziewając.
Czuł jak ciężkie powieki zamykają się same. Zdążył jedynie zarejestrować, że brat wychodzi nim powrócił do snu. Niestety nie dane było mu nacieszyć się snem. Czyjeś kły nieprzyjemnie zacisnęły się na jego karku.
— Mamo, jeszcze chwilę — miauknął nieprzytomnie, zapominając, że właśnie zaczął nowe życie.
Dopiero nagły kontakt z ziemią dobudził kocurka. Z niezadowoleniem spojrzał na lidera.
— Tak? — mruknął jeszcze sennie.
Morskie ślipia przyglądały mu się. Iglasta Gwiazda zdawał się być coś w nie sosie.
Może gdyby wyjął sobie kija z tyłka byłoby lepiej, pomyślał Kawka.
— Mieliśmy mieć trening — przypomniał mu surowym głosem. — O świcie — dodał.
Kawcza Łapa spojrzał do góry. Faktycznie słońce było już wyżej. No trudno. Lider chyba liczył na coś, lecz kocurek milczał. Liliowy w końcu westchnął.
— Jeśli jutro to się powtórzy obudzisz się w strumieniu — mruknął kocur.
Kawka zastrzygł zaciekawiony uszami.
— Mamy rzekę?
— Strumień — powtórzył lider, ruszając w kierunku wyjścia z obozu. — Ale nie wiem czy do niego dotrzemy przez twoje spóźnienie — skarcił ucznia wzrokiem.
— No trudno — mruknął jedyne Kawcza Łapa.
Wyszli z obozu. Ruszyli w głąb lasu. Kawka podziwiał widoki zaciekawiony. Nigdy nie był jeszcze poza obozem. Mimo wszystko nigdy nie wybrał się poza kociarnie brew wiedzy mamy. Ze wężo-kaczką na karku, którego jęzor był dłuższy niż jego wąsy mało co można było zrobić.
— Za jakiś czas będziemy przechodzić obok granicy z Klanem Burzy — poinformował go lider. — Wiesz coś o nich?
Kawcza Łapa zastanowił się chwilę.
— Królikojady — rzucił w końcu.
Lider-staruch westchnął jak na prawdziwego starucha przystało.
— Prócz tego warto wiedzieć, że są szybcy. Cholernie szybcy, niczym zające, które łapią — miauknął liliowy. — Oprócz nich są jeszcze dwa klany. Klan Nocy i Klan Klifu.
Kawka coś słyszał o nich, lecz jego wiedza kończyła się na tym, że jedni rybojady, a drudzy lisie łajna.
— Klan Nocy charakteryzuje się siłą, pływają w rzece, walcząc z nurtem, więc mają umięśnione łapy. Przez ich dietę wali od nich rybami — kontynuował lider. — A Klan Klifu mieszka na skalnej półce. Są pozbawionymi moralności śmieciami.
Kawcza Łapa kiwnął łbem. Przynajmniej odkrył plus treningów z tym staruchem. Nowe wyzwiska dla ukochanego brata.
— A czemu?
Iglasta Gwiazda pokręcił łbem rezygnacją.
— Twój ojciec najlepiej, by ci o tym opowiedział — mruknął, spoglądać w niebo.
Sierść na karku kocurka zjeżyła się.
— Szkoda, że postanowił zdechnąć — syknął Kawka zły.
Wzrok lidera znowu z surowiał.
— Nie mów tak o nim — syknął na niego. — Był oddanym zastępcą do tego stopnia, że oddał życie za niewdzięczną szmatę.
Kawka wywrócił ślipiami.
— To po co to robił? Wolał zostawić mamę, swoje kocięta i cały klan, żeby tamta mogła się zabić? — oburzył się Kawka, tupiąc gniewnie łapką.
Iglasta Gwiazda westchnął.
— Sam jestem zły na niego o to, Kawcza Łapo — wyznał lider. — Ale nie możesz przez to nie szanować swojego ojca, rozumiesz? — dodał nieco ostrzejszym głosem.
Kawka wywrócił oczami.
— Idźmy już stąd — burknął, chcąc zmienić temat.
Nie zamierzał szanować tchórza, który zostawił ich od tak.
<idk panie igło, jak pan lider chce to możemy coś jeszcze porobić przed atakiem>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz