Łabędzi Plusk ziewnął przeciągle i przeciągnął się, wbijając przy tym pazury w ziemię. Jak na rannego ptaszka takiego jak on, godzina na wstanie była już dosyć późna. Cóż, przynajmniej pierwszy raz od wielu księżyców miał okazję porządnie się wyspać. Normalnie koszmary i natłok myśli nie dawały mu takiego przywileju.
Leniwym krokiem ruszył do stosu świeżej zdobyczy. Wybrał dla siebie zmarniałą wiewiórkę i usiadł z nią na uboczu, dyskretnie ukrywając rosnącą niechęć do własnego posiłku. Pospiesznie wgryzł się w wiotkie ciałko, rozrywając je kilkoma zdecydowanymi kęsami. Gdy został mu już niemal sam szkielet, zabrał się za jego zakopanie i niedbałe oblizanie pyska. Niedbałe do tego stopnia, że resztki mięsa niechlujnie pozostały na jego wąsach.
Powoli odwrócił łeb w kierunku wyjścia z obozu, strzygąc uchem. Przejście się na spacer, żeby się rozbudzić i rozprostować nogi, zdawało się być dobrym pomysłem. Wstał z miejsca, otrzepując przy tym futro z kurzu i leniwie ruszył.
— O!!! Łabędzi Plusku!!! — Wojownik odwrócił się nagląco na dźwięk znajomego głosu, szukając jego źródła.
Znalazł je w chwili, gdy owe źródło opuściło już miejsce swojego przebywania i pobiegło w jego stronę, przytulając. Świstnął ogonem i nastawił uszy, zbity z tropu nagłym przywitaniem. Dopiero po chwili do niego dotarło, że nawiedzająca go czarna kupa futra była nikim innym, jak Barwinkowym Podmuchem.
— Wiesz jak mi jest nudno u medyka? Ma tyle pracy i nie mam z kim gadać! Zaraz pewnie dostanę w łeb za wychodzenie na zewnątrz… ale przynajmniej mogłem do ciebie zagadać! Jak ci życie mija? — Kocur odsunął się od niego, ogonem zamaszyście uderzając o ziemię.
Łabędzi Plusk zamrugał, a na jego pyszczek wpłynął mimowolny uśmiech.
— M-mija… ca-całkiem d-do-obrze. — Resztki posiłku na wąsach zaczynały działać mu na nerwy, więc pozbył się ich szybkim ruchem języka. — A t-ty? D-dajesz ra-radę p-po t-tym sz-szczu-urze?
— Ależ oczywiście, patrz tylko na mnie, jestem okazem zdrowia! Zastanawiam się jedynie, kiedy Sokole Skrzydło wreszcie to sobie uświadomi i mnie stąd wypuści. Siedzenie bezczynnie u niego, kiedy wcale mnie nie boli, to bezsensowne marnowanie czasu. — Łapa Barwinkowego Podmuchu przecięła powietrze, jakby wojownik chciał uwydatnić swoje znudzenie i irytację.
— N-nie mo-możesz n-na r-razie wy-wychodzić z o-obozu, ra-racja?
— Nawet nie wiesz, jak bardzo bym chciał.
Łabędzi Plusk otworzył pyszczek, by odpowiedzieć, wtem jednak przerwał im medyk, który ni stąd ni zowąd wysunął się ze swojego legowiska. Ogonem sunącym po ziemi rozkazał rannemu kocurowi powrót. Barwinek przewrócił oczami, wzdychając.
— No to do zobaczenia później, Łabędzi Plusku. — Machnął ogonem o jego bok i niechętnie się odwrócił.
— Do zo-zobaczenia. P-pod wie-wieczór m-mo-oże w-wpadnę. — Odniósł jednak wrażenie, że przyjaciel nie zdołał już go usłyszeć.
***
Kocur jak zwykle zamykał pochód patrolu. Przed nim żwawo dreptali Bluszczowy Poranek, Rumiankowa Pręga i Barwinkowy Podmuch.
Pogoda dziś sprzyjała. Ciepłym promieniom słońca towarzyszył przyjemny wiaterek, należycie wyrównujący temperaturę. O sprzyjaniu Łabędzi Plusk nie mógł jednak powiedzieć w stosunku do sytuacji w klanach. Feralne zgromadzenie i gniew przodków wciąż odbijały się echem w jego świadomości, skutecznie psując nastrój. Zaskujące było również nagłe zniknięcie garści wojowników Klanu Klifu, w tym Bagiennego Kwiatu, byłej uczennicy kocura. Nie, żeby narzekał na jej nieobecność, zdecydowanie nie czuł tęsknoty, jednak to masowe dezerterstwo wydawało mu się… dziwne? Coś tutaj ewidentnie nie grało. Z zamyślenia wyrwało go szturchnięcie w bark. Instynktownie najeżył sierść, ale wygładził ją, gdy tylko ujrzał przed sobą Barwinkowego Podmucha.
— Ścigamy się do granicy z Klanem Wilka?
Łabądek zastrzygł uchem. Propozycja brzmiała, jakby jego przyjaciel był energicznym kociakiem, który ledwo opuścił żłobek. Ewidentnie musiało mu się nudzić. Ale, czemu nie? Kocur kiwnął łbem po chwili wahania.
<Barwinku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz